Rozdział 2 Trzech Braci i Jedna Siostra

311 16 7
                                    


Obudziłam się w dziwnym pokoju. Nie wiedziałam gdzie jestem. Nagle do pomieszczenia wszedł jakiś typ. Miał na sobie białe ubrania. Gdy skapnęłam się , że to lekarz, przestraszyłam się.
-Gdzie ja jestem -wymamrotałam zachrypniętym głosem. Nie pamiętałam nic oprócz tego, że jechałam na wakacje nad morze z moją ma...
-Mama! -krzyknęłam z paniką w głosie.
-Spokojnie -powiedział i wyciągnął telefon z kieszeni. Następnie zadzwonił do kogoś i powiedział:
-Już się obudziła, wezwij psychologa do sali 168. -powiedział do słuchawki telefonu. Psychologa? Po co? -Pomyślałam.
Pięć minut później do sali w której leżałam, weszła kobieta z krótkimi, ciemnymi włosami. Podeszła do mojego łóżka i usiadła na krześle obok.
-Dzień dobry jestem psychologiem. Nazywam się Irena Wiśniowska, a ty jak się nazywasz? -zapytała.
-Klara Anderson. -odpowiedziałam z drżącym głosem.
-Pamiętasz co się stało.
-Ni... Niezbyt pamiętam tylko, że miałam wypadek.
-Tak miałaś, ciężarówka wjechała w twoje auto.
-A.. A gdzie jest m.. moja m.. ma.. mama?

-Niestety... ty Klaro jako jedyna z cudem przeżyłaś ten wypadek.
Gdy usłyszałam te słowa łzy same zaczęły mi napływać do oczu, a potem tylko płakałam, płakałam i płakałam...
Pani psycholog mnie uspokajała, a przynajmniej próbowała.
Dopiero następnego dnia lekarz przekazał mi więcej informacji.
-Jutro wyjdziesz ze szpitala i z opieką społeczną pojedziesz do domu, spakować swoje rzeczy.
-Dobrze, a kiedy będzie pogrzeb mamy?
-Opieka społeczna ci powie.
W ten sam dzień ponownie przyszła pani psycholog. Dokładnie mi wytłumaczyła co się będzie jutro dziać.
Byłam przygotowana na wszystko, bo najgorsze miałam już za sobą. Dlaczego akurat mama nie przeżyła?
Kolejnego dnia rano przyjechała po mnie miła pani, która zawiozła mnie do domu.
-Pomogę ci w pakowaniu rzeczy.
-Dziękuję, poradzę sobie sama. – powiedziałam ze łzami w oczach, bo nie wiedziałam, czy kiedyś jeszcze tu wrócę.
-Dobrze, a masz jakieś pytania.
-Kiedy pogrzeb mamy?
-Pogrzeb odbędzie się za trzy dni.
-A.. -zawahałam się- A gdzie będę teraz mieszkać i z kim?
-Twoim nowym opiekunem prawnym zostanie twój ojciec Charles Anderson. Będziesz mieszkała na obrzeżach Londynu.
Gdy usłyszałam imię mojego ojca zamarłam. Poznam tatę!-Ucieszyłam się.
-Przyjedzie na pogrzeb twojej mamy razem z twoim najstarszym bratem, a potem wezmą Cię do Londynu.
-B.. Bratem?
-Tak masz czwórkę rodzeństwa. Trzech braci i jedną siostrę...
Zamarłam.
-Jak oni się nazywają? Ile mają lat? -zapytałam.
-Najstarszy brat William Anderson ma dwadzieścia dwa lata, Nicolas jest trzy lata młodszy. -odpowiedziała.
Z moich obliczeń wyszło, że ma dziewiętnaście lat.
-Mówiła pani, że mam trzech braci i jedną siostrę.
-Tak, prawie najmłodsi z Andersonów. Luke ma siedemnaście lat, a Olivia piętnaście.
-Czyli teraz to ja jestem najmłodsza?
-Na to wygląda...

William ty jedziesz ze mną do Polski.
Oznajmił ojciec. Gdy poszli do garażu dotarło do mnie, że nie wrócą sami. To już jutro przyjadą z naszą przyrodnią siostrą, której nikt nie znał.
-Luke, Nicolas nie chcę, aby nastał jutrzejszy dzień. -powiedziałam.
-Czemu? -zapytał Luke.
-Bo tata i Will nie wrócą sami. Zapomniałeś?
-Ja tak -odezwał się Nicolas, na którego tylko przelotnie spojrzałam.
-Olivia wyluzuj mamy jeden dzień bez czyjegoś marudzenia, może zrobimy imprezę?
-Spoko -odpowiedziałam prędko. Od razu na moją twarz pojawiła się nutka zbuntowanego uśmiechu.
Parę minut później Nico i Luke siedzieli już w tego pierwszego zielonym Lamborghini, gotowi jechać do sklepu po przekąski i alkohol. Ja miałam ogarnąć takie rzeczy jak muzyka, zamówienie pizzy i zapraszanie gości. Wszystko szło zgodnie z planem. Nagle w połowie imprezy, gdy gadałam z moją najlepszą przyjaciółką Milly, podbił do nas jakiś typek. Wiedziałam, że to ktoś od Luke'a bo, czasami widywałam ich razem.
-Siema mała -zaczepił mnie nagle. Zignorowałam to. Moja przyjaciółka poszła za mną w ślady i też miała go gdzieś.
-No ej... -zaczepił mnie. Gdy zobaczył, że dalej go ignoruje, położył swoją wielką obrzydliwą łapę na moim zgrabnym pośladku. Momentalnie odskoczyłam w bok.
- Co ty robisz zboczeńcu...- powiedziałam głośniej niż chciałam. Swoją reakcją zwróciłam uwagę paru gości, w tym mojego chłopaka. Swoimi niebieskimi oczami patrzył to na mnie to na chłopaka, którego ręka przed chwilą odebrała i moją przestrzeń osobistą. Ktoś szepnął mu coś do ucha.
Widziałam na jego twarz gniew i nienawiść na raz. Nagle wystartował na tego zboczeńca z pięściami. Momentalnie przylecieli moi bracia. Odciągnęli Jamesa od tego chłopaka. Miał cały rozwalony nos. Na twarzy nie miał nic oprócz lejącej się strumieniami czerwonej krwi. Nie wiem co się dalej działo, ponieważ poszłam do swojego pokoju. Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. To chyba od alkoholu. Oczywiście, że piłam jak nie było starego w domu. Wiem, że jestem za młoda ale bracia mi pozwalają. Najwyżej będzie na nich. Umyłam się, zrobiłam wieczór pielęgnacje, i poszłam się położyć do łóżka.
Długo nie mogłam zasnąć bo gdzieś do trzeciej grała muzyka.

Klara AndersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz