|Kurt – teraźniejszość|
Kocham cię, Kurt.
Powiedział, że mnie kocha.
Pierwsza moja myśl to, że się przesłyszałem. W końcu krew zaczęła mi w uszach szumieć od rozpędzonych myśli, co Sebastian kombinuje. Pieścił mi szyję z taką uwagą, jakby co najmniej próbował gry wstępnej. Co prawda pamiętałem o Sherry, która zmartwiona stanem taty mogła wejść tutaj niemal w każdej chwili, więc nie pozwoliłbym nam iść za daleko, jednak skłamałbym, mówiąc, że nie chciałbym kochać się z nim drugi raz. Im więcej czasu mijało od tego wydarzenia, tym głodniejszy się stawałem. Głównie z jego winy. Podsycał przygaszający we mnie żar różnymi flirtami i zaczepkami. Jak ta z byciem na kolanach przede mną. Miałem swoje potrzeby. Byłem zdrowy i w pełni gotowy do współżycia w każdej chwili. Jednak to nie oznaczało, że uprawiałbym seks wszędzie i bez myślenia o otoczeniu. Sherry zajmowała większą część moich obaw, gdy leżałem z Sebastianem w łóżku. Lubiła przecież wpadać do nas bez zapowiedzi. Nie wyobrażałem sobie, być w środku sceny, gdy ona zakrada się do sypialni. Po prostu nie.
Druga myśl, gdy już zdałem sobie sprawę, że Sebastian rzeczywiście to powiedział – kłamie. Nie, nie chodziło o takie zwykłe ludzkie kłamstwo. Sądziłem, że okłamuje sam siebie. Strach przed moim odejściem, przed brakiem kontroli nad sytuacją sprawił, że zatrzymałby mnie, nawet wmawiając sobie uczucia do mnie. Minęło tak niewiele czasu. Nie rozmawialiśmy jakoś dużo nawet po zamieszkaniu ze sobą. Tyle ile wieczorem czy rano, ale i tak albo szliśmy zaraz spać, albo do pracy. To były namiastki tego, co nas czeka. Jak stare małżeństwo, które nie ma dla siebie czasu. Wcale nie narzekałem, przecież nie wyobrażałem sobie całych dni ze sobą. To by mi nawet przeszkadzało. Stwierdzałem fakt. Nie było sensownego momentu, w którym Sebastian mógłby się we mnie zakochać. Nie zrobiłem nic takiego. Nie byliśmy na jakiejś randce. Otworzyliśmy się przed sobą, to prawda, ale co to miało do miłości?
Tak więc zrelaksowałem się i nie dawałem po sobie poznać, że jego słowa mną wstrząsnęły w inny sposób, niż zapewne by chciał. Tego dnia nie chciałem go dręczyć. Chciałem być dla niego spokojem, którym bym go zaraził. Był przestraszony i zmęczony, jak sam twierdził. Wcale mu się nie dziwiłem. Wyznał mi o największej ranie w sercu. O stracie ukochanych osób i byciu samotnym przez dziewięć lat. Ludzie wokół albo go oszukiwali w kwestii wiary w słowa, albo nie stanowili tak bliskiej relacji, jakiej potrzebował. A on potrzebował Declana. Potrzebował równowagi, którą utracił. Gdyby tylko Declan wiedział, jak bardzo jest potrzebny... ale po raz kolejny, to nie ja miałem go o tym informować. To sprawa Bennettów. Ich tempa rozwoju relacji, naprawy jej. Nie mogłem wpierdalać się między nich i sprzedawać im sekrety drugiego. Mogłem ich pchnąć ku sobie, ale nic poza tym. Nie lubiłem, gdy ktoś wpieprzał się w moje życie i relacje, więc ja tego innym też nie robiłem. Mogłem uchodzić za ignoranta, ale miałem to gdzieś.
Sebastian zasnął krótko po swoim wyznaniu. Nie toczyliśmy już żadnej rozmowy. Nadal go spokojnie i niespiesznie głaskałem po ramieniu, co chyba tylko dodatkowo go uśpiło. Oddychał głęboko, będąc wtulonym we mnie. Lubiłem ten ciężar na sobie, bo to nie ten, który nadal mógłbyś określać przyjacielskim. Sebastian potrzebował mojej bliskości, mojego ciepła, a ja lubiłem czuć jego bliskość. Nawet bez erotycznej otoczki. Taka zwyczajna leżanka przy sobie. Tyle że on spał, a ja głowiłem się nad tymi paroma słowami.
Był późny wieczór, gdy toaleta wzywała. Starałem się zsunąć z siebie mężczyznę jak najdelikatniej, żeby go tylko nie zbudzić. Potrzebował snu. Nici z bycia dyskretnym, bo zmarszczył czoło i rozwarł nieco powieki, gdy chwytał mnie za rękę, którą spod niego wysunąłem.
– Dokąd idziesz? – spytał zaspany.
– Do łazienki. Zerknę do Sherry i zaraz wrócę. Śpij – szepnąłem do niego, pochylając się i całując w zmarszczone czoło, które zaraz wygładził. Uśmiechnąłem się do siebie.
CZYTASZ
Basta//mxm//✔
Romance„Pogoń za odnalezieniem siebie w tak ogromnym świecie przyniosła mu tylko cierpienie i oddech niebezpieczeństwa na karku. Sebastian Bennett nadal goni, ale już nie za szukaniem dla siebie miejsca, a schwytaniem winnego jego rozpaczy. Z dziecka nieum...