Rozdział 1

8 2 0
                                    

Miesiąc później
Dzisiaj zauważyłem pewną niepokojącą rzecz białe plamy na ciele.Tak jestem chory na bielactwo.Życie mi się załamało właśnie tego dnia. Wiedziałem że Joseph tego nie zaakceptuje więc zacząłem się bać że znowu mnie pobije kablem czy inną rzeczą którą będzie mieć w pobliżu.Jutro będzie mi robić pobieranie krwi więc zamarłem.On to zobaczy. Powlokłem się do pokoju i przygnębiony usiadłem na swoim łóżku. Mam przerąbane pomyślałem. 5 minut później do pokoju wszedł mój starszy brat Jermaine. Właśnie jeszcze go tu brakowało pewnie znowu weźmie mnie na wypytki pomyślałem. I tak jak myślałem się też stało.

-Co się stało?-zapytał lekko smutny
-Nic-odparłem próbując wymusić na mojej twarzy uśmiech
-Skoro tak mówisz na pewno coś cię trapi. Znam cię Michael jesteś moim najmłodszym bratem.-powiedział zatroskany o mnie brat
-Naprawdę nic-powiedziałem jeszcze bardziej przybity jego słowami
-Joseph cię znowu uderzył?-zapytał
-Nie jeszcze nie-niestety dopiero później zdałem sobie sprawę co właśnie powiedziałem.
-Jak to jeszcze?-zapytał jeszcze bardziej zatroskany
-Zapomnij-powiedziałem odkręcając głowę
-Jak coś Ci jest to mi powiedz pomogę Ci-powiedział ze smutkiem w głosie
-Nie jesteś w stanie mi pomóc-odparłem ze łzami w oczach.
-Powiedz proszę o co chodzi przecież nikomu nie powiem-powiedział
-Bo ja..ja..jes..tem..cho..ry-odparłem jąkając się
-C..co? Na co..?-momentalnie zasypał mnie pytaniami
-N..na bielactwo-momentalnie coś we mnie pękło i strumienie łez popłynęły mi po policzkach
-C..co?-powiedział zachrypniętym głosem ze łzami w oczach

I po chwili mnie przytulił. Czułem się inny. Po paru minutach przestałem użalać się nad sobą i uznałem że dam radę. Chociaż w środku serca czułem że nie dam. Nie chciałem nikogo obwiniać ale wracając do mojego dzieciństwa. Te przebarwienia powstały dokładnie w tych miejscach w których za dziecka Joseph wszczykiwał mi hormony. No niestety taki mój los. Joseph zawsze potrafił uprzykszyć mi życie. Tak że nie chce mi się żyć. Mój brat posiedział ze mną jeszcze w pokoju do momentu kolacji na której się nie zjawiłem. Nie byłem głodny. Po prostu umyłem się przebrałem w piżamę i położyłem się do łóżka gapiąc się w sufit. Jestem zmęczony dzisiejszym dniem i boję się następnego. Dzielę pokój z piątką starszych braci więc po kolacji się tu zjawili. Pierwszy wszedł Jeremain zaraz po nim kolejno Marlon, Tito, Jackie a na końcu Randy więc momentalnie obróciłem się do ściany by uniknąć spojrzeń moich braci prosto w moje załzawione oczy. Jeremian wiedział że nadal użalam się nad swoim losem. Więc gdy reszta wyszła z pokoju by załatwić jeszcze wieczorne sprawy podszedł do mnie i zapytał

-Jak tam? Żyjesz jeszcze?
Nic nie odpowiedziałem
-Hej nie przejmuj się jutrem. Nie myśl o tym zrób to dla mnie.
-Łatwo się mówi-odpowiedziałem zachrypniętym głosem
-Ooo czyli żyjesz-powiedział próbując mnie rozweselić
-Na razie-odpowiedziałem z lekkim uśmiechem
-To dobranoc-powiedział kierując się w stronę swojego łóżka
-Dobranoc-odpowiedziałem nadal zachrypniętym głosem

Gdy wszyscy skończyli swoje wieczorne czynności światło nareszcie zgasło. O 04.00 rano do pokoju wszedł Joseph tym samym mnie budząc.I zaraz miało stać się najgorsze.

Fame And Pain//Michael Jackson(Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz