Rozdział 2. ~ Nic się nie stało

2 0 0
                                    

Marysia

Leżałam na swoim łóżku, pośród kołdry, która przykrywała jedynie część mojej klatki piersiowej i nóg, wpatrując się intensywnie w sufit. Co chciałam tam zobaczyć? Nie pamiętam... Za długo już tego szukałam pośród jasnego błękitu nieba, który odbijał się od białej farby. Niedługo zacznie świtać.

Przewróciłam się na bok i sięgnęłam po telefon, który ładował się na szafeczce nocnej. Odłączyłam mały, biały kabelek i włączyłam ekran, sprawdzając, którą mamy godzinę.

Trzecia czterdzieści dwa.

Uroczo...

Podniosłam się do siadu i przejechałam palcami przez swoje średniej długości jasno brązowe włosy. Przetarłam oczy i spojrzałam w kierunku okna, które było prawie całkowicie zakryte żaluzjami. Odkryłam się i zwlekłam z łóżka, podchodząc pod przezroczyste szyby. Pociągnęłam za biały sznureczek i moim oczom ukazała się powoli coraz wyraźniejsza panorama Różan. Dachy domków jednorodzinnych, kamienic, mojego liceum, budynku z przedszkolem i świetlicą i pozostałych gmachów ukazywały się powoli, jakby dopiero wychodziły do światła.

Złapałam białą klamkę okna i przekręciłam ją w lewo, uchylając szerzej okno. Następnie przebrałam się w jakieś wygodne dresy i krótki podkoszulek. Przeszłam do łazienki i wykonałam swoją codzienną rutynę, starając się nie robić za dużo hałasu, żeby nie obudzić rodziców. Kiedy wróciłam do swojej sypialni, było w niej zdecydowanie więcej świeżego powietrza, jeszcze chłodnego porankiem i rosą, niosącą w sobie ostatki wakacji.

Wyciągnęłam z szafy prostą, czarną matę, zabrałam z szafeczki nocnej swoją butelkę na wodę i zeszłam na parter. Uzupełniłam płyny i wyszłam na nieduże drewniane patio na tyłach domu. Rozłożyłam swoją matę i do cichego śpiewu ptaków, jakie założyły gniazda w pobliskich drzewach i krzewach, a także szumu łagodnego wiatru, zaczęłam się rozciągać i wykonywać proste ćwiczenia.

- W lekkim powiewie przychodzisz do mnie, Panie... - zanuciłam, czując letni wietrzyk muskający moje policzki i kosmyki włosów, które spięłam pierwszą lepszą klamrą, jaką znalazłam.

Kiedy skończyłam sprzątnęłam swoje rzeczy, wzięłam krótki prysznic i zeszłam do kuchni. Włączyłam maszynę do kawy i wyjęłam chleb tostowy i żółty ser. Przygotowując sobie śniadanie, nuciłam piosenki, które pamiętałam ze swoich ostatnich zajęć tanecznych.

W którymś momencie zaczęłam lekko tańczyć, dzierżąc nóż z masłem na nim i kromkę chleba w drugiej ręce.

- I pray that something picks me up, and sets me down in your warm arms. - głowa kiwała mi się płynnie na boki.

Nagle przerwał mi cichy chichot za moimi plecami. Gwałtownie przerwałam i odwróciłam się, żeby zobaczyć kto wszedł do kuchni. Kiedy zauważyłam moją mamę, odetchnęłam, śmiejąc się z samej siebie.

- Nie strasz mnie tak. - rzuciłam jej teatralne oburzone spojrzenie.

Kobieta przede mną była już ubrana w elegancki komplet beżowych spodni z długimi i szerokimi nogawkami, i marynarki w tym samym odcieniu, sięgającej jej do talii, z małym paseczkiem ze złotą klamrą. Pod marynarką widać było prosty, biały top na krótki rękaw. Gotowy, naturalny i delikatny makijaż oraz związane w lekki kok włosy świadczyły o tym, że była już gotowa oddać się swojej ukochanej pracy.

- Byłaś taka przejęta tańcem, nie chciałam ci przerywać, ale... - ciemno zielone oczy Emilii Stróżewskiej skierowały się w stronę noża i chleba w moich dłoniach.

Spojrzałam w tamtym kierunku i przypomniałam sobie o tostach, które już jakiś czas siedzą w opiekaczu. Szybko rzuciłam przedmioty i skoczyłam do swojego śniadania. Mama za mną wybuchnęła serdecznym śmiechem, a ja poczułam przyjemne ciepło na sercu i uśmiechnęłam się szczerze.

MelodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz