Rozdział VI

21 1 0
                                    

Roxanne

Udając się do mojego pokoju na końcu korytarza, pomyślałam o miłości. Co to za uczucie? Uskrzydla czy osłabia? Patrząc na moich rodziców można, rzec, że to piękne uczucie. Daje poczucie bezpieczeństwa, miłości i troski. Patrząc na wszelkie filmy lub seriale widząc rozterki sercowe myśli się 'Mi się na pewno to nie przydarzy. To tylko serial, a nie prawdziwe życie'. Błąd. Każdemu może się coś takiego przytrafić.

Ale co ja tam wiem.

Teraz patrząc przez moje okno chciałabym coś zmienić. Poczuć się inaczej. Lubię zamiany. Przypominają mi o fakcie, że nic nie trwa wiecznie. Kiedyś wszystko się popsuje i zniszczy.

W stanie takiej refleksji wyszłam na spacer. Była pora zachodu słońca, choć osobiście preferuję wschody. Teraz słońce barwiło niebo na odcienie pomarańczy, czerwieni i różu z nutką fioletu. Wyglądem niebo przypominało lody jagodowe. Naszła mnie tak wielka na nie ochota, że pobiegłam do najbliższej lodziarni.

- Słucham? Co ma być? – odezwał się przystojny meksykanin, włosy w kolorze piasku na plaży, jasne zielone oczy i opalona skóra, trzeba przyznać. Był przystojny, chwilę się na niego zapatrzyłam. – Heeej! Ziemian do...?

- Roxanne - odpowiedziałam.

- Śliczne imię – uśmiechnął się. – Więc? Co ma być?

- Dwie gałki jagodowych lodów i może jedna jeżynowa – 'jak szaleć to szaleć' uśmiechnęłam się w duchu.

- Hohohoh! Dziewczyno! Gdzie ty to pomieścisz? – zapytał figlarnie.

- W brzuchu.

- Taka chudziutka osóbka zje tyle? Chcę to zobaczyć!

Jaka ja nienawidzę jak ludzie szufladkują ludzi! Jestem szczupła i zgrabna, ale nie koścista! Lubię jeść i spalać moją tkankę tłuszczową... Czy to takie dziwne?

- Skoro tego chcesz – poczułam chęć rywalizacji. – Kupię ci lody. Zobaczymy kto szybciej zje.

- Sam sobie kupie – widać było po chłopaku, że poczuł się urażony. – Te same smaki czy mogę sobie sam wybrać?

- Możesz sam.

- Dobra to ja biorę malinowe, truskawkowe i cytrynowe – najpierw nałożył moją porcję, a później swoją.

Ja zjadłam moje lody w 5 minut, a biedny chłopak męczył się jeszcze 3 minuty. Zapłaciłam, dałam mu sowity napiwek i wróciłam do domu. Jakie to było dziwne uczucie. Lody były pyszne, a wygrana z tak upartym chłopakiem jeszcze lepsza.

Zapragnęłam pobiegać.

Łapiąc ostatnie promienia słońca tego dnia potknęłam się o jakieś rudą kupkę.

- MIAUUUUUU!!!! – odezwało się z wyrzutem. Było śliczne! Miało rude futerko i piękne żółte, duże oczka. Nie miało obróżki, ani żadnych innych oznak właściciela. Podeszłam do kotka delikatnie i sprawdziłam płeć. Chłopiec.

- Aleś ty słodki! Nathaniel na pewno się ucieszy ze zwierzątka! – byłam szczęśliwa. Nat zawsze marzył o kocie, ale, że miała mało czasu nie chciał brać takiej odpowiedzialności. A, że są wakacje...

Pobiegłam do domu i wpadłam zaraz do jego pokoju.

- Popatrz co dla ciebie mam!

- Boże Rox! Nie strasz mnie! Co masz?

- Zobacz sam – i pokazałam mu kotka. – Chłopiec. Jak chcesz go nazwać?

- Ty go znalazłaś – był wyraźnie szczęśliwy. – Ty masz ten zaszczyt.

- Felix.

- Felix? No cóż. Niech tak będzie. Cześć Felix ja jestem Nathaniel, a to jest Rox, teraz będziesz mieszkać z nami.

Rok Bez DeszczuWhere stories live. Discover now