{Prolog}

165 13 0
                                    

Erwin od samego początku swojego istnienia sprawiał kłopoty.

Zaczynajac od urodzenia, gdy lekarze stwierdzili zgon, by chwile później na sali rozbrzmiał tak mocno oczekiwany i tak samo głośny płacz dziecka. Serce noworodka było na tyle słabe, że nikt nie dawał mu szansy na dłuższe życie. Na szczęście - maluch rósł dobrze do czasu gdy nie zaczął biegać.

Gdy robił to w domu, rodzice byli w stanie go przypilnować, ale gdy był w przedszkolu był zdany wyłącznie na opiekunkę ich grupy. Nie mógł się przemęczać, co uniemożliwiało mu długie zabawy z przyjaciółmi. Z początku trzymał się tej zasady, przedszkolanka tak samo miała chłopca na oku. Z czasem jednak siwowłosy maluch czuł znużenie oczekiwaniem aż jego serduszko trochę zwolni. W końcu jego przyjaciele wciąż się bawią, czas leci, a potem on sam jest w tyle i musi słuchać co nowego wymyślili by się dopasować. Mimo lekkich kłuć w sercu i coraz cięższego oddechu robił swoje, chciał się tylko bawić! Przecież nie chciał doprowadzić się do złego stanu, był kompletnie nieświadomy, że prawie umarł po raz drugi w swoim życiu.

Serce malucha przestało bić, potem wszystko stało się szybko. Lekarze robili co mogli, a kiedy narząd znów zaczął działać przewieźli czterolatka na sale operacyjną. W szpitalu zapewnili mu dobrą opiekę i psychologa. Kto mógłby się spodziewać, że lekarze oznajmią to próbą samobójcza? I to w pełni świadomą.

Lata mijały, serce chłopca miało się już lepiej a on zaczynał rozumieć świat, który go otacza. Przez długi czas był względny spokój. Rutynowe wizyty u lekarza, systematyczne chodzenie do szkoły, spotkania ze znajomymi.

Spokój.

Tak zakładali rodzice Erwina. Niedługo przed końcem 7 klasy szkoły podstawowej zaczęły się skargi. Nauczyciele irytowali się nadpobudliwością chłopca, który ledwo siedział w miejscu ciagle rozmawiając rujnując lekcje. Rodzice oczywiście przymknęli na to oko - każdy w tym wieku musi się wyszaleć. Musieli zainterweniować gdy do nadpobudliwości dołączyła agresja. A dokładniej - autoagresja.

Gdy Erwin stawał się przebodźcowany i zmęczony uziemieniem w ławce i brakiem możliwości rozproszenia myśli zaczął mieć napady. Siedział jak na skazaniu trzymając ręce wyciągnięte prosto przed siebie, Wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt. Jedynie on sam mógł czuć dyskomfort budujący się w jego żyłach na przedramieniu. Mrowienie nie dawało mu spokoju, nawet wzrok złośliwie umieszczony na niebieskich, lekko prześwitujących żyłach nie pomagał, a sprawił jedynie, że znienawidził to miejsce.  Musiał coś zrobić.

Inaczej by oszalał.

Ścisnął je dłonią, próbując zatrzymać transportowaną krew. Wolał żyć z obumarłą dłonią niż z uczuciem ciepłego dyskomfortu do końca życia. Zaczął drażnić je opuszkiem, ale to nie pomogło. Zaczął drapać. Jego paznokcie były na tyle ostre by sprawić ból, a nie zrobić od razu dużych szkód. Idealne.
Nie poczuł jak wpadł w hipnozę, nie poczuł jak z jego nadgarstka zaczęła sączyć się krew, by po chwili całe pokryło się czerwoną cieczą. Nie poczuł jak jego przyjaciel z paniką w oczach szarpie go i ciągnie jego dłoń, która wyrządziła krzywdę.

Nie był to pierwszy raz, ale pierwszy raz był aż tak poważny. Rodzice mocno zaniepokoili się stanem syna, nic dziwnego. Nie wiedząc co robić zwrócili się o pomoc do psychologa, który niegdyś opiekował się już Erwinem.

Chłopak nie rozumiał dlaczego musiał tu przychodzić. Nie odzywał się prawie w ogóle, opowiadał jedynie swój przebieg dnia by nie zawieść rodziców. Nie chciał dzielić się swoimi myślami, czy czynami. Nie chciał mówić lekarzowi nic, co lekarz potrzebował by mu pomóc. Co jeśli psycholog zabierze mu jego myśli i zostanie z pustką? Będzie wtedy wyglądał jak każdy inny dookoła (nie biorąc pod uwagę genetyki jaką odziedziczył). Będzie zwykłym szarym chłopcem, z pustką w głowie i brakiem planów. Nie chciał tak. Wolał zdecydowanie walkę, która wprowadzała go w otępienie i pochopne czyny.

Myśli były nieraz wręcz namacalne, jakby druga osoba siedziała tuż za nim i szeptała najgorsze pomysły i niestworzone historie, a jednocześnie kłóciła się z drugiem - tak samo brzmiącym - głosem, który nie do końca wiedział czego chciał.

Rok. Tyle czasu zajęło mu przełamanie się. Niemal 12 miesięcy podczas których stwierdzono u chłopca jedynie ADHD musiało minąć, zanim myśli zaczęły go przerastać. Poczuł, że to za dużo. Miał dość, gdy prawie zapominał jak się nazywał, bo te dwa ludki w środku mówiły tak dużo. A może było ich więcej niż dwa?

By uporządkować myśli dostał zadanie domowe. Dość śmieszne zadanie domowe. Miał zacząć pisać pamiętnik. Co ciekawe, nie dla lekarza, a dla samego siebie. Zadanie miało pomoc mu skoncentrować się na jednej myśli, by potem na kolejnej wizycie łatwiej było mu się porozumieć. Wstępnie nie dostał żadnych leków, psycholog chciał mu pomoc inaczej, bo wiedział że leki będzie mu ciężko przyjmować.

Erwin jeszcze tego samego wieczoru chciał odrobić zadanie. Siedział nad pustym, nowo zakupionym zeszytem. Wdychał zapach świeżych kartek trzymając w dłoni niebieski długopis. Siedział i siedział, i nie wiedział co ma napisać. Problemem nie był natłok w głowie, a sprzeczna z nim samym uciążliwa pustka. Zapisać przebieg dnia? A może to o czym przed chwilą kłóciła się jego głowa? A może ma napisać jak nie nazywa?

Wolna wola, choć tak przez niego lubiana tego wieczoru była bardziej uciążliwa niż osiem godzin spędzonych w ławce. Rozejrzał się i już miał ochotę po prostu uderzyć głową o biurko. I to właśnie było to.

Wpis nr. 1

Zaraz uderzę w to biurko głową. Nie wiem co pisać, NIE WIEM NIE WIEM NIE WIEM!!!!!!

AAAAAAAAAA

Resztę kartki wypełniły agresywne bazgroły i malutka dziura spowodowana rozerwaniem strony. Choć zadanie zdecydowanie było wątpliwej jakości uśmiech pojawił się na ustach złotookiego. Nie pomogło mu to, biurko dalej wyglądało zachęcająco ale powstrzymał się napawając się dumą. Zrobił zadanie, tylko tyle go obchodziło. Ale wiedział, że jeden zapisek nie starczy by usatysfakcjonować lekarza.

Wpisy nie pojawiały się codziennie, czasami nawet był jedynie jeden na tydzień, na dwa tygodnie a czasami nawet jeden na miesiąc. Nie zmieniało to faktu, że w jakimś dziwnym stopniu zaczęło to pomagać  siwowłosemu chłopcu.

~>~>~>~>~>~>~>~>~>~>~>~>

Hejka! Pierwsze rozdziały tej książki pisałam dobre parę miesięcy temu, ale stwierdziłam, że wrócę do pisania jej że względu na fabułę, która do teraz pamiętam i którą krąży mi po głowie.

Poza tą książką jest jeszcze jedna, bardzo króciutka książka, która będzie się pojawiać równolegle z tą (jak tylko napisze ją w całości).

Buźka!

Freak || MORWIN Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz