Rozdział 1. ~ Droga buntownika

6 0 0
                                    

Julek

Mama całą drogę do domu milczała.

Wiedziałem, że była zła, zresztą kto by nie był, gdyby musiał odbierać swoje dziecko z aresztu po czwartej nad ranem? Z jednej strony było mi przykro, bo kolejny raz zawiodłem mamę i dałem jej jeszcze jeden powód, dlaczego powinna się mną martwić. Z drugiej było mi już wszystko jedno, bo wiedziałam doskonale jak się to wszystko skończy – mama spróbuje ze mną porozmawiać bez nerwów i wyłuskać z ust mojego ojca jakieś słowa skierowane w moją stronę, ale skończy się na tym, że… Pójdę do pokoju, założę słuchawki i będę dalej ignorował cały świat.

Kiedy mama zaparkowała na podjeździe naszego piętrowego domu, wysiadłem powoli i zamknąłem lekko drzwi. Zaczynałem odczuwać skutki wypicia zbyt dużej ilości alkoholu w jeden wieczór.

Może jednak te słuchawki nie wchodziły dziś w grę?

Podczas gdy nasza brama zamykała się automatycznie, kobieta o długich włosach w kolorze ciemnego blondu zamknęła drzwi zdecydowanie mocniej ode mnie i ruszyła szybkim krokiem do drzwi. Skrzywiłem się lekko na odgłos trzaśnięcia i powłóczyłem nogami za mamą.

– Mamo… – zacząłem, czując narastające uczucie wstydu.

Zamknąłem za sobą drzwi wejściowe, a pani Olszańska bez słowa przeszła do kuchni. Zdjąłem buty, które postawiły lekki opór, jakby chciały mnie zatrzymać przed kolejną trudną rozmową i przeszedłem do pomieszczenia.

– Mamo, przepraszam. – powiedziałem, patrząc z lekko zaciśniętą szczęką na kobietę przede mną.

Kiedyś zawsze się śmiała, że może większość cech odziedziczyliśmy po ojcu, ale błękitne oczy mieliśmy po niej. Kiedyś te oczy miały w sobie radosne iskierki. Dzisiaj… Wciąż były obecne, ale nie były już tak żywe. Nie błyszczały jak dawniej.

– Powinieneś przeprosić ochroniarzy w pierwszej kolejności. – odparła blondynka, wzdychając ciężko i biorąc do ręki metalowy czajnik z drewnianą rączką.

Obserwowałem chwilę jak nalewa do środka wody z kranu, a potem stawia na płycie grzewczej i włącza gaz.

– Zrobię to. Głupio mi teraz. – próbowałem załagodzić sprawę.

– Teraz? – mama posłała mi niedowierzające spojrzenie, kiedy sięgała po dwa białe kubki z szafki nad blatem. – Powinno ci być głupio kiedy demolowałeś swoje liceum.

– Nie liceum, tylko jedną klasę… – na moment odwróciłem wzrok, kiedy błękitne tęczówki spojrzały na mnie znacząco. – W porządku, rozumiem. Naprawdę przepraszam.

– Julek… Ja po prostu się martwię. – ton głosu mamy przeszedł w stanowczy, ale smutny. – Z pianisty, którego uwielbiałam słuchać i oglądać, stałeś się… wagarowiczem i do tego teraz chuliganem.

Zacisnąłem szczękę, patrząc się nieco pusto w plecy Ani, kiedy wsypywała kawę do dwóch kubków, a potem dodała do jednego dwie łyżeczki cukru, a do drugiego tylko jedną. Cały czas pamiętała jak z Jankiem przygotowywaliśmy sobie poranne picie… Wygłupialiśmy się często przy tym, ale wspólna kawa była od początku liceum naszym rytuałem. Westchnąłem ciężko, siadając przy wyspie kuchennej, podczas gdy woda w czajniku zaczęła gwizdać.

– Czyli… Nie lubisz już słuchać jak gram? – spytałem cicho i powoli, robiąc krótką przerwę pomiędzy wyrazami.

Mama szybko wyłączyła gaz i nalała gorącej wody do kubków. Postawiła oba obok mnie i posłała mi niedowierzający (ale nieco smutny) uśmiech.

MelodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz