Rozdział 10.

57 4 0
                                    

Wracając przed północą do Villi, wszyscy od razu wyruszyli w stronę swoich pokoi, zmęczeni po całym dniu wędrówek i zwiedzania. Naomi była całkowicie spełniona po dzisiejszym dniu. Bała się, że znowu może powstać ta nieprzyjemna atmosfera, ale wcale taka się nie pojawiła. Wszystko było w jak najlepszym porządku i wydawało jej się, że jej mama z godziny na godzinę coraz bardziej polubiła Nathaniela. Gabriel przez większość czasu się nie odzywał tak jak ojciec. Czasami wymieniali kilka słów z Naomi, czasami popychali się z Jasmine, śmiejąc się radośnie, ale wszystko było w jak najlepszym porządku.

Wchodząc do pokoju, Naomi przyległa ustami do Walkera w łapczywym pocałunku, dociskając jego kark do siebie. Była cholernie szczęśliwa, spragniona i zmęczona. Ta mieszkanka uczuć powodowała, że traciła kontrolę nad swoim umysłem i jedynie, na co miała ochotę to oddać się Nathanielow. Żeby zadbał o nią tak dobrze, jak to zawsze robił.

Mężczyzna zassał się na jej dolnej wardze, wpraszając się językiem do środka ust, z których wydobył się cichy jęk. Ten seksowny jęk z pięknych usteczek. Przywarł ją do drzwi, dość nawet mocno, zaczynając się martwić, czy nie zrobił młodszej żadnej krzywdy. Naomi jednak nie pozwoliła mu się odsunąć, domagając pieszczoty, jakby ból tylnej części głowy nie był teraz w najmniejszym stopniu ważny. Walker wsadzając swoje kolano między jej nogi dziewczyny, wywołał u niej dreszcze. Nie wiedział, skąd nagłe takie pragnienie u jej ciemnowłosej piękności, ale nie mógł jej odmówić. Nawet gdyby zażyczyła sobie gwiazdkę z nieba to i kolejnego dnia przyniósłby jej.

Odrywając ją jednym ruchem od drzwi, czując jej przyśpieszony oddech, położył ją gwałtownie na łóżku, dobierając się do jej szyi. Zostawiał na niej pocałunki, zasysał się na skórze, podgryzał, zjeżdżając do tych bajecznych i niemożliwie podniecających obojczyków. Naomi leżała bez ruchu, co chwile mrucząc z przyjemności, czując przechodzące przez jego ciało ekstazy. Uwielbiała, tak bardzo uwielbiała jego osobę. Uwielbiała czuć jego język na ciele, gdzie pozostawiały po sobie mokre ślady. Uwielbiała czuć jego usta, które obdarowały pocałunkiem każdą część jej ciała. Uwielbiała całą jego osobę i pragnęła jeszcze bardziej. Potrzebowała go czuć w każdym tego znaczeniu aspekcie. W życiu nie przypuszczałaby, że będzie tak z przyjemnością oddawała się mężczyźnie. Ale tylko jednemu. Tylko Nathanielowi Walkerowi.

Starszy łapiąc za jej biodra, zacisnął mocno, zjeżdżając w dół, całując jej piersi przez materiał koszulki. Dopiero po chwili kiedy trochę podniósł ją do góry, zostawiając delikatne muśnięcia na brzuchu dziewczyny, podniósł wzrok. Naomi wciąż głęboko oddychała z rozpalonymi policzkami. Jej powieki były opadnięte w dół, a twarzyczka taka śpiąca i rozmarzona. Parsknął z uśmiechem pod nosem, podnosząc się, aby złapać za jej płatek ucha i delikatnie przegryźć.

- Przebrać cię? – Wyszeptał, wiedząc, że dziewczyna zaraz ze zmęczenia zaśpi. A nie będzie jej wygodnie w tym ubraniu.

- Nie podniosę się. – Odpowiedziała zaspanym, zniżonym głosem, czując przy swojej skroni ciepły oddech mężczyzny.

Nathaniel nie czekając dłużej, zaczął ściągać z niższej warstwę ubrań, zaczynając od góry. Próbował w niektórych momentach podnieść dziewczynę, by było mu łatwiej rozebrać ją, ale ta jedynie majaczyła, jak bardzo jest zmęczona i chce jej się spać. Kiedy ściągnął z niej warstwę ciuchów, podniósł ją, kładąc do łóżka i nakrywając.

- Chodź tu. – Usłyszał niewyraźnie.

Ściągając swój niecodzienny ubiór, zastępując w zwykłe spodenki, położył się obok dziewczyny, która w mgnieniu oka zatopił nos między ramieniem, a obojczykiem Walkera. Zaspokojeni dzisiejszym dość ciekawym i mile spędzonym dniem, zasnęli.

Teach me to smile cz.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz