Rozdział 43

46 3 0
                                    


*Pov' s Esme*

            Przechadzaliśmy się korytarzami Hogwartu. Czekałam tylko aż któreś z nich zacznie tą trudną dla nas rozmowę.

- To może wytłumaczycie mi w końcu? Wytłumaczycie mi jak to się stało, że teraz tu jesteśmy? – postanowiłam zacząć, bo nigdy by to nie nastało.

- Chodź usiądziemy tutaj – zaproponowała mama po czym usiedliśmy całą trójką na ławce tuż przed gobelinem z pamiętnego wieczoru z Fredem.

- Jak mogłaś zauważyć od bardzo dawna się nie dogadujemy, wręcz cały czas się kłócimy – zaczęła mama. – Kiedy byłaś w Hogwarcie, chodziliśmy na terapię małżeńską, aby zrozumieć to wszystko i dlaczego to uczucie nagle zanikło. Mimo wielu starań, rozmów, wydanych pieniędzy nie udało nam się dogadać i wspólnie zadecydowaliśmy o rozwodzie. Musiałam ci w końcu o tym napisać, bo już dawno mijaliśmy ci to wytłumaczyć przez ciągły brak czasu.

- Dlatego uznała, że napisanie mi o tak ważnej sprawie na kawałku papierku będzie rozsądne? Żałosna jesteś – skomentowałam.

- Esme. Jak ty się do matki odzywasz?! – zaczął ojciec.

- A ty to co? Mama napisała w liście, że masz nową rodzinę! Kim oni są, co?! – stanęłam i zaczęłam krzyczeć na byłego ślizgona.

- Thomsonowie – odpowiedział krótko.

- Czyli ... To ty jesteś ojczymem Valentiny?! A ona miała cie nam przedstawić na finale Quidditch'a... - niedowierzałam. – Serio tato, chociaż nie wiem czy mogę do ciebie tak jeszcze mówić...

- Możesz – wtrącił się.

- Jesteś okropny! Ty też – wpadłam w szał wskazując również na mamę. – Zawsze pokazywaliście mi jak bardzo się kochacie a teraz odwalacie takie coś?! Te wszystkie spotkania rodzin czysto krwistych były tylko na durny pokaz! Tak samo jak Malfoyowie! Niby mówicie, że nie jesteście jak oni a robicie takie samo gówno jak oni. Nie liczcie, że przyjadę na wakacje do domu! Jadę do Weasleyów i nic wam do tego! Jak ja się kurewsko cieszę, że za niedługo się wyprowadzę z tej posranej rodziny – rykłam i w pośpiechu uciekłam od rodziców. Oni zapewne chwilę tam postali i wrócili