Pomiot Szatana, Nieświęty Xander Black i... Pani Słodziaszek🍦

4.4K 153 17
                                    

ROZDZIAŁ 1

_______________________

– Niech go szlag trafi!

Rzucam telefonem przez pokój, mając głęboką nadzieję, że szkody dosięgną też osobę, do której od tygodni próbuję się dodzwonić. Oczywiście bez skutku.

Mój były (chociaż lepszym określeniem byłoby: największy cham i prostak bez skrupułów, który kiedykolwiek stąpał po tej planecie), bez słowa wyjaśnienia wyprowadził się i ślad po nim zaginął.

Bo raczej za wytłumaczenie nie można uznać krótkiej wiadomości o treści:

Jake: Hej Elle, sorry, zapomniałem dać Ci wcześniej znać, ale muszę wyjechać na trochę. I tak nam się nie układało, a ja się dusiłem. Powodzenia

Udusić to ja miałam ochotę jego po odczytaniu tego sms-a. Zaraz potem zaczęłam podejrzewać, że to wcale nie on jest autorem. Na pewno został porwany, bezlitośnie zamordowany, a jego zimne, puchnące ciało spoczywa teraz na dnie rzeki Ohio. Morderca dla niepoznaki sklecił te kilka zdań, świetnie się przy tym bawiąc.

Niestety jeden telefon do baru, w którym pracował mój gówniany ex, sprawił, że nagle zapragnęłam, by go porwali.

Wizyta jebanego UFO byłaby lepsza niż to, co zrobił.

Okazało się, że Jake zrezygnował i wyjechał Bóg wie dokąd. Podobno nawet urządzili mu imprezę pożegnalną, na której schlał się jak świnia. Nic dziwnego, że w ferworze picia i imprezowania zapomniał mnie poinformować, że kończy prawie roczny związek i się wyprowadza.

Toż każdemu się może zdarzyć.

Nie to było jednak najgorsze.

O ile zawód miłosny zdołałam przeboleć po dwóch dniach jedzenia lodów i picia najtańszego białego wina, tak już ostatecznego wezwania do zapłaty zaległego czynszu za ostatnie TRZY miesiące nie dałabym rady przeboleć i po skrzynce najdroższego Chardonnay.

Czynszu, którego połowę co miesiąc wysyłałam Jake'owi.

To on dobrodusznie zaoferował, że będzie przelewać właścicielowi całość. I tak było przez pierwsze pół roku. Potem najwyraźniej ZAPOMNIAŁ, tak samo jak zapomniał dać mi znać, że ma mnie głęboko w dupie i to, skąd wezmę cztery tysiące dolarów za jego i swoją część.

Jeśli nie chcę wylądować na bruku.

Zatykam agresywnie za uszy pozostałości grzywki, której zrobienia żałuję równie mocno jak związania się z Jakiem, a potem drżącymi rękoma podnoszę z dywanu telefon, nagle przerażona, że mogłam go zepsuć. Nie stać mnie teraz nawet na naprawę pękniętego ekranu, a co dopiero na zakup nowego telefonu. Oddycham jednak z ulgą, widząc w pełnej krasie nieco szczerbaty uśmiech mojego siedmioletniego brata na tapecie.

W tej samej chwili słyszę zniecierpliwione pukanie i obrzucam drzwi nienawistnym spojrzeniem. Nawet nie muszę ich otwierać, dobrze wiem, kto za nimi stoi. Prawdziwy wilk w pomarszczonej skórze korpulentnej siedemdziesięciolatki – pani Bader – która każde słowo wymawia tak przesłodzonym głosem, jakby czytała menu w lodziarni. To właśnie dlatego w myślach mówię na nią pani Słodziaszek.

I jest ostatnią osobą, z którą mam siłę dziś się mierzyć.

Ignoruję pukanie, za to biorę ze stolika wezwanie do zapłaty i drę je na drobne kawałeczki. Pani Słodziaszek ma jednak najwyraźniej gdzieś moje samopoczucie, bo odgłos walenia, tym razem głośniejszy i bardziej natarczywy, rozlega się ponownie.

Jęczę głośno, a potem przywdziewam na twarz udawany uśmiech – taki sam, jakim dziś obdarzyłam klientkę w pracy i jej małego antychrysta, który specjalnie wylał na mnie shake'a – po czym otwieram drzwi.

– Dobry wieczór, Elle – mówi starsza kobieta, która ma szansę przypieczętować dziś moją chęć rzucenia się z okna. – Wiesz, że nie lubię wtrącać się do prywatnego życia moich sąsiadów, znasz mnie przecież. Wszyscy z resztą jesteście tacy młodzi, z pewnością chcecie poużywać życia. Staram się więc przymykać oko na wszelkie niedogodności, przecierpieć w ciszy, ale...

Siłą powstrzymuję się od parsknięcia śmiechem. Jeśli ta kobieta kiedykolwiek przecierpiała coś w ciszy, to ja jutro będę mieć na swoim koncie cztery tysiące na spłatę zadłużenia.

– ...gdy chodzi o dobro innych mieszkańców – kontynuuje monotonną recytację, szeroko otwierając usta, jakby chciała mi pokazać swoją nową, sztuczną szczękę – nie mogę siedzieć cicho. Xander, który mieszka tuż pod wami, wspominał, że ma dziś wyjątkowo dużo pracy. Z pewnością rozumiesz, że takie hałasy mu nie służą.

Mam ochotę przewrócić oczami.

Oczywiście że chodzi o nieświętego Xandra, jak go zwykłam nazywać, ulubieńca pani Słodziaszek. Sama nie wiem, które z nich irytuje mnie bardziej. Facet wygląda jak cień spod ciemnej gwiazdy z tymi wszystkimi tatuażami, brakiem kultury i korporacyjną pracą, którą przynosi do domu, a ona traktuje go jakby był upadłym aniołem, co specjalnie dla niej przybył z piekła, by całować ziemię, po której stąpa.

– Czy pan Xander...

– Pan Black – poprawia mnie.

– Właśnie – mówię i... zaraz, chwila... Nieświęty Xander BLACK? Serio?

Jezu, niektórym szemrana przyszłość najwyraźniej jest zapisana w gwiazdach.

– Czy pan BLACK – kontynuuję, zostawiając dla siebie swoje rozważania – nie przyszedłby sam, gdyby hałas mu przeszkadzał?

– Ach, on jest stanowczo na to zbyt dobrze wychowany, Elle – obrusza się, jakbym powiedziała, że noszenie panterki nie do końca przystoi kobiecie w jej wieku. Ten cały Xander raz zamknął mi drzwi od klatki przed nosem, mówiąc że – cytuję – akwizytorów ani ulotek nie potrzebujemy.

– Zadałam więc sobie trud, by zadbać o komfort nas wszystkich w tym budynku. Dlatego prosiłabym, byś zachowywała się nieco grzeczniej. Takie przekleństwa z ust młodej domy są z pewnością nie na miejscu.

Ignoruję ten seksistowski przytyk w moją stronę i posyłam jej kolejny, jeszcze sztuczniejszy uśmiech, mając nadzieję, że to zakończy tę przedłużającą się rozmowę.

– Oczywiście, postaram się.

– A gdzie twój uroczy chłopak? Dawno go nie widziałam. – Na twarzy staruszki wykwita obrzydliwy uśmiech, który ona z pewnością nazwałaby rozkosznym.

– Dobre pytanie. Jeśli dowie się pani, gdzie jest mój uroczy chłopak, proszę dać mi znać. Albo niech mu pani powie, żeby chociaż oddał mi pieniądze, które wysyłałam mu na czynsz, a potem może uciekać, gdzie pieprz rośnie.

Oczy pani Słodziaszek gwałtownie się powiększają.

– Elle, co ty mówisz? Jake to najlepiej wychowany mężczyzna, jakiego znam. Co mu zrobiłaś, że postanowił odejść?

Krew w moim ciele zaczyna wrzeć tak mocno, że wydychane przeze mnie powietrze powinno samoistnie zmieniać się w gorącą parę. Nie byłam tak wściekła, odkąd dostałam wiadomość od tego pomiotu szatana.

Na szczęście, zanim jestem w stanie rzucić się pani Słodziaszek do gardła, za nią pojawia się moja najlepsza przyjaciółka.

– Przepraszam, mam gościa. – Wciągam Betty do środka i zatrzaskuję drzwi przed nosem staruszce.

Trudno, najwyżej trafię do piekła. Może Nieświęty Xander Black weźmie mnie pod swoje skrzydła.

😈😈😈

Cóż, powinnam wiedzieć, że niektórych życzeń lepiej nie wypowiadać nawet w myślach...

_______________________

Ostrzegałam, że to będzie coś innego niż dotychczas:)

Mam jednak nadzieję, że będziecie się dobrze bawić!

Twoje ciało wybrało. TOM 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz