Jisung uwielbiał wesołe miasteczka. Kochał je bezgraniczną wręcz miłością. Mógł tam siedzieć całymi dniami. I nie ważne czy to była przejażdżka karuzelą, czy rollercoaster - wszystkim cieszył się niemal jak dziecko.
Kiedy zaczął się spotykać z Minho i ten zaprosił go na pierwszą randkę właśnie do lunaparku, Han o mało nie oszalał ze szczęścia. Raz, że idzie do swojego ulubionego miejsca, a dwa - że będzie tam ze swoim chłopakiem.
Lee cieszył się radością młodszego. Kupował mu watę cukrową na patyku, a nawet zestrzelił dla niego pluszowego królika. Z samozaparciem jeździł z nim tymi wszystkimi karuzelami, chociaż nieraz robiło mu się niedobrze. Do jednego tylko nie mógł się przekonać - do Diabelskiego Młyna. Czuł jakiś podświadomy strach przed tą atrakcją. Nie pomagał również jego lęk wysokości.
Tego dnia umówili się całą paczką. Niedaleko ich osiedla rozłożyło się objazdowe wesołe miasteczko. Minho nie miał ochoty tam iść, ale widząc błagalny wzrok Jisunga, uległ. Zrobiłby dla chłopaka wszystko.
Na miejscu okazało się, że to szumnie ogłaszane "miejsce wielu atrakcji" jest wysłużonym, nieco podrdzewiałym lunaparkiem, przyciągającym jednak masę dzieciaków i młodzieży, może z racji swoich niskich cen.
Lee sceptycznie podszedł do tego miejsca. Owszem, skusił się na karuzelę i na dom strachów, ale ogromny diabelski młyn nie wzbudzał w nim zaufania. Nawet nie chodziło o to, że miał lęk wysokości. Po prostu czuł, że coś jest nie tak z przechodzonym sprzętem.
Jisung, piszcząc z uciechy, namówił na przejażdżkę Jeongina , Seungmina i Felixa. Wszyscy starsi doszli do wniosku, że zostają na dole. Mieli spotkać się przy jednej z kolejek górskich.
Minho został, czekając na Hana. Patrzał jak karuzela unosi jeden za drugim, wagoniki do góry. Śruby mocujące gondole poskrzypywały, wywołując u chłopaka gęsią skórkę.
Gdy już wszystkie miejsca były zajęte, młyn ruszył. Powoli rozpędzał się, robiąc jeden, potem drugi obrót. Przy trzecim , gdy gondola z Jisungiem i resztą zjeżdżała już z samego szczytu, mechanizm zazgrzytał i kołem szarpnęło, raz, potem kolejny i karuzela stanęła. Wagoniki kiwały się niebezpiecznie, skrzypiąc niemiłosiernie na zardzewiałych mocowaniach. Rozległy się krzyki strachu. Karuzela drgnęła, ujechała trochę by po chwili znowu się zatrzymać z kolejnymi szarpnięciami. Gondole kołysały się niepokojąco. Słychać było trzask. Minho z przerażeniem dostrzegł jak wagonik z chłopakami odrywa się od śruby i spada w dół. Wrzasnął głośno i popędził z drugiej strony, gdzie leżała już kupa pogiętego żelastwa z Hanem i jego towarzyszami w środku.
Pracownicy usiłowali odciągnąć go od wagonika.
- Tam jest mój chłopak! - krzyczał, starając im się wyrwać.
Błyskawicznie pojawiły się ambulansy i straż pożarna. W ślad za nimi przyjechała policja. Straż rozcięła blachę gondoli, uwalniając ze stalowego uścisku Jeongina, który miał pocięte ręce i nienaturalnie zgiętą lewą nogę. Ręka Felixa zwisała bezwładnie, a Seungmin i Jisung byli nieprzytomni.
Minho stał jak wrośnięty w ziemię widząc kredowobiałą twarz Hana, poznaczoną czerwonymi kropkami krwi któregoś z chłopaków. Za plecami usłyszał tupot nóg i krzyk Hyunjina Innie! Ratownicy nie pozwolili im podejść, zabierając poszkodowanych do szpitala.
Strażacy zajęli się ewakuacją pozostałych amatorów diabelskiego młyna, a policja prowadziła skutego właściciela obiektu i dyrektora lunaparku.
- Minho, musimy za nimi jechać - poczuł na ramieniu dłoń Chana. Chłopak płakał ze strachu o Seungmina.
Najbardziej opanowany był Changbin. Zabrał Chanowi kluczyki od auta i, dowiedziawszy się od policjanta, do którego szpitala zabrali młodszych, zawiózł tam pozostałą trójkę.
Na miejscu okazało się, że poszkodowani są już na stołach operacyjnych. Pozostało tylko czekać.
2 miesiące później.
Blady, wychudzony chłopak jechał na wózku pchanym przez drugiego szczupłego chłopaka. Siedzący miał nogi przykryte kocem, na którym spoczywały przezroczyste niemal ręce.
- Jedziemy do domu, skarbie - nachylił się nad nim starszy. Ten beznamiętnie skinął głową na znak, że zrozumiał.
Han, bo to on siedział na wózku, był pełen sprzecznych myśli. Nie chciał zostawiać Minho, ale też nie chciał być dla niego ciężarem. Zamknął oczy i westchnął. Musiał to skończyć.
- Zawieź mnie do rodziców - powiedział cicho.
Minho przystanął.
-Ale przecież...
- Zawieź mnie do rodziców! - podniósł głos Jisung.
- Dobrze, skoro tego chcesz.
Lee odwiózł chłopaka do rodzinnego domu. Na miejscu Han odwrócił głowę i wyszeptał:
- Nie przychodź tu już nigdy więcej.
664 słowa

CZYTASZ
Storm of sorrow
FanfictionZbiór krótkich, smutnych przeważnie one shotów. Tagi będą dodawane w miarę tworzenia.