Rozdział 4

74 32 27
                                    

Z czasem Anwira zaczęła na niego czekać u stóp schodów, gdy schodził na śniadanie. Towarzyszyła mu w drodze do jadalni i w milczeniu zajmowała miejsce u jego lewego boku. Wydawała się w ogóle nie zauważać, jak krzywił się na jej widok i całkiem ogłuchła na poirytowane westchnięcia władcy.

Czekała, aż Duman poda Kieranowi soczysty kawałek surowego mięsa w kolorze burgundu i gdy zostawali sami przy kilkumetrowym stole, zaczynała mówić. Niekiedy Kieran nie miał pojęcia, o czym mówi. Z jej kształtnych ust wypływał potok słów, z którego po jakimś czasie od rozmowy władca nie był w stanie niczego przytoczyć. Lubił jej słuchać, bo miała dźwięczny głos i nie oczekiwała odpowiedzi. A on nie lubił mówić. Z brodą wspartą na dłoni, toczył jabłko po stole i słuchał pieszczących ucho dźwięków, pozwalając swojej jaźni odpłynąć. Stan nieważkości ciała i umysłu wprawiał go w przyjemne otępienie, więc nie wypędzał jej z jadalni. Pozwalał jej siadać przy swoim stole.

Anwira była też wdzięcznym towarzyszem podczas wizyt w bibliotece. Milkła, nim przekroczyli próg i nie zagadywała Kierana, dopóki nie zeszli na dół. Z właściwym sobie zainteresowaniem obserwowała słoje ustawione na regałach między opasłymi tomami książek. Władca kątem oka widział, jak córka pana sadów jabłek wychyla się do przodu i z szeroko otwartymi oczami obserwuje zatopione w fioletowawym płynie gałki oczne, korzenie głogu o kształcie brzydkiego noworodka i kawałki otłuszczonej skóry. Wyjątkowo dużo czasu spędziła przy szklanej kuli z zatopioną wewnątrz szczęką. Wyrwano z niej wszystkie zęby, które teraz spoczywały rozrzucone na dnie słoja. Kieran też lubił ten okaz. Niteczki mięsa zwisały z dziur, falując łagodnie, jakby wałęsający się duch czule muskał je palcem.

– Wasza wysokość – odezwała się szeptem pewnego dnia w bibliotece. Zaskoczony Kieran drgnął i podniósł głowę, nadal bezwiednie przekładając jabłko między długimi palcami. Druga ręka zawisła w powietrzu; chciał przekręcić stronę. – Kto zrobił te słoje?

– Wszyscy – odpowiedział skonsternowany, mrużąc oczy. Nie rozumiał pytania. Tego, jak i wielu innych. Jak samej Anwiry. Pokręcił delikatnie głową i pochylił się nad tekstem.Kręciło mu się głowie, co nie było dla niego typowe. Zawsze czuł się doskonale. Postukał paznokciem w skórę jędrnego owocu.

꧁𒀯☾𒀯꧂

Kroniki Przemiany: Król NiczegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz