XXVI: Bóg nie przemawia do żadnego z nas

275 41 31
                                    

|Sebastian – teraźniejszość|

– Sprawdziłem naszego Lorenzo – zakomunikował Howard, rzucając mi pod nos wydrukowane dokumenty, chociaż moglibyśmy je przejrzeć na projektorze.

Wiedział równie dobrze, jak ja, że przypinanie informacji do naszej fizycznej tablicy jest wygodniejsze do układania, co z czego wynika. Obaj psioczyliśmy na elektronikę, chociaż niekiedy bywała przydatna, to fakt.

Otworzyłem więc teczkę i zacząłem rozkładać kartki na blacie. Lorenzo D'Angelo. Lat siedemnaście – co dodatkowo podkreślało, że nie powinien pracować w burdelu naszej pani prokurator. Zostawiłem to jednak na boku, bo zdawał się wrzodem na tyłku i gonienie prawie pełnoletniego chłopaka jakoś mi nie w nos. Rzeczywiście był Włochem, ale obecnie mieszkał w Londynie z wujem i ciotką. On prowadził zakład pogrzebowy – to wiele wyjaśniało – a ona pracowała jako ekspedientka w sklepie erotycznym – to też wiele rzutowało na jego osobę. Nauczanie domowe, więc te jego eskapady z klientami miały rację bytu. Ciekawiło mnie tylko, czy jego rodzina wiedziała o dorabianiu na boku.

– Myślisz, że powinniśmy się do Claytonów przejechać i powiedzieć, co tam ich siostrzeniec wyprawia? – zaproponował Howard, siadając za swoim biurkiem. Czytał mi w myślach.

– Pytanie, czy serio chcemy mu podpaść?

– Co nam taki szczyl może zrobić?

– Nie o to chodzi. Jeśli go zrazimy, to, zamiast przyjść do nas z informacją, będzie dociekał w pojedynkę. Nie chcę mieć kolejnego szczyla na sumieniu.

– A nie przyszło ci do głowy, że gdybyśmy wcześniej zainterweniowali z Francisem, to może właśnie by żył?

Wzdrygnąłem się, jakbym przyjął niespodziewany cios od osoby, której nie podejrzewałem o to. Howard chyba też się zatrwożył, bo odchrząknął i ucichł. Nie musiał mi podsuwać takich pomysłów, bo sam dumałem nad tym, co mogłem zrobić lepiej, aby dzieciak przeżył spotkanie z moim oprawcą. Nie żałowałem jednak tego, że go nie wsypaliśmy ani razu, tylko sprzątaliśmy po nim. To było warte. Żałowałem, że nie naciskałem tej nocy, gdy zadzwonił i nie pojechałem go odebrać.

– Nigdzie nie jedziemy – zakomunikowałem lodowato. Czułem na sobie spojrzenie partnera. V uniósł łeb na wrogość bijącą z mojego tonu. – Lorenzo jest naszym informatorem, a informatorów się nie sprzedaje. Zaraz będzie dorosły. To, co robi i z kim nie leży w naszym interesie, tylko opieki społecznej.

Nawet jeśli chciał polemizować, nie robił tego. Bawił się długopisem między palcami, jakby to na nim wyżywał swoje frustracje. Był ojcem i rozumiałem skąd mu się brało to współczucie i działanie zgodnie z zasadami. Sęk w tym, że ja byłem na dnie tak wiele razy, że ten jeden upadek Howarda był niczym. Tak, nazywałem upadkiem zabicie mu żony i syna, ale mi odebrano szczęście pierwszy raz w wieku paru lat. Odbierano non stop. Teraz gdy sięgnąłem po nie kolejny raz, nie miałem zamiaru niczego oddawać. Wyrwałbym je z macek zła kosztem własnego życia. Wolałem umrzeć za szczęście, niż płacząc w kącie z powodu jego utraty.

Enzo okazał się krystalicznie czysty. Nie złapano go nawet nigdy na kradzieży. W takich suchych aktach nie poznaliśmy powodu jego przeprowadzki z Włoch do Anglii, ale mogłem o to spytać w każdej chwili, gdyby doszło już do spotkania.

Przedyskutowaliśmy miejsca zbrodni, które nie miały wspólnego punktu oprócz tego, że były to albo mieszkania ofiar, albo opuszczone lokale. Wszystkie z innych dzielnic. Nie zbliżaliśmy się do rozwiązania i nie dziwiło mnie już, czemu tak długo jest otwarta. Morderca działał bardzo dyskretnie. Zdawał sobie sprawę, że wybieranie ofiar i miejsc jednym schematem doprowadziłoby nas do niego.

Basta//mxm//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz