CHAPTER ONE

5 2 7
                                    


Lilly Collins była dosyć niesforną nastolatką. Wiecznie zabiegana z rozczochranymi rudymi włosami, poszukująca przygód w swoim miasteczku. Przechadzając się po nim czuła napięcie, tak przyjemne, a jednocześnie powodujące dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Czasami wręcz czuła, że to te miejsce na ziemi, gdzie niezwykłe rzeczy, zdarzają się częściej niż powinny. Tak samo czuła się teraz. W poniedziałkowy poranek wchodząc do zatłoczonej szkoły. Ciche szepty, natarczywe spojrzenia, zgarbione sylwetki i ponura atmosfera, dopadły ją zaraz po wpadnięciu do szkoły. Zacisnęła dłonie na czarnym, zniszczonym plecaku wchodząc do sali. Poczuła szarpnięcie w bok oraz natarczywe spojrzenie brązowych soczewek. Melody Rodriguez, jej przyjaciółka, chwyciła ją w swoje silne dłonie, przyciskając ją do siebie z całych sił.

-Mimi, dusisz. -wykrztusiła z siebie w końcu. Brunetka niechętnie odczepiła ją od siebie, wciąż nie spuszczając z niej swojego bacznego spojrzenia.

-Collins ty idotko, myślałam, że coś ci się stało! - zmarszczyła brwi w akcie gniewu. - Przecież wiesz co się dzieję, nie mogę cię też stracić. - niemal wyszeptała te słowa a oczy zaszły jej mgłą. Lilly poczuła się w sekundę winna jej stanu. Od kilku tygodniu w Howerlow, panowała cięższa atmosfera niż powinna. Tajemnicze porwania nastolatków z okolicy, stanowiły dla każdego uciążliwą zagadkę. Na początku każdemu się wydawało, że to zbieg okoliczności. Jednak, z dnia na dzień przybywało zgłoszeń a zaginieni nie odnajdywali się. Zupełnie jakby wyparowali. Jakiś czas temu, gdzieś na początku plagi porwań zaginęła siostra Melody, Rosaline. Brunetka załamała się wtedy tak mocno, że Lilly i Milo wyciągali ją z łóżka przez tydzień. Teraz już rozumiała te spojrzenia od rówieśników i ich szepty. Znając brunetkę przeczesała całą szkołę razem z uczniami, aby znaleźć przyjaciółkę.

-Przepraszam, to moja wina. Byłam na biwaku z tatą i nie miałam zasięgu. -przytuliła troskliwie przyjaciółkę. - Gdzie reszta? - W klasie była już połowa uczniów a dzwonek zaraz miał zadzwonić, ogłaszając kolejną godzinę tortur. Nie było jednak żadnego śladu po ich małej grupce znajomych.

- Są w audycji, zaraz pewnie przyjdą. - Lilly pokiwała głową i zajęła miejsce w ławce obok dziewczyny. Dzwonek rozebrzmiał, powodując mętne jęki ze strony uczniów. Do sali weszła pani O'brien, starsza kobieta z poczuciem humoru i stylu. Przeczesała wzrokiem salę lekcyjną a Lilly miała wrażenie, że zatrzymała spojrzenie chwilę dłużej na niej i brunetce. Zignorowała to i zaczęła przepisywać dyktowany temat przez kobietę.

- Panno Collins, co jest ważniejsze w tym momencie od mojej lekcji? - nauczycielka zmierzyła ją posępnym spojrzeniem. rudowłosa ocknęła się na swoje nazwisko, spojrzała zarumieniona swoją wpadką, wpółprzytomnym wzrokiem na starszą.

- Nic takiego pani O'brien, przepraszam. - Siwowłosa burknęła coś pod nosem i wróciła do prowadzonego wykładu. Melody wiedziała, że przeprosiny rówieśniczki były rzucone na wiatr. Widziała jak nerwowo szura nogą, rzuca spanikowane spojrzenia w stronę drzwi oraz mamrocze nieskładne zdania. Sama marszczyła brwi czy spoglądała na zawieszony zegarek nad tablicą. W obu ich głowach huczało "gdzie oni wszyscy są?". Niedługo później lekcja się zakończyła, a Lilly niemal wybiegła w poszukiwaniu znajomych. Melody przewróciła oczami spokojnie pakując książki do plecaka. Jako jedna z ostatnich osób z klasy, zasunęła za sobą krzesła. "Czy ona musi wszędzie za sobą pozostawiać śmieci?" pomyślała w duchu podnosząc kawałek naszywki pozostawionej na podłodze, gdzieś, gdzie wcześniej znajdowała się torba jej przyjaciółki. Potarła opuszkami kawałek niebieskiego herbu z dziwnymi znaczkami na środku. Dostrzegła również rysy przypominające fale.

- Szybciej! - pogoniła ją pani O'brien, stojąc przy drzwiach i mącąc przy tym kluczę w dłoniach. Niezauważalnie wślizgnęła naszywkę do kieszonki torebki mijając kobietę. Później pokaże to Collins, najpierw musi znaleźć swoich przyjaciół w tej przeklętej szkole.

  Lilly pędziła w stronę starych drzwi prowadzących do audycji szkolnej, jak na zerwanie głowy. Modląc się, aby jej trójka przyjaciół tam była. Zdyszana, otwarła z całej siły drzwi pracowni. Rozszerzyła oczy nie widząc rozbawionej grupki, robiącej sobie żart z jej wtargnięcia. Powolnym krokiem podeszła do stołu, na którym znajdowały się wszelkiego rodzaju gadżety do prowadzenia szkolnego radia. Cienkie podłużne okno znajdujące się przy suficie, było otwarte do szeroka przez co zimne marcowe powietrze zawładnęło pokojem. Blondynka potarła ramiona, natychmiast zamykając okno.

-Przeklęte woźne. -mruknęła pod nosem. Chwilę zajęło jej przeczesanie całego pokoju zanim rzeczywiście uznała, że żaden z jej przyjaciół przypadkowo nie znalazł się w malutkiej komodzie zaraz obok zwiędłego kwiatka czy szafce w biurku. Zrezygnowana usiada na kanapie obdartą z kilku stron przez czas.

-Lilly?- do pokoju weszła Melody.- o tutaj jesteś. Znalazłaś ich? -dziewczyna spojrzała na nią krytycznie potrząsając głową w bok.

- Mam nadzieję, że nic im się nie stało. - wyjęła telefon z torby od razu wchodząc w czat z Susanne.

Hejj

Czemu nie ma was w szkole?

Wysłała razem z wiadomością zdjęcie siebie i opierającej się o jej bark Melody. Zobaczyła, że jej rozmówczyni coś pisała, na chatcie pojawiły się trzy szare kropki długo zastanawiające się co napisać.

Cześć

Jestem w domu razem z Lukasem, bo się zatrułam przez Tacosy .

Z tego co wiem Milo razem z Sushi pojechał do weterynarii jego mamą.

Lilly rozluźniła się wiedząc, że jej banda przyjaciół siedzi w miarę bezpiecznym miejscu. Melody wyrwała jej telefon i przebierała szybko palcami.

I nie mogliście nam o tym powiedzieć?

Tu Melody.

Dopisała dodając gorzką kropkę na koniec zdania, nie musiały długo czekać na odpowiedź.

Cześć Mimi

Dzięki że pytasz, czuję się już lepiej!

Obie dziewczyny zaśmiały się pod nosem. A Melody niezdarnie sunęła palcami po klawiaturze telefonu, zastanawiając się jaką cienką ripostę rzucić Clark. W połowie pisania wiadomości zadzwonił dzwonek zwiastujący kolejną lekcje. Melody skasowała część wiadomości, na nowo pisząc.

Hahaha

Bardzo śmieszne >:(

Już lekcja musimy iść

Rodriguez wyłączyła telefon, chowając go do torebki przyjaciółki. Pociągle wstała i wyruszyła do sali chemicznej. Odwróciła się przy wciąż otwartych drzwiach, spojrzała na przyjaciółkę. 

-Idziesz? - rzuciła do leżącej Collins na zniszczonej kanapie. W głowie Lilly wciąż wirowały mgliste, niewyraźne ostrzeżenia. Czuła w kościach, że dzisiaj coś się stanie. Melody westchnęła głęboko. - Hej, są w domu wszystko będzie dobrze. - młodsza pokiwała niechętnie głową. Wstając z kanapy zauważyła nową naklejkę na obskurzałym ramieniu. Audycja w szkole dla ich piątki to był choćby drugi dom, chociaż Lilly i Susanne rzadko tu przebywały bawiąc się. Co ich podróż naklejali pamiątki na kanapę, nie duże prostokątne, kolorowe naklejki z nazwą miejscowości.

-Naklejaliście nową? - Melody podeszła do niej i przyjrzała się nalepce. Była żółta z mocno zarysowanym słońcem w środku, wokół słońca były białe znaczki. Rodriguez przypomniała sobie o naszywce schowanej głęboko w jej plecaku. Zmarszczyła brwi i zwyczajnie wyszła z pokoju.

-Hej!- zawołała Lilly, gdy wreszcie dogoniła przyjaciółkę.- O co chodzi?

-O nic.- rzuciła wrednym, ciętym tonem. Spojrzała na zegarek i widząc coraz bardziej rosnącą godzinę przyśpieszyła jedynie kroku.

-Świetnie.- skwitowała blondynka i przewróciła oczami. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 27 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

children of coats of armsWhere stories live. Discover now