XXI: Nawet zimny ogień wciąż był ogniem

268 46 43
                                    

|Sebastian – teraźniejszość|

Starałem się stanąć na nogi po tym, co czekało na mnie w starym domu. Howard skutecznie próbował za nas obu myśleć o czymś innym, a zwłaszcza rozmawiać. Nie powracał do tematu Francisa, choć mieliśmy sporo do objaśnienia. Po tym, jak załamałem się na jego oczach i wymiotowałem do jego kibla, chyba nie czuliśmy potrzeby uzewnętrzniania się po raz kolejny. Ja byłem na kolanach, śmierdzący wymiocinami i zalany łzami strachu, a on zakomunikował mi, że nie odpuścimy moim prześladowcom. Usłyszałem to z jego ust nie pierwszy raz, ale wtedy potrzebowałem wierzyć, że nadal nie jestem sam. Howard widocznie starał się zaprosić normalność do naszej pracy, choć nie było to łatwe.

Sprawą Francisa Montany zajął się inny duet śledczych. Takich, z którymi czasem wymienialiśmy parę zdań, ale głównie schodziliśmy sobie z drogi. Bonnie oraz Warren. Bliźniacy z zapałem do swojej pracy i bardzo... cisi. Tak. To określenie do nich pasowało. Jak już musieli się odzywać, robił to za nich oboje Warren. Bonnie uchodziła za dobrego obserwatora. Ponoć była też szybka i groźna. Warren uchodził za dobrego strzelca. Na strzelnicy potrafił to udowodnić celnością na sto procent. Kiedyś z nim rywalizowałem, ale się poddałem. Posłał mi wtedy uśmiech, który chyba miał pokrzepiać, ale mnie tylko dodatkowo wkurwił. Nie zmieniało to jednak faktu, że był tym, który w ogóle nauczył mnie lepiej celować i nie brzydził się przy tym mnie dotykać – poprawiać. Wiedział, że jestem gejem, jak każdy na komisariacie, ale miał to gdzieś. Wierzyłem więc, że zajmą się pojmaniem sprawcy.

Oddano nam ich sprawę, rozgrzebaną, ale prowadzoną w bardzo schludny sposób. Dostrzegłem w tym robotę Bonnie, bo to ona pisała ich raporty. Mogliśmy dzięki temu sporządzić własne notatki i doczepić je do tablicy. Zrobiłem nawet brudnopis w swoim notatniku, zakreślając niektóre ważniejsze adresy i nazwiska.

Stara usadziła nas przy fanatyku religijnym, który lubił mordować. Nie miał określonego targetu. Celował w kobiety i mężczyzn. Ledwo pełnoletnich, ale także grubo po trzydziestce. Bogatych i biednych. Miał już na swoim sumieniu czworo denatów. Sprawa prowadzona od ponad pół roku, ale rozgrzebana na nowo po znalezieniu ciała w zeszłym tygodniu. Kobieta z wyrytymi do krwi przykazaniami na ciele, a także grzechami. Grzechy się powtarzały. Ladacznica, kusicielka, potępiona. Patrzyłem na te słowa i szukałem podobnych u reszty.

– Chodzi o seks – stwierdził Howard, bawiąc się swoim pokaźnym wąsem.

Rozumiałem, skąd wzięła się ta jego teza. Przeważały ofiary, które według zeznań niektórych świadków miały coś wspólnego z prostytucją, nawet jeśli część z nich nie robiła tego w sposób jawny. Mieliśmy takie czasy, że sprzedawanie swojego ciała było w pełnym stopniu legalne i uregulowane prawnie jako normalny zawód. Gdzie do słowa „normalny" trzeba by było zrobić duży cudzysłów, bo nie dla wszystkich to mogło być takie. Domy publiczne miały obowiązek prowadzić spis różnych spotkań, klientów, namiarów. Część wywiązywała się z tego nienagannie i łatwo można było namierzyć klienta, a część dalej babrała się w tym jak w błocie, bo sprzedawanie ludzi byle komu to wciąż dobry biznes.

Siedziałem z nogami na biurku i przeglądałem zdjęcia ofiar z miejsc zbrodni. Starałem się nie przywoływać wizji zdewastowanego ciała Francisa. Było to trudne, skoro na tych ciałach było niemal tyle samo krwi, co na jego. Stopy i dłonie przykuwano gwoździami do podłoża niczym Jezusowi. Jeśli to nie było szarganie słowa Bożego, to chyba naprawdę nie rozumiałem religii. Gdyby moja matka to zobaczyła, umarłaby drugi raz.

Wisielczy humor, przepraszam.

– Czemu nasze sprawy oscylują wokół seksu i prostytutek? – spytał, wzdychając.

Basta//mxm//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz