Bandaże, tabletka i...moje zdjęcie?

15 3 3
                                    

☆Per Tom☆

Dostałem pozwolenie na opuszczenie szpitala, nie mam pojęcia po co mnie tak długo tam trzymali. Ubrałem na siebie moją starą, granatową bluzę i wyszedłem.

Gdy zbliżałem się do drogi gdzie były pasy, poczułem na sobie intensywny wzrok, obróciłem głowę w drugą stronę, a za mną na parkingu stał czarny bus z uchylonym do połowy oknem. Heh...dziwne. Zaświeciło zielone światło przypominające to, że mogę już przejść, więc przyspieszyłem kroku i oddaliłem się od tamtego miejsca.

Czemu tak zachowuje się na widok samochodu? Cóż, nie za bardzo ufam obcym, a zwłaszcza w busach.

Zbliżając się do miejsca mojego zamieszkania, zwolniłem, ponieważ boje się jak zareagują moi rodzice. Wszedłem do domu i wbiegłem po schodach do mojego pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi i zjechałem po nich, przyciągnąłem do siebie kolana i zacząłem wpatrywać się w okno będące na przeciwko mnie. Niebo było bezchmurne.
Gdzie są wszyscy? Po chwili namysłu przypomniało mi się, że ojciec dziś pracuje na nocnej zmianie, a matka z Max'em są na zebraniu.

Poczułem ucisk w żołądku. Ruszyłem na dół z chęcią uszykowania gofrów. Podczas przeszukiwania szafek nic nie znalazłem. Pewnie znowu wszystko poszło na alkohol. Japierdole, nie mogę już tak dłużej żyć, musze na czymś dorabiać. Dobra jutro sobie coś poszukam. W skrócie to tak wygląda mój każdy dzień, nie pamiętam kiedy ostatnio coś jadłem dwa, trzy dni temu? Eh..mniejsza o to. Wróciłem do pokoju i położyłem się na łóżku, jednocześnie chwytając moją starą, trochę poniszczoną gitarę - Susan. Zacząłem sobie nucić i pobrzękiwać na strunach. Kąciki moich ust mimowolnie drgnęły tworząc lekki uśmiech.

Przez okno przebijało się światło, raczej nie pochodziło od słońca. Wyjrzałem zaciekawiony i zamarłem. To ten sam czarny bus. Nie mogłem się ruszyć. Byłem sam w domu, kto by mógł mi pomóc? Drzwi samochodu się ruszyły i wysiadł z niego jakiś człowiek. Obstawiam, że to mężczyzna, ponieważ był dość wysoki. Zaczął podchodzić do frontowych drzwi i dzwonić dzwonkiem. Nadal wypatrywałem przez okno modląc się, żeby mnie nie zauważył. Próbowałem zmusić moje ciało chociaż to najmniejszego ruchu, aby uwolnić się z pułapki spięcia mięśni.

Moje źrenice się zmniejszyły, a serce na chwile się zatrzymało gdy spostrzegłem pistolet w ręku mężczyzny. Nie dzwonił, lecz walił w drzwi pięścią i nogą na zmianę. Przykucnąłem i schowałem się pod biurkiem, trzymając dłonie na ustach.
Usłyszałem pisk hamulców samochodu, ale zapewne innego, a potem trzask drzwi i strzał z pistoletu.
Ponownie się wychyliłem i zauważyłem moją matkę, która leżała, a pod nią pojawiała się coraz większa plama krwi. Zbladłem i nerwowo się zaśmiałem. Czy to koszmar?! Fakt, była złą kobietą, ale nie życzyłbym jej takiej śmierci. Cały się trząsłem i zobaczyłem mojego brata, który natrętnie mówił coś do mamy ruszając jej ramię. Usłyszałem drugi strzał, a mój brat upadł. Zahwiałem się, a z moich oczu wypływały łzy. Zamknąłem oczy i skuliłem się z myślą, że to sen.

Kilka dni później
~w szkole~

Opowiedziałem wszystko Edd'owi i Matt'owi, oboje byli zszokowani tym całym zdarzeniem i mi współczuli. Prosiłem ich, żeby już nie wracali do tego tematu.
Było mi tak cholernie trudno z tym przeżyciem. Nadal pamiętam tamtą noc.

