Kiedyś nigdy nie myślałem o tym, co może się wydarzyć. Przeszłość pozostawiła na mym sercu zbyt wielki odcisk, bym mógł ze spokojem planować przyszłe lata swojego życia. Wydawały mi się one zbyt odległe, zbyt niemożliwe do stania się realną częścią mojego bytu. Mogłem jedynie trwać, dryfować w teraźniejszości nie pozwalając sobie na kolejne, niewybaczalne błędy.
Błędy.
Popełniałem ich dziesiątki, setki, tysiące. Kto wie, być może i ten wieczór był kolejną źle obraną przeze mnie drogą? Byłem gotów na porażkę. Tym właśnie było bycie shinobi, bycie człowiekiem - trwaniem, dzielnym znoszeniem cierpień, które samemu się nawarzyło. Mogłem jedynie przeć przed siebie, a dźwigając winy i wszelki ból na swych barkach, być gotowym na należyte poświęcenie w każdym momencie. Byłem gotów na śmierć dla wyższego celu. I choć ta jawiła się przede mną wielokrotnie, nie bałem się jej, a wręcz przeciwnie - czekałem na nią z utęsknieniem.
Zawsze mówiłem, że nie mam już nikogo bliskiego. Zawsze mówiłem, że nie ma już osób ważnych mi, ponieważ wszyscy oni zginęli dawno temu. A jednak wraz z pojawieniem się drużyny siódmej poczułem, że to właśnie za nich chciałbym oddać życie.
Nie za Konohę. Nie za oddział ANBU, którego byłem kapitanem. Tylko i wyłącznie za tamtych troje, nierosłych gówniarzy.
I choć, oczywiście, chętnie poległbym z ręki wroga, tocząc bój o dobro wioski, to jednak zginąć w ochronie tamtej trójki, broniąc ich, osłaniając własną piersią - właśnie tego pragnąłem. Odnalazłem w nich przyjaciół. Widziałem w nich wszystkich moją własną drużynę sprzed lat. Ponadto własnego mistrza widziałem w młodym, roztrzepanym chłopaku o grzywie, lśniącej blaskiem letniego słońca. Obserwowałem, jak rozwijając się, dorastając, coraz bardziej go przypomina. Widziałem w nim jego matkę - kobietę, którą chroniłem przez wiele miesięcy, gdy nosiła go pod swoim sercem. Sasuke natomiast przypominał mnie - zaślepionego nieodpowiednimi ideałami młodego chłopca, pokrzywdzonego przez życie, niepotrafiącego obrać odpowiedniej drogi. Może to właśnie z tego powodu akurat jemu poświęcałem najwięcej czasu? Może myślałem, że uda mi się go zmienić, uda mi się go naprowadzić na właściwą ścieżkę? Jednak i to nie wyszło w moim żałosnym postępowaniu. Nie potrafiłem go odpowiednio wychować, przez co cierpienie poniosła cała masa osób. Na szczęście przeszło to już do przeszłości, a bynajmniej miałem taką nadzieję, jako że ta - trzecia, drobna członkini naszej drużyny wykazała się największą ze wszystkich odwagą. Mogłem jedynie napawać się dumą z jej postępów. Cholera, to aż śmieszne. W końcu nigdy nie patrzyłem na nią w ten sposób.
Wiesz, Sakura? Naprawdę, kiedyś nigdy nie pomyślałbym o Tobie tak, jak teraz, nigdy nie pozwoliłbym sobie nawet na dopuszczenie do siebie takich myśli. Dla mnie zawsze byłaś małym, krnąbrnym dzieckiem, które wciąż trzeba było pilnować i które wciaż musiałem powstrzymywać przed zrobieniem kolejnego głupstwa. Co więcej, tym co zawsze o Tobie myślałem to to, że byłaś zbyt miękka, zbyt powierzchowna i zdecydowanie za młoda. Byłaś słaba i choć kroczyłaś daleko za swoimi przyjaciółmi, przemądrzałaś się i wywyższałaś nad innych. Dlatego nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego mimo wszystko przepełniała Cię tak nieopisana niewinność i delikatność
Teraz już wiem, że nie wiedziałem wtedy po prostu, jak wspaniałą kobietą możesz się stać. Nim się obejrzałem, nie byłaś już moją kochaną, maleńką uczennicą, a dorosłą kunoichi, która osiągnęła więcej, niż kiedykolwiek mógłbym przypuszczać. Przerosłaś moje najśmielsze oczekiwania. Zawsze podnosiłaś się mimo upadku, z dumą kroczyłaś przed siebie, osiągając jasno wyznaczone cele. Mimo bólu, mimo wieloletniego cierpienia parłaś śmiało naprzód, nie zatrzymując się, nie oglądając w tył.
CZYTASZ
Jednopartówki [ Kakashi X Sakura ]
Fiksi PenggemarZbiór krótkich opowiadań z serii Naruto, w których główną rolę odgrywa mój ulubiony paring KakaSaku.