7

76 8 0
                                    

- Nie powinieneś tego zobaczyć. To moja wina. Nie przypilnowałem Cię - rzekł Naczo, na co ja się znów wkurwiłem pod wpływem dotyku jego dłoni. Przeszły mnie dreszcze. Nie dawałem po sobie tego poznać, jednak Naczos zareagował lekkim uśmiechem, gładząc moją dłoń.

- Ta dwójka zrobiła zbyt wiele rzeczy - powiedział zamyślony.
- Jeden był pedofilem, a drugi był alfonsem i współpracował z przewoźnikami młodych kobiet - lekko posmutniał - Na szczęście dzięki kontaktom i wpływom moich ludzi dowiedziałem się o wielu rzeczach, niekoniecznie tych dobrych. Naczos mocniej ścisnął moją dłoń, po czym przybliżył się i wyszeptał do mojego ucha krótkie „Ze mną jesteś bezpieczny"...

Przeszły mnie ciarki.

Poźnym wieczorem Don Nacho prowadził mnie z mojego nowego pokoju na zewnątrz, zasłaniając mi przy tym oczy. Podejrzewam, że prowadził mnie przez ogród na swojej posesji. Gdy w końcu wziął swoje dłonie z moich oczu, naprzeciwko ujrzałem duży, pościelony białym obrusem stół, natomiast na nim mnóstwo talerzy, a na nich owoce, warzywa, pieczywo, makarony i przeróżne dania, wraz z fontanną czekolady i truskawkami. Podszedłem bliżej Naczosa, wystawiając palec w jego stronę.

- Jeśli myślisz, że mnie tym przekupisz, to się grubo mylisz - prychnąłem i odszedłem, jednak on złapał mnie za ręke.
- Czeka Cię niespodzianka. Laura z Amelią przyjechały - po tych słowach wstałem i gwałtownie walnąłem pięścią w stół, przez co jeden z talerzy runął na dół, roztrzaskując się.
-Jak będziesz niegrzeczny, to nie ujrzysz swojej byłej żony i przyszłej szwagierki - syknął - Wtedy zaprowadzę cię do pokoju i będziesz pod opieką Pablo - usmiechnął się i ruszyliśmy w stronę stołu.

- Dlaczego mi to robisz!? - Zapytałem wprost rozdrażniony, na co on się tylko zaśmiał, jednak nie było w nim ani krzty złośliwości, lecz można było usłyszeć radość.
- obrazy w komnacie mówią same za siebie - wyszczerzył się - Tego samego dnia, gdy odbyła się strzelanina i poległ twój brat, a twoja była została ranna, zadzwoniła do mnie Amelia i oznajmiła, że musi jechać koniecznie do szpitala z niewiadomych powodów. Jak wiadomo, potem okazało się, że dziecku nic nie jest. Jednak wracając - gdyb wyruszyłem z domu, jechałem 120/h. Gdy wyprzedzałem Mercedesa Klasy G, przede mną nagle wyłoniło się białe Porsche z zupełnie obcą rejestracją. Było za późno na wyminięcie. Kierowca Porsche próbował lekko zjechać, przez co otarł się o moją maskę powodując przy tym wypadek, a moje auto zaczęło robić „fiku miku" - zaśmiał się, jednak w tym śmiechu było słychać zmartwienie.

- Karetka dojechała dopiero po 10 minutach. Na początku powiadomiłem jednego z moich ludzi, żeby zabrali mnie do prywatnych lekarzy i szpitala, jednak nie było czasu na transport. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że przejdę ciężką operację i zabiegi, a także rehabilitacje. Robiło mi się coraz słabiej, traciłem coraz więcej krwi. Gdy byłem pewny że odchodzę, nagle zobaczyłem światełko w tunelu. W nim pojawiła się olśniewająca postać przypominająca anioła. Podszedłem bliżej. Nie mogłem w to uwierzyć - z jego oczu poleciały łzy - To byłeś ty, Massimo. Grecki Bóg w całej okazałości. Patrzyłeś na mnie tym swoim namiętnym wzrokiem... Po przebudzeniu w szpitalu próbowałem dojść do siebie i zacząć myśleć trzeźwo, bo wiedziałem, że to bez sensu. Jednak to było silniejsze. Zacząłem miewać z tobą namiętne sny, aż w końcu sam nie mogłem uwierzyć. - wytreszczyłem szeroko oczy na ten jego długi, zaskakujący ale jednak przerażający monolog... Już chciałem coś dodać, Jednak Naczos się przybliżył i wyszeptał prosto w moje oczy:

- Jesteś całym moim światem, Massimo. Jesteś moją nadzieją na lepsze jutro. Jesteś jak słoneczna plaża Sycylijska i jej bryza. Zgrywasz twardego, jednak w środku jesteś zniszczony i potrzebujesz miłości. Jestem tu, Massimo. Ze mną już na zawsze będziesz bezpieczny kochanie.

365 dni MassimaWhere stories live. Discover now