Leniwym krokiem wlokłem się po korytarzach szukając mojej klasy. Gdy do niej dotarłem, zająłem miejsce i wypakowałem książki, i zeszyt. Wyczułem na sobie kilka spojrzeń innych osób, ciekawe czy już wiedzą? Odgoniłem od siebie myśli, skupiając się na temat prowadzony przez nauczyciela od historii.

Był już koniec zajęć, więc wyszedłem ze szkoły, cieszyłem się, że opuszczam to miejsce. Przechodząc obok grupki jakiś chłopaków, czułem się strasznie niezręcznie gdy nagle poczułem ból na plecach. Jeden z tych kolesi mnie popchnął i wylądowałem twarzą na chodniku. Z jednego policzka zaczęła sączyć się krew skapując na moją bluzę. Czując, że oczy zaczynają mi się szklić, chciałem szybko stamtąd odejść niestety spotkała mnie drobna przeszkoda. Ci ludzie zabrali mi plecak i wysypali całą jego zawartość. Jeden z nich wyjął zapałkę potarł ją o pudełko i zrzucił na stos moich książek i zeszytów. Widząc to wkurwiłem się i dałem mu kopa w krocze. Łatwo z nim. Chciałem ugasić ogień, lecz dwóch jego przydupasów, złapało za moje ręce nie pozwalając mi przy tym się ruszyć. Ten którego kopłem wolno do mnie podszedł, zaśmiał mi się w twarz i odszedł. Po chwili poczułem jego dłoń na mojej głowie. Wiedziałem co się szykowało. Lekko odchylił ją do tyłu, a potem całą siłą pchnął ją do przodu. Moja twarz wylądowała na betonie. To był cholernie, okropny ból. Krew spływała mi po twarzy. Moje oczy zaszły mgłą.

☆Per Edd☆

-Zostawcie go!-podbiegłem do grupy chłopaków razem z Matt'em. Popchnąłem chłopaka trzymającego Tom'a. Stanąłem przed czarnookim, skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej, lekko uniosłem głowę do góry i zmrużyłem oczy. Musieli się tego wystraszyć, bo zaczęli odchodzić.

-Edd? Tom jest chyba nieprzytomny, co robimy?-zapytał rudzielec.

-Wezmę go do mojego domu, moi rodzice raczej nie będą źli-odpowiedziałem zerkając na szatyna. Szkoda mi go, zawsze miał nieprzyjemności z innymi- Chodź pomożesz mi go wziąć- powiedziałem. Odpowiednio złapaliśmy Tom'a i kierowaliśmy się do mojego domu, na całe szczęście był on niedaleko. Na miejscu pożegnałem się z Matt'em.

Ułożyłem Tom'a na kanapie w salonie, po czym udałem się do kuchni po tabletki łagodzące ból. Wyjąłem biały kubek i wlałem do niego wody. Wziąłem ze sobą produkty i ruszyłem do salonu, usiadłem na fotelu, a na stoliku położyłem zabrane ze sobą rzeczy. Zacząłem przyglądać się szatynowi, nie wiem ile zajęło mi to czasu, lecz po chwili dostałem SMS'a od mamy, że wyjechali do pracy i nie będzie ich tydzień lub dłużej. Nakierowałem telefonem na Tom'a i zrobiłem mu zdjęcie. Chwile jeszcze odpocząłem i podbiegłem do łazienki po apteczkę, w której były bandaże, woda utleniona i takie tam. Wróciłem i od razu zająłem się rannym. Po sześciu minutach chłopak leżał w bandażu na twarzy. Poszedłem do mojego pokoju i ubrałem się w piżamę, z powrotem zszedłem na dół do salonu wraz z kocem i przykryłem szatyna, na co się ocknął i zaczął się rozglądać.

-Gdzie jestem?-zapytał rozglądając się.

-W moim domu-odpowiedziałem krótko. Masz, połknij to, podałem mu tabletkę, od razu ją przyjął i z łatwością ją połknął.

-Dzięki. Czy to ty mnie opatrzyłeś?

-Tak-odpowiedziałem. Na co chłopak uśmiechnął się nieśmiało.

Resztę dnia spędziliśmy na oglądaniu różnych filmów w telewizji. Nie były ciekawe.

--------------------------------------

1000 słów

04 V 24r.

|||Zamknięci|||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz