Rozdział 6

332 9 5
                                    

-Yn! -krzyknęli równo.
-Cholera muszę już iść. -powiedziałam.
-Kim oni są? -spytał Hailie.
-Moimi bracćmi, Max i Charlie. -odpowiedziałam.
-Oh.. -odpowiedziała Mona.

Zanim cokolwiek zdołałam zrobić moi bracia znaleźli się obok mnie. Pierwszy dzień szkoły i wstyd. Nosz japier...

-Czego chcecie. -powiedziałam patrząc się na nich.
-Przyszliśmy zobaczyć czy wszystko gra. -odpowiedział Max.
-Jak widzicie wszystko gra, no to możecie już sobie iść. -powiedziałam w stronę braci, którzy po chwili się zorientowali, że przy stole są również Monetowie.
-Młoda a czy czasami Víctor nie mówił ci,że masz trzymać się daleko od Motetów? -spytał się mnie Charlie unosząc brwi i krzyżując ręce.
-No może tak, ale gadam z Hailie a ona jest spoko więc co za problem. -odpowiedziałam prychając odwracając się do nich.

A cała reszta przy stoliku patrzyła na naszą wymianę zdań.
To było trochę krępujące nie powiem...

-Niech tylko się Vic o tym dowie. -powiedział lekko wkurzony Max.
-I tak mu nie powiecie bo ty wy. -pokazałam na nich palcem.
-Mieliście mnie pilnować, a zawaliliscie więc no. -odpowiedziałam.
-Ehh niech ci już będzie. -odpowiedzieli równo.

Charlie pochylił się I szepnął mi do ucha.

-Jeśli coś by ci się działo, albo któryś z chłopaków o Motetów coś ci zrobił to masz o tym powiadomić. -szepnął na co ja pokiwałam głową.
-No to miłego lunchu siora. Widzimy się w domu I jak coś idziesz dziś pieszo bo my z Charlie'm mamy coś do załatwienia. -powiedział do mnie drugi z barci na odchodne.
-Okej! -krzyknęłam do nich.
Odwrociłam się do reszty, którzy się na mnie patrzyli.
-Co wam jest? -spytałam.
-Kim jest Víctor? -spytała mnie Hailie.
-Moim najstarszym bratem. -odpowiedziałam.

Zaczęłam dłubać w jedzeniu, bo po tym co zaszło odechciało mi się jeść widząc spojrzenia reszty uczniów na mnie.

-Czemu twój brat kazał Ci się trzymać z dala od nas? -spytała mnie Dylan.
-Nie wiem. -odpowiedziałam I odkładając widelec.
-Wszystko okej Yn? -spytał mnie tym razem Leo.
-Tak tak wszystko git, czemu pytasz. -odpowiedziałam mu.
-Bo trochę zbladłaś. -również mi odpowiedział.
-No wyglądasz jak ściana. -odpowiedziała Mona.
-Mona! -fuknęła do niej brunetka.
-Spoko Hailie nic się nie stało.

Nagle poczułam coś mokrego na nadgarstkach. Lekko je podwinełam I ujrzałam przeciekającą krew z bandaża. Fuck zapomniałam go wymienić. (Jak coś nie będzie już samookaleczaniu od~Autorki~) Podniosłam wzrok I zobaczyłam wzrok wszystkich przy stole na mnie.

-Ej yn, napewno wszystko git? -spytał mnie Tony.
-Mhm. -odpowiedziałam mu.
Muszę jak najszybciej to wymienić, tylko jak.
-Yn, czemu masz mokre rękawy od mundurka? -spytała mnie Hailie.
-Emm.. -kurwa wymyśl coś szybko yn.
-Czy ty... -powiedział do mnie Tony wraz z Leo.
-Nie, nie już nie ale to było zrobione nie dawno. -odpowiedziałam I wstałam.
-Yn. -powiedziała do mnie brunetka.
-Chodź zwolnimy się z lekcji I to ogarniem to. -powiedziała do mnie brunetka.
-Nie dziewczynko, ty się nigdzie nie zwalniasz a my to ogarniemy. -powiedział w jej stronę Dylan.
-Nie Dylan, ja się tym zajmę a wy możecie już wracać do swojego stolika. -odpowiedziała mu Hailie.
-Młoda nie dyskutuj, my to ogarniemy a ty idź już na lekcje. -powiedział Shane.
-Ale.. -brunetka już chciała odpowiedzieć , ale w tym momencie zadzwonił dzwonek.
-Dobra niech wam będzie, a ty yn daj mi później znać jak się czujesz. -powiedziała do mnie Hailie zbierając się z Leo I Moną na lekcje.
-Yhym, wyślesz mi tylko lekcje później? -spytałam.
-Jasne. -odpowiedziała mi.
Pożegnaliśmy się i zostałam sama z trójką Monetów. SAMA przypominam bo reszta uczniów też już wychodziła ze stołówki.
-Chodź młoda, ogarniemy to I powiesz nam dlaczego to zrobiłaś. -zwrócił się do mnie Tony.

Po kij im ta informacja dlaczego to zrobiłam. Znamy się nie cały dzień I mam im już opowiedzieć o moim życiu oj
nie nie nie tak nie będzie.

-Spoko stary dam radę sama to ogranąć, ale dzięki, że chcieliście pomóc. -odpowiedziałam mu posyłając mu uśmiech.
-Ale ci powiedziała. -zaśmiał się Shane na dostał od bliźniaka z łokcia.
-Ała. -powiedział drugi Brunet.
-Dziewczynko nie dyskutuj, albo z nami pójdziesz, albo powiemy pielęgniarce o całym zdarzeniu a wtedy o wszystkim się dowiedzą twoi bracia, czego chyba nie chcesz. -powiedział do mnie Dylan.
-Ehh no dobra, chodźmy do łazienki. -odpowiedziałam mu I wszyscy w czwórkę ruszyliśmy do damskiej łazienki.

Po jakiś 5 min byliśmy już w łazience.

-Dobra podwijam teraz rękawy młoda. -zwrócił się do mnie Shane, który był oparty o ściane.

Zdjęłam plecak i powoli podwinęłam rękawy od mundurka I zobaczyłam cały przemoczony banadaż z obu stron. Fuck.
Widziałam że Tony wyciąga coś z plecaka. Po chwili wyciągnął nowe bandaże, gazy i coś do odkarzania. Po co on to nosi w plecak. Zaczynam się troszkę tego bać. Bo kto normalny nosi w plecak bandaże, gazy I płyn do odkażania do cholery! Podszedł do mnie I zaczął mi odwijać mi stare bandaże. Gdy je zdał zaczął odkażać rany na co się skrzywiła, ale dostałam od niego buziaka w czółko. To było dziwne. Po chwili przyłożył gazy zawinął je bandażami.

-A teraz powiedz nam dlaczego to zrobiłaś. -zwrócił się do mnie Dylan.

Notka:853 słów
Bez notki:823 słów

Hejka witam was po troszkę długiej przerwie. Dziś troszkę dłuższy rozdział mam nadzieję że wam się spodoba.
Głosujcie!

Tt: ..ch..fanka_lcp15
Ig: ily.rembolxpatriko

Przypadek, a może przeznaczenie YnxTony MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz