Rozdział 1
Leniwie spojrzałam w stronę stolika nocnego. Zegar wskazywał trzynaście po pierwszej.
-Niesamowite -Mruknęłam sarkastycznie, sama do siebie.
Przetarłam dłońmi oczy, starając się wrócić w świat snów, który na moje nieszczęście nie nastał. Kto by się tego spodziewał, na pewno nie ja.Przez szybę docierał do mnie ledwo słyszalny dźwięk pukania w okno. Było ono rytmicznie hipnotyzujące, z każdą sekundą wydawało się być coraz głośniejsze. Ciche stukanie zmieniło się w głośny huk, w tym momencie wiedziałam że nie zasnę tej nocy, nie przez strach przed piorunami, lecz samą fascynacje nimi, ten przepiękny kontrast który powstaje podczas niej.
Ciemne zachmurzone niebo, oraz mocne błyski jasnego światła, które na chwilę rozjaśniają horyzont.Przetarłam niedbale oczy, siadając na łóżku, rozglądając się po przyciemnionym pomieszczeniu. Mrok zniekształcał kształty mebli, nadając im lekko mrocznego nastroju, błyskawica rozświetliła pomieszczenie, które na chwilę odzyskało barwy, chociaż trudno nazwać barwami beże, oraz szarości.
Ściągnęłam z siebie kołdrę, czując lekki dreszcz wywołany zimnem, zsunęłam się z łózka, gęsia skórka przeszła moje nogi, gdy postawiłam na ziemi stopę.
Ogrzewanie podłogowe jest czymś na co ten świat nie zasługuje, rzuciłam okiem na leżący telefon na szafce nocnej, w tym samym czasie przyszło jakieś powiadomienie. Ekran urządzenia oświetlił większość pomieszczenia. Pewnie Sara znowu pokłóciła się z Liam'em, przewróciłam oczami na samą myśl o tym.
Kochałam Sarę jak siostrę, lecz irytowały mnie ich ciągłe kłótnie, przy których stawałam się terapeutą dla par.
Sięgnęłam urządzenie chowając je w kieszeni różowych satynowych spodenek. Ruszając stronę balkonu, rozsunęłam szare zasłony na boki; tak aby odsłonić chowające się za nimi drzwi balkonowe. Otworzyłam je sprawnie jednym ruchem. Chłodne powietrzę okryło moje nagie ramiona oraz nogi, syknęłam w reakcji na dotyk zimna. Gwiazdy na niebie niestety były niewidoczne, syknęłam ponownie kiedy postawiłam bosą stopę na zmokniętych, i zimnych płytkach, które w odróżnieniu z tymi znajdującymi się w domu nie były ogrzewane.
Lecz nie przeszkodziło mi to w oglądaniu tego jakże cudnego pokazu. Przyległam ciałem do barierki czując jak drobne krople deszczu osadzają się na mojej skórze, wciągnęłam powietrze nosem gdy na niebie pojawił się rozbryzg, zaraz za nim kolejny, i jeszcze jeden, pomimo głośnego hałasu nie zamierzam wrócić do środka. Moje serce za każdym razem uderzenia piorunu przyśpieszało. Kilka przemoczonych kosmyków opadło na moją twarz. Spojrzałam nieco niżej na otaczający mnie las, dobre kilkanaście kilometrów lasu.
-Dla takich chwil warto mieszkać w buszu.- Rzuciłam sama do siebie, na tyle głośno że miałam pewność o tym, że tylko burza będzie w stanie mi odpowiedzieć. Każdy oddech w tym miejscu był brany pełną piersią.
Spojrzałam w stronę żwirowej drogi na której stały trzy auta, należące do mojego ojca, brata, oraz gosposi. Zaraz obok stał nieszczęsny motor mojego brata, aż dziwne że chłopak nie zabił się na nim.
Gdy już miałam wrócić wzrokiem do nieba, ujrzałam sylwetkę. Ktoś stał za czerwonym samochodem Amandy, przełknęłam ślinę, dreszcz przeszedł moje ciało, nie był już tak przyjemny jak ten poprzedni. Na pewno zdawało mi się, przecież była burza. Samo stanie na balkonie w trakcie jej było skrajnie nieodpowiedzialne, co dopiero w lesie. Wystarczył by jeden nieszczęsny piorun. Obracając chaotycznie oczami, szukałam tego kogoś. Satynowa piżama przylgnęła do mojego ciała przemaczając mnie do suchej nitki, deszcz był niczym naboje, czułam jak moje ciało drży, lecz nie czułam samego zimna. Czułam strach. Przeszywający strach.
Każde z drzew przypominało poprzednie, mój oddech stał się nierówny wręcz niczym przy jakimś ataku paniki. Może i był to atak paniki? Może to Parker wyszedł pobiegać, i złapała go burza. Mimo że od momentu zauważenia obserwującej mnie osoby minęło może dziesięć sekund, czułam jakby były to godziny. Czerwone Audi, przełknęłam ślinę, przymykając na chwilę oczy. Otworzywszy ujrzałam posturę mężczyzny, którym nie był Parker, mimo że był on również wysoki, to nie aż tak. Osoba którą oświetlał ten cholerny piorun miała zapewne dwa metry, przemoczony czarny płaszcz. Z trudem po kilku milisekundach patrzenia na jego tors, złapałam oddech zadziałało na mnie jak kubeł zimnej wody, wzrok padł na buty mężczyzny brązowe zapewne od błota Trapery, zamarłam czułam jak krew w moim organizmie przestała płynąć, nawet nie wiem w którym momencie przestałam oddychać, za to dobrze pamiętam przeszywający wzrok chłopaka na swoim ciele. Nie widziałam ich, lecz czułam je na każdym skrawku swojego ciała. Piorun jeszcze raz ponownie rozświetlił posturę mężczyzny, mój wzrok zatrzymał się na kapturze, który zasłaniał jego twarz.
Złapałam powietrze, a mój oddech był chaotyczny.Zrobiłam parę kroków do tyłu, nie wiem ile. Ale wystarczająco by przylgnąć placami do ściany, spojrzenie mężczyzny zmalało. Mimo zmiany mojej pozycji nadal obserwowałam miejsce w którym facet stał.
Telefon. Złapałam za kieszeń w której było urządzenie. Wyświetlacz iPhone'a oświetlił moją twarz, drżącymi dłońmi starałam się odblokować, wszystkie próby były na marne, urządzenie wyślizgnęło się z moich dłoni upadając na płytki.-Zadzwonię na policje!.- Krzyknęłam w stronę obserwatora, mój głos był płaski, oraz słaby. Jakby nie należał do mnie, jakiejś nieznanej mi osobie.- Mój ojciec zabije cię! Brat trenuje boks!-Wołałam a każde z zawołanym przeze mnie słów było coraz słabsze, aż w końcu ostanie zdanie wypowiedziałam szeptem. Odpowiedział mi jedynie kolejny huk, tym razem bez towarzystwa pioruna.
Upadłam na ziemię, szukając telefonu,-Gdzie spadłeś.-Zapytałam tak jakby urządzenie miało mi odpowiedzieć, szukałam opuszkami palców, wciąż trzymając wzrok na mężczyźnie. Macałam dłonią zimne kafelki, aż w końcu wyczułam iPhone'a niemalże od razu rzuciłam się w jego stronę, opuszczając wzrok od podglądacza.
Na ekranie pojawiła się pajęczynka, lecz nie zwróciłam na to zbytnio uwagi w tym momencie. Moją uwagę skupiło jedno powiadomienie.NIEZNANE: Wiem, że lubisz burzę. Ale czy jesteś gotowa na prawdziwą burzę, która nadchodzi?
Upuściłam z przerażenia znowu telefon, chaotycznym wzrokiem spojrzałam w stronę mężczyzny. Nadal stał wpatrując się w moją stronę. Mój oddech był szybki, oraz płytki. Nie byłam w stanie zabrać normalnego oddechu.
Skąd on miał mój numer? Skąd on wiedział, że lubię burzę? Czy chce mi zrobić krzywdę? W mojej głowie pytania się troiły, lecz nikt nie zamierzał na nie odpowiedzieć, przynajmniej w najbliższym czasie. Strach przeszywał mnie na wylot, mimo że mój telefon leżał na kafelkach ekranem do dołu, nadal przed oczami widziałam tą cholerną wiadomość.
Siedziałam w tej pozycji nie wiem ile. Dziesięć sekund. Minut. Godzin. Przerażenie sparaliżowało mnie, aż w końcu zdołałam od niego uciec. Przecież czym dłużej będę siedzieć w miejscu, pokazując swój strach on będzie jeszcze pewniejszy siebie.-Nadejść to może zaraz twój koniec.- Rzuciłam, łapiąc za metalową barierkę, mięśnie piekły mnie nie wiem czy od wysiłku, czy też z zimna. Mimo strachu który jeszcze chwilę temu sparaliżował mnie. Mój głos niczego nie zdradzał. Nie brzmiałam już jak wystraszona owieczka, lecz jak wilk. Nie wiem skąd znalazłam w sobie tyle siły, by zgrywać chociażby pozory.-Na tym terenie są kamery, mój ojciec znajdzie cię. A to co zrobi z tobą mój brat niech zostanie tajemnicą.- Oznajmiłam zgodnie z prawdą, nie miałam pewności, że usłyszał cokolwiek przez pogodę, lecz wypowiedziane na głos słowa dawały mi jakimś stopniu siłę. Patrzyłam na posturę mężczyzny, nie wydawał się być zaskoczony moim dialogiem, przynajmniej to wynikało po reakcji jego ciała.
Nie ruszył się nawet o milimetr. Wciąż stał w tym samym miejscu, tam gdzie pierwszy raz go ujrzałam.Głośny huk, rozjaśnił ostatni raz sylwetkę postaci, mój wzrok tkwił na twarzy mężczyzny. Przynajmniej tam gdzie powinna się ona znajdować.Deszcz padał niczym pociski z nieba. Dreszcz przebiegł moje plecy, gdy nieznajomy jak gdyby nic ktoś odszedł w stronę lasu. Zostawiając mnie z myślami.
Powinnam odetchnąć z ulgą, lecz pytania które nie zostały wypowiedziane na głos.
Zasadziły we mnie ziarenko obawy.
Jakie on miał zamiary? Czy jestem w niebezpieczeństwie? Czy ten mężczyzna już wcześniej obserwował mój dom? A może to tylko zwidy, może jeszcze śpię! Uszczypnęłam się w ramię, czując delikatnie ukucie zdałam sobie sprawę, że nie był to zły sen. Ktoś naprawdę wpatrywał się we mnie.Patrzyłam w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał nieznajomy, runęłam znowu na ziemię jak worek ziemniaków. Przyciągnęłam swoje nogi do klatki piersiowej, trzymając się z całej siły, tak jakby moje nogi miałyby odlecieć.
CZYTASZ
Dance Macabre
Novela JuvenilIle cierpienia jest w stanie znieść dusza? Odpowiedź jest prosta. Dużo, bo tyle było w moim życiu grzechów. Jestem grzesznikiem, a ty Lucyferem, który obserwował każdy z nich, pozwalając mi niszczyć swoje „idealne" życie, przynajmniej tak uważałeś...