1.

5 0 0
                                    

Ostatnie godziny, które powinnam przeznaczyć na sen, zamieniły się w godziny, podczas których musiałam wysłuchiwać dźwięków gitary dochodzących z pokoju obok, a dokładniej z pokoju mojego starszego brata, Oliviera. Nienawidzę go od chwili, w której zobaczyłam jego parszywą mordę. Cały czas mi dokucza i przeszkadza, tak jak w tej okropnej chwili, kiedy nawet moje słuchawki nie mogą zagłuszyć jego grania na przeklętym instrumencie. Mimo, że te dźwięki nie przestają mi przeszkadzać od ponad czterech godzin, dopiero teraz jestem tak okropnie zmęczona słuchaniem tego, że wstałam, by zapukać do drzwi od jego pokoju. Trzy razy stuknęłam w drewno, przy czym krzyczałam, by spośród głośnej melodii, którą tworzył, usłyszał, że chcę wejść do jego skromnej komnaty, zamkniętej tylko dla niego.

- Otwórz te drzwi, idiotp! - głośno wypowiedziałam zdanie z coraz bardziej widocznym gniewie na mojej twarzy.

Próbowałam się dobić do niego dobre 5 minut, po czym w końcu dźwięki ucichły i zobaczyłam, że klamka się rusza. Po kilku sekundach ujrzałam postać Oliviera przed sobą.

- Czego chcesz, krasnalu? - spytał przeszywając mnie wzrokiem.

- Żebyś w końcu przestał grać na tej swojej gitarce. - wyplułam mu te słowa prosto w twarz.

- A co mnie ma interesować twoje zdanie na temat mojego - odchrząknął. - cudownego grania.

- A może zainteresuje cię to, że zaraz mogę zawołać tu rodziców, którzy są w stanie za to wyznaczyć ci szlaban na wieki? - zapytałam ciągle patrząc na niego z jadem w oczach.

- Czy ty na prawdę myślisz, że to mnie interesu... - pragnął dokończyć zdanie, lecz przerwałam mu.

- 20?

- O co ci chodzi? - wyraźnie nie wiedział o czym mówię.

- Dolców. 20 dolców za ciszę. BŁOGĄ CISZĘ. - ostatnie zdanie mocno zaakcentowałam, by zrozumiał o co mi chodzi.

- Zgoda. - po tych słowach zatrzasnął mi drzwi przed nosem, a ja w końcu byłam w stanie zasnąć.

Mimo, że nie miałam dużo czasu na sen, starczyło mi czasu na uzupełnienie baterii. Gdy obudziłam się w pół do szóstej, wyglądałam jak nowo narodzona. No może w połowie, bo przez dość małą ilość odpoczynku, wory pod oczami były większe niż zwykle. Zeszłam na dół, by zobaczyć, że mama już krząta się po kuchni.

- Dzień dobry, mamo. - przywitałam się, na co kobieta skinęła mi głową z szerokim uśmiechem.

Podeszłam do wyspy i wyjęłam miskę, do której nasypałam odrobinę płatków czekoladowych. Dodałam do nich mleka owsianego, po czym zaczęłam się nimi kosztować.

- Wyspałaś się? - spytała Virginia.

Spojrzałam się na nią i pokręciłam głową.

- Nie za bardzo. Oliver znowu całą noc grał na gitarze i udało mi się zasnąć dopiero około trzeciej nad ranem. - wytłumaczyłam, na co brunetka z niezadowoloną miną wróciła do przygotowywania śniadania dla siebie i swojego męża.

- Muszę z nim o tym porozmawiać. - na te słowa pokiwałam głową, a moje kąciki ust powędrowały delikatnie w górę. - Idziesz dzisiaj biegać?

- Tak. - odpowiedziałam jej.

- A trening odpuścisz?

- Przecież wiesz, że nie. - wytłumaczyłam.

Wiedziała, że moje treningi są dla mnie bardzo ważne. Szkolny klub taneczny był dla mnie całym życiem. Kochałam akrobatykę oraz balet i nie miałam zamiaru z nich rezygnować.

