Rozdział 25

3.7K 113 5
                                    

Nigdy nie lubiłam nocnych spacerów. Kojarzyły mi się z młodymi osobami, które włóczą się po mieście bez żadnego celu, zazwyczaj będąc pijani, bądź naćpani.

Wyjście, które miało miejsce wczoraj, wyjątkowo wydawało się by się nijako inne od moich skojarzeń, jednak w momencie, w którym mój budzik zadzwonił o godzinie siódmej, przypominając mi o dzisiejszych zajęciach, moje myśli przeszły wielką metamorfozę.

Oficjalnie nocne spacery wszelakiej maści to kompletne dno. Nie mówiąc już o sytuacji, w której następnego dnia musisz wstać wcześniej, na zajęcia.

Od samego rana, tego konkretnego dnia nic nie chciało ze mną współpracować. Nie mogłam znaleźć skarpetek do pary, musiałam prasować koszulę, bo poprzednią oblałam sokiem podczas śniadania, które zdążyło także wylądować na podłodze. Na szczęście Katie nie zdążyła zjeść zbyt dużej części porcji jajecznicy. Nie chciałam, aby moja kotka, która powoli zaczynała wchodzić mi na głowę, poczuła się źle. Ostatnio zajmowałam się wieloma istotnymi sprawami i nie miałam głowy, aby jeździć do przychodni weterynaryjnej.

Z domu wyjechałam kilka minut później niż zazwyczaj, jednak na szczęście dojechałam na uczelnię o punktualnej godzinie. Średnio rozumiałam fizykę w szkole średniej, toteż biofizyka stanowiła dla mnie czarną magię. Dodając do tego fakt, że uczący go wykładowca był niezwykle wymagający, wolałam punktualnie przychodzić na zajęcia.

Wykład mijał dość spokojnie. Profesor wyświetlał nam slajdy prezentacji multimedialnej, a większość studentów w tym ja robiła notatki. Oczywiście nie zabrakło tych, którzy totalnie olewali zajęcia, albo na nich spali. Studenckie czwartki jednak dają o sobie znać.

Mniej więcej w połowie wykładu postanowiłam opuścić salę i udać się po coś do picia. W torebce wyjątkowo nie miałam butelki z wodą (której musiałam zapomnieć przez poranne problemy), a jak podczas przyswajania wiedzy czegokolwiek mi brakowało, lub cokolwiek zaburzało mój wewnętrzny spokój, to nie mogłam się skupić. Urodzona perfekcjonistka.

No więc wyszłam, jednak jeszcze wtedy nie wiedziałam jak ta decyzja będzie fatalna w skutkach.

Idąc długim korytarzem do automatów w hallu, zobaczyłam, że siedzi tutaj trzech mężczyzn. Jeden z nich mógł mieć około pięćdziesięciu lat, jednak dwaj pozostali byli bardzo młodzi i na oko niewiele starsi ode mnie. Cała trójka nosiła eleganckie garnitury.

Nie wydawało mi się, by byli to studenci. Po pierwsze nie odpowiadał mi ich specjalnie elegancki strój, a po drugie, to co oni by robili w korytarzu, gdzie w ciągu kilku najbliższych godzin, nie licząc mojego, nie odbędzie się żaden wykład?

- Może zwyczajnie na kogoś czekają, a ja dopowiadam sobie jakieś dziwne historie? - pomyślałam, mijając ich. Przez kilka sekund nawet w to uwierzyłam, aby następnie usłyszeć głos, który na długo zostanie w mojej pamięci.

- Dzień dobry, Jennifer.

Mój oddech przyspieszył, a serce zaczęło szybciej bić. Obróciłam się nawet wokół własnej osi, aby upewnić się, że ten człowiek mówi do mnie. Dopiero po tym popatrzyłam wprost w twarz najstarszego z mężczyzn.

- Gdzie moje maniery? - Nazywam się Matthew i pracuję z twoim ojcem. - rzucił. - Normalnie pewnie nigdy byśmy się nie spotkali, ale Cruise jest mi winny jedną przysługę, którą chciałbym wykorzystać.

- Dlaczego zatem mnie nachodzisz? - zapytałam głupio. Znając życie, ten facet również nie wie, o śmierci mojego ojca i niepokoi się jego nieobecnością.

- Ja cię wcale nie nachodzę. - stwierdził, stawiając krok w moją stronę. Zauważyłam też, że dwóch młodszych facetów wstało z zajmowanych wcześniej kanap. - Po prostu jesteś ostatnią żyjącą osobą z rodziny, nieprawdaż?

Kobieta Mafii [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz