Czasem w życiu czujemy uczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Właśnie w tym momencie wydawało mi się, że to czuje. Miałam dwadzieścia lat, mieszkałam w ogromnym mieszkaniu, studiowałam, miałam wszystko co chciałam. Nie była to absolutnie moja zasługa, ale dla mnie liczyło się tylko to, że to mam. Nie ważne było skąd.
Poczułam jak materac, na którym właśnie leżałam się ugiął. Chłopak przysunął się do mnie i złożył pocałunek na moim ramieniu, przytulając się do mnie.
-Nie możesz dziś cały dzień zostać ze mną w łóżku? -zapytał i cały czas obejmował mnie w pasie. Nie wiem, czy go kochałam. Byłam z nim od dwóch lat zapewniał mi bezpieczeństwo, to mi wystarczyło. Nie miałam nikogo poza nim.
-Wiesz, że chce skończyć te studia. -powoli oswobodziłam się z uścisku chłopaka -Nie miałeś pomóc ojcu?
-Zmiana planów. -uciął od razu i od razu wstał, na jego ruch cała się spięłam. Bałam się jego wybuchu związanego z tematem pracy, nie rozmawiał ze mną na ten temat. Kiedy został on poruszany od razu się denerwował.
Miałam już wychodzić na uczelnię, kiedy nagle usłyszałam podniesiony głos Theodora. Rozmawiał on z kimś przez telefon w swoim gabinecie.
-Jak to są podejrzenia policji! -wrzasnął do telefonu, chwilę chodził po pokoju i najwyraźniej słuchał odpowiedzi drugiej strony –Kurwa niech William się tym zajmie, przestań wiecznie na mnie zwalać winę i kazać załatwiać takie rzeczy!
Rozłączył się, po czym od razu wyszedł z pomieszczenia tym samym uniemożliwiając mi ucieczkę. Wiedziałam, że mam przejebane od razu jak mnie zobaczył.
-Miałaś być na uczelni! -wrzasnął i chwycił moje ramie mocno je ściskając -Ile kurwa razy mam Ci powtarzać, że masz się nie wtrącać w sprawy mojej rodziny. Nie jesteś do niczego potrzebna w naszym świecie, masz jedynie ładnie wyglądać. Nikt Cię nie nauczył, że się nie podsłuchuje.
Po czym z całej siły pchnął mną na podłogę. Czułam jak moje ciało ogarnia ból, a w środku się dusiłam. Zaciskałam zęby i próbowałam nie płakać, nie mogłam mu pokazać mojej słabości. Zabrał swoje rzeczy i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi.
Po chwili usłyszałam dźwięk telefonu, więc zmusiłam się do wstania. Na wyświetlaczu widniało imię mojej przyjaciółki.
-Sophia, gdzie ty jesteś? -od razu usłyszałam głos dziewczyny po odebraniu połączenia.
-Jestem chora, nie dam rady dziś przyjść P, przepraszam. -powiedziałam szybko na jednym wydechu, żeby nie zdradzić mojego stanu.
-Dobrze, to wpadnę do ciebie popołudniu. Muszę kończyć. -szybko zakończyła połączenie, za co w głębi duszy dziękowałam. Ona nie była głupia i od dawna wiedziała co tak naprawdę się u mnie dzieje.
Ruszyłam w stronę sypialni, położyłam się i zaczęłam myśleć co ja tak właściwie robię. Byłam biedna, nie miałam rodziny, nie miałam nic. Żyłam jak królowa, ale nic co miałam tak naprawdę nie było moje. Bezpieczeństwo dla mnie nie miało znaczenia takiego jak dla większości, było to dla mnie to, że miałam gdzie mieszkać, co jeść. Kiedy byłam mniejsza matka piła, a mieszkałam tylko z nią w małym mieszkaniu. Co rano budziłam się z myślą, że dziś przestanie. Nigdy nie przestała, aż zmarła rok temu, dostałam telefon z tą informacją, ale nawet nie zjawiłam się na jej pogrzebie. Nie chciałam pamiętać tej kobiety. Z taką myślą zasnęłam.
Obudził mnie dzwonek do drzwi, który cały czas rozbrzmiewał powodując u mnie jeszcze większy ból głowy. Przekonana, że to Penelopy poszłam otworzyć.
Kiedy otwarłam drzwi, pierwsze co zobaczyłam to te błyszczące zielone oczy.
-Gdzie jest Theodor? -zapytał mnie i od razu przecisnął się obok mnie, aby wejść do mieszkania. Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co robić, bałam się Williama.