- No dobrze. - spuściła głowę. W tym czasie schowałam naczynia do zmywarki i wróciłam do swojego pokoju.

Wyjęłam z szafy komplet bielizny termicznej, bo pomimo tego, że zaczynał się sezon wiosenny, Poranki nadal były dość zimne. Gdy byłam gotowa, zeszłam po schodach, żegnając się z matką i wychodząc na podwórko. Wzięłam głęboki wdech świeżego powietrza, po czym ruszyłam w stronę jeziora, które leżało około półtora kilometra od domu. Ten dystans przebiegałam w około piętnaście minut, dlatego czasem przeznaczałam też czas na wpatrywanie się w tafle wody przy wschodzie słońca. Pozostałe piętnaście minut przeznaczałam na drogę powrotną.

Dzisiejszy wschód słońca był wyjątkowo piękny. Wpatrywałam się w promienie przenikające przez chmury z zachwytem.

Gdy wracałam, by przygotować się na lekcje, spotkałam jedynego członka drużyny koszykarskiej, którego nie trawiłam. Nicolas Johnson stał na podjeździe przy swoim domu i przygotowywał swój pojazd. Jego szpetną twarz zasłaniał czarny kask, a ciało opinał ciemno szary kombinezon. Gdy zaczęłam biec szybciej, ten zauważając to wsiadł na motocykl i podjechał w moją stronę. Po chwili zatrzymał się przede mną i zatrzymał mnie. Stanęłam przed nim patrząc na niego wrogim spojrzeniem.

- Co tu robisz, wiewióro? - na ostatnie słowo, spojrzałam na niego spod byka.

Może i takie wyzwisko nie zdawało się być czymś szkodliwym, on nazywał mnie tak odkąd się znamy. Nie chciałam być tak nazywana, dlatego też przefarbowałam w wakacje swoje rude włosy na kolor jasnego blondu. Kolor nadal dobrze się trzyma, ale nie ukrywam, że za niedługo będę musiała pójść na przedłużenie koloryzacji. Niestety to działanie nie zatrzymało tych słów w moją osobę.

- O co ci chodzi, Johnson? - syknęłam w jego stronę.

- Przecież nic nie robię. - podniósł ręce w geście obronnym. - Spytam jeszcze raz, co tu robisz?

- Nie widzisz, że biegam?

- Ah, no tak! Jak mogłem się nie domyśleć. - zaczął udawać, że się śmieje, na co przewróciłam oczami.

Cały czas wpatrywałam się w niego, tak jakbym chciała wyczaić każdy jego ruch. Nicolas był nieobliczalny i wolałam widzieć wszystko co zamierza zrobić. Zauważyłam, że znów bierze kask w dłonie, więc przygotowałam się na ponowne rozpoczęcie biegu. Niestety, gdy zaczęłam wymijać jego pojazd, Johnson zatrzymał mnie swą ręką.

- A dokąd to biegniesz, Miller? Chcesz uciec? - przeszywał mnie swym wzrokiem, a ja zatrzymałam się w miejscu.

- Do domu. - wypowiedziałam przez język. - A przepraszam, przecież ty nie wiesz o co mi chodzi bo tego nie posiadasz.

Wlepił wzrok we mnie. Widziałam, że toczył walkę w swojej głowie, myśląc czy coś powiedzieć, czy nie, bo jego usta delikatnie się rozchylały, a po chwili zamykały. Jego zachowanie mnie zdziwiło, bo nigdy nie bronił się od jakiejkolwiek uwagi skierowanej do mnie.

Ostatecznie z powrotem zakrył twarz i odpalił silnik, po czym zawrócił. Ponownie rozpoczęłam bieg i skupiłam się na drodze lecz gdzieś w oddali usłyszałam jego krzyk.

- Widzimy się w szkole, wiewióro!

Nienawidziłam Nicolasa Johnsona. Nienawidziłam go bardziej od wszystkich, nawet od Olivera. Nienawidziłam go do szpiku kości.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pierwszy rozdział już za nami! Czekajcie na kolejny! Jeśli zmieni się data publikacji drugiego rozdziału powiadomię was!!

Buziaczki <3

Zosia

This will unite usWhere stories live. Discover now