Rozdział 2

6 3 0
                                    

Ubrałem się I udałem się niechętnie w stronę salonu w którym siedział już Josph z igłą i wieloma próbówkami na stole.Nie lubiłem igieł i zawsze bolało mnie jej wkłucie. Zraziło mnie do nich dzieciństwo.

-Siadaj-powiedział jak zwykle z brutalnością w głosie
Nie odpowiedziałem tylko usiadłem
-Dawaj rękę!-wykrzyczał
Położyłem niepewnie rękę na stole. Odsunął rękaw i stało się
-Co to ma być Michael?! Nie jesteś już małym dzieckiem żeby bawić się korektorem?
-To nie korektor-powiedziałem z niepewnością w głosie
-To co oświeć mnie!-znowu krzyczącym tonem
-Ja jestem chory...-powiedziałem
-Chory na co?!-krzyczał
-Na bielactwo
-Co!!!!!!!!-krzyczał sto razy bardziej po czym uderzył mnie w brzuch z największą mocą przedłużaczem
-Nie wybieram sobie choroby. To nie jest moja wina!-wykrzyczałem ze łzami w oczach.
-Tak to niby czyja?!-znowu się wydarł
-Może twoja!-odparłem
Znowu oberwałem wiele razy przedłużaczem
-Taaa napewno niby czemu ja?!-krzyczał uderzając mnie w brzuch
-No bo dlaczego te przebarwienia są dokładnie w tych miejscach gdzie za dziecka wszczykiwałeś mi te hormony opóźniające i coś się pomieszało!-powiedziałem i parę łez spłynęło mi po twarzy.
-C-co wypraszam sobie!!-powiedział jeszcze bardziej podnosząc głos

Aż do salonu wszedł Jeremain
-Nie drzyj się na niego to nie jego wina!-powiedział mój najstarszy brat z przekonaniem
-To ty wiesz!-odparł Joseph
-Od wczoraj sam był załamany bo bał się twojej reakcji-powiedział po czym łzy napłynęły mu do oczu
-Jaki kit masz zamiar mi jeszcze wcisnąć?-zapytał zezłoszczony
Siedziałem i płakałam a Jermaine kłócił się z Josephem. Stało się do pokoju weszła moja mama Katherine i ucięła sprzeczkę
-Co tu się dzieje?!-spytała ze złością
-Wyobrażasz sobie nasz syn jest chory na bielactwo! Dochód pieniężny z zespołu nam spadnie jak media się o tym dowiedzą!-krzyknął
-Który?-zapytała zmartwiona
-Michael a niby który?-wykrzyczał wskazując na mnie
Podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła. Zawsze wiedziała kiedy coś jest ze mną nie tak.
-Nie krzycz na niego to nie jego wina!-krzyczała na Josepha
-Jak media się o tym dowiedzą to dochód nam spadnie!-wydzierał się
-Ty masz jeszcze czelność w tej sytuacji myśleć o pieniądzach!-wydarła się ponownie
-Tak mam bo jego zdrowie mi zwisa może nawet zdechnąć i będzie mi to zwisać!!!-krzyczał w niebo głosy

Po tych słowach wybiegłem z domu. Słyszałem za mną głosy mamy i Jermainego ale nie zamierzałem się obrócić. Mówili żebym został ale nie robiło mi to różnicy. Usiadłem na trawie i myślałem. Może lepiej by było umrzeć. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Jermainego.

-Hej-powiedział
-Nie przejmuj się tym co powiedział Joseph -powiedział jego zatroskany głos i usiadł koło mnie na trawie
-Każdy już się obudził-powiedział niepewnie
-Wiedzą-zapytałem nie odwracając wzroku od widoku nieba
-Tak-odparł znowu zatroskany
-Nie chcę mi się żyć-odparłem zachrypniętym nieco głosem
-Nie mów tak.-powiedział z lekką zatroskaną złością w głosie
- Ale taka jest prawda-powiedziałem donośnie
Na moje nieszczęście w ogrodzie zjawili się moi pozostali bracia.
-Co jest Michael-powiedział Jackie
-Wszystko będzie dobrze-odparł Marlon
-Właśnie-poparł go Tito
-Nie przejmuj się-powiedział Randy
-Łatwo się mówi-odparłem chowając głowę w kolanach ponieważ zaczynała mnie boleć i chciałem ukryć łzy spływające po moich policzkach.
-Będzie dobrze-powiedział jak zwykle zatroskany o mnie najstarszy brat
-Wrócimy może do domu bo nie ma najcieplej na dworzu bo jest dopiero 4.40-zauważył Tito
-Nie chcemy żebyś się jeszcze przeziębił Michael-powiedział Jackie
-Dobra-odparłem z obojętnością w głosie chociaż faktycznie było mi zimno

Wstałem i ruszyłem za braćmi. Jeremian mnie jeszcze przytulił i coś wyszeptał do ucha.W salonie ujrzałem tylko moją zmartwioną mamę wraz z moją płaczącą 15 letnią najmłodszą siostrą Janet.

-Jezu nareszcie-powiedziała mama idąc w naszym kierunku
Na cel wybrała sobie mnie znowu mnie przytulając
-Wszystko będzie dobrze Michael-wyszeptała
Zaraz po tym podbiegła do mnie moja siostra Janet. Bardzo mnie kochała więc nie lubi kiedy jestem smutny. Przytuliła mnie.
-Czemu jesteś smutny-wyszeptała
-Wiesz że tego nie lubię-ponownie szepnęła
Raczej nie wiedziała o mojej chorobie. To dobrze bo nie lubię gdy się o mnie martwi.
-Nic mi nie jest-ledwo wypowiedziałem te zdanie bo wiedziałem że tak nie jest
-Napewno?-powiedziała
-Tak jest dobrze-odparłem na jej pytanie
-Idź spać bo się nie wyśpisz -powiedziałem
Janet posłusznie podreptała w stronę swojego pokoju.
-Wy też idźcie już spać-powiedziała mama
Gdy leżałem w łóżku w głowie miałem jedno słowo "Będzie dobrze". Tylko że nic nie jest dobrze. W tym problem okłamałem siostrę a i tak kiedyś dowie się o tym że jest nie dobrze. Ale są też pozytywy nie spotkałem już dzisiaj Josepha więc byłem zadowolony że mi się upiekło. Moi bracia myślący zapewne że śpię chociaż nie spałem rozmawiali o mnie i o tym co będzie dalej. Nie słuchałem do końca bo byłem stsznie zmęczony i w końcu zasnąłem.

Fame And Pain//Michael Jackson(Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz