Rozdział 11.

175 8 0
                                    

June

Dean siedzący na starej, wyłożonej ciemnym, zielonym zamszem kanapie, prawie podskoczył. Od razu po szkole zawędrowałam do antykwariatu, wiedząc, że zapewne go tutaj spotkam. Nasza ostatnia rozmowa zakończyła się jednym wielkim znakiem zapytania. Ucięliśmy wątek zerwania więzi. Chłopak posiedział jeszcze chwilę, ale obydwoje byliśmy zbyt rozkojarzeni, żeby poważnie to przedyskutować. Rozejrzałam się wokół, ale nie dostrzegłam nigdzie babci chłopaka. Z ulgą zrzuciłam plecak i usiadłam obok przyjaciela. Pewnie na mnie czekał. Miałam wrażenie, że nadal było między nami trochę niezręcznie. Chłopak założył rękę za głowę, wbijając we mnie wzrok.

– Nadal wyglądasz na nieobecną – zaczął cicho. Nie odpowiedziałam. Nie miałam nic na swoją obronę. W mojej pamięci utkwił obraz niewielkiej brązowej plamki, którą dostrzegłam w oczach Pierce'a. Ciężko było mi pojąć, że jeszcze kilka tygodni temu nie łączyło nas nic, a teraz od niego mogło zależeć moje życie.

– Wydaje ci się. – Machnęłam ręką, starając się grać spokojniejszą, niż w rzeczywistości byłam.

– Nieźle się rozpadało – podsumował i zamilkł. Wyjaśniłam wszystko z Ellie, ale Dean chyba nadal nie chciał dopuścić tego do siebie. Zupełnie tak jak ja.

– Dalej jesteś zły? – zapytałam, krzyżując ręce na piersi. Chłopak popatrzył w moją stronę i westchnął.

– Nie jestem zły, tylko pogubiony – wyjaśnił i podniósł się z kanapy. Wyszedł na chwilę do łazienki. Wrócił z małym, różowym ręczniczkiem. Rzucił mi go na głowę. Uniosłam brwi, ale mruknęłam kilka słów podziękowania i zaczęłam wycierać przemoknięte włosy. – Chociaż może wściekam się na świat, jakkolwiek to zabrzmi. Nie mam prawa tak mówić, ale nie chcę go w twoim życiu. Boję się o ciebie. Nie wiesz, do czego ten człowiek jest zdolny.

Wiedziałam, do czego jest zdolny. Przynajmniej domyślałam się. Zacisnęłam powieki. Miałam nadzieję, że jeśli wystarczająco długo będę ignorować ten temat, w końcu zniknie. Marzyłam, żeby porozmawiać z Deanem tak, jak kiedyś. Nie chciałam w każdej naszej wymianie zdań słyszeć, że się o mnie martwi. Nie powinien się tak tym wszystkim przejmować. Przeczesał dłonią włosy. Jego flanelowa koszula jak zwykle była nieodłącznym elementem.

– Pierce o niczym jeszcze nie wie – odparłam, próbując chociaż trochę zażegnać jego niepokój. – Spróbujmy, chociaż chwilę o tym nie myśleć.

– Zrobiłem mały research – powiedział, jakby wcale mnie nie usłyszał i sięgnął do swojego plecaka, leżącego na podłodze tuż obok. Wyciągnął z niego plik kartek. – Wiem, że zerwanie więzi jest niebezpieczne. To taki plan awaryjny.

Spojrzałam na kartki pokryte drobnym drukiem i odręcznymi notatkami przyjaciela. Wyrwało mi się ciche westchnienie. Zebrał wszystkie najważniejsze informacje na temat więzi, mówiące o tym, jak ją unicestwić. Musiałam przyznać, że przeszło mi to na myśl. Nie znałam jednak nikogo, komu udałoby się kiedykolwiek zerwać więź. To jak loteria. Do tego loteria, która wymagała bardzo precyzyjnego przygotowania i wysiłku. Ludzie zazwyczaj dawali więzi zanikać poprzez całkowity brak kontaktu. Nigdy nie znikała całkiem, ale stawała się tak niewyraźna, że prawie przestawała istnieć. Przynajmniej na jakiś czas. Ponoć istniały pojedyncze przypadki zerwania więzi, ale nigdy nie wydawało mi się to realne. Taki rytuał naruszał porządek wszechświata. Mieliśmy w szkole nawet cały przedmiot, który skupiał się na historii powiązania dusz, ale nie słyszałam wcześniej, żeby ktokolwiek poruszył zrywanie go.

– William musiałby wiedzieć – mruknęłam. – Dodatkowo, musiałby współpracować. To bardziej nierealne, niż samo zerwanie więzi – powiedziałam gorzko. Poczułam dłoń na ramieniu, próbującą dodać mi otuchy. Posłałam mu delikatny uśmiech.

My Vicious Destiny [Tom I | ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz