Rozdział 11: Historia lubi zataczać koło

152 6 9
                                    

Szybko ściągnąłem słuchawki i odwróciłem się w stronę poszkodowanej osoby.

Była to Pani Potts...

- Peter! Co ten bałagan ma znaczyć?! Tony mówił mi, że już dawno się rozpakowałeś! I jak ja mam tu teraz odkurzyć?! - krzyknęła rudowłosa, wstając z ziemi.

- Umm... Ja... - zacząłem, wstając z krzesła i uważając by się nie potknąć ale żadna wymówka, jak na złość nie przychodziła mi do głowy.

- Wstajesz i to sprzątasz, natychmiast! - krzyknęła a ja usłyszałem kroki miliardera na korytarzu, które od jakiegoś czasu potrafiłem bez problemu rozpoznać.

No to po mnie... Pan Stark mnie teraz znienawidzi... Albo wyrzuci...

Tak jak sądziłem, po chwili do pokoju wszedł (a przynajmniej usiłował, co skutecznie utrudniały mu kartony na ziemi) Pan Stark.
Mężczyzna spojrzał się raz na mnie a później na Panią Potts.

- Co tu się dzieje? Czego się tak drzesz? - warknął po chwili.

- Mówiłeś, że dzieciak jest rozpakowany! Prawie sobie nogi tutaj połamałam! - wyjaśniła zdenerwowana Pani Potts - Ledwo weszłam i od razu się potknęłam!

- Ja... naprawdę nie- zacząłem cicho ale nie dane było mi dokończyć.

- Cicho bądź i masz pół godziny na posprzątanie tego syfu! - przerwała mi rudowłosa i wyszła szybkim krokiem z pokoju.

Stałem oszołomiony wybuchem Pani Potts ale Pan Stark wyglądał jakby nic specjalnego się nie wydarzyło.

- Właśnie o tym mówiłem - powiedział po chwili - Nie bierz tego do siebie młody, kiedyś jej przejdzie.

Nawet Pan Stark nigdy na mnie tak bardzo nie nakrzyczał...
Westchnąłem i usiadłem spowrotem na krześle.

- Ale po części ma rację. Jest tu gorzej niż w moim warsztacie - zaśmiał się Pan Stark i wyszedł z pomieszczenia nie zamykając drzwi.

- Drzwi! - krzyknąłem ale miliarder nie zwrócił na to uwagi.

No oczywiście, jego ego jeszcze nie wyszło! Jak mogłem o tym zapomnieć? - pomyślałem z ironią.

Wyszło na to, że musiałem samodzielnie zamknąć te głupie drzwi.
Uznałem, że nie ma co ryzykować i lepiej rzeczywiście posprzątać ten bałagan.

Zacząłem po kolei wyciągać rzeczy z kartonów i układać je w półkach.
W pewnym momencie trafiłem na mój ulubiony kubek, więc zakradłem się do kuchni i wsadziłem go do szafki na kubki tak żeby Pan Stark się nie zorientował.

W drodze powrotnej usłyszałem na korytarzu kroki Pani Potts, więc wskoczyłem na sufit i wyminąłem ją jak najszybciej się dało.
Całe szczęście kobieta zapatrzona była w telefon i nie zauważyła żadnego pająka chodzącego nad nią na suficie.

Wróciłem do pokoju i rozpakowałem tam większość kartonów. Niestety rozpakowywanie mi się znudziło, więc nierozpakowane kartony wsadziłem na dno szafy i uznałem, że rozpakuję je kiedy indziej.
Usiadłem przy biurku i skończyłem odrabiać zadania domowe.

•W poniedziałek rano•

Wstałem o 7:30, ogarnąłem się i poszedłem zjeść śniadanie.
W kuchni spotkałem Pana Starka, który wyglądał jakby znowu nie spał całą noc.

- Dzień dobry Panie Stark - przywitałem się a ten całkowicie mnie zignorował i przyglądał się tylko kawie zaparzonej przez Jarvisa - Panie Stark?

- Czego? - warknął zamykając oczy z irytacją.

Zamilkłem i zmieszany spojrzałem się na miliardera.

- No co chcesz? - powiedział wciąż zdenerwowany i spojrzał się na mnie morderczym spojrzeniem.

- J-ja... Ja tylko się przywitałem... - powiedziałem niepewnie.

- Wiem, wybacz... Miałem dziś ciężką noc - westchnął filantrop.

- Oh... Przykro mi... - szepnąłem.

- Pepper tym razem uznała, że nie robię w życiu nic innego, oprócz siedzenia w miejscu z tymi "durnymi zbrojami" po czym rozwaliła ekspres do kawy każąc mi iść spać, więc przez reszę nocy musiałem go naprawiać a teraz się okazuje, że i tak nadal nie działa poprawnie - wytłumaczył.

- Nie powinna tak robić...

- No właśnie - westchnął miliarder wylewając kawę do zlewu.

Po chwili Pan Stark gdzieś wyszedł a ja w ciszy zjadłem śniadanie po czym przebrałem się w strój Spider-Mana i poleciałem w kierunku szkoły.

Gdy byłem już niedaleko, to dostrzegłem w ciemnej uliczce dwóch mężczyzn bijących jakiegoś ucznia.
Ruszyłem mu na pomoc przeganiając mężczyzn i strzelając w nich pajęczynami a już po chwili zniknąłem w innej ciemnej uliczce i szedłem powoli w stronę szkoły już spowrotem jako Peter Parker.

Gdy dotarłem do szkoły to z zdezorientowaniem zobaczyłem, że wszystkie korytarze są puste. Oznaczało to tylko jedno...

Spóźniłem się!

Pobiegłem jak najszybciej się dało do odpowiedniej klasy i przeprosiłem za spóźnienie. Nauczycielka od matematyki nie była zachwycona moim spóźnieniem i powiedziała, że będę się tłumaczyć z tego po lekcji. Usiadłem w ławce i się rozpakowałem.

Pajęczy zmysł ostrzegł mnie przed nadlatującym papierkiem od tyłu w moją głowę ale by nie wzbudzać podejrzeń, dałem się nim trafić.

Odwróciłem się do tyłu i zobaczyłem Flash'a, który patrzył na mnie morderczym spojrzeniem i wskazał na papierek.

Schyliłem się i podniosłem papierek z ziemi, rozwijając go.

"Przez to że się spóźniłeś i nie dałeś mi zadania domowego to dostałem pałę za jego brak. Pożałujesz tego Parker. Widzimy się po szkole :)"

Odwróciłem się do prześladowcy a ten tylko spojrzał się na mnie z chytrym uśmiechem. Przełknąłem ślinę i skupiłem się na lekcji.

~~~
785 słów

No cóż... Nadal mam kryzys rozdziałowy 😥 mam nadzieję, że jak najszybciej minie bo chciałabym wam częściej wrzucać rozdziały...
W każdym razie na razie macie ten i za jakiś czas wrzucę następny ale nie wiem kiedy.
Miłego czytania!

Rany się goją | Strange FamilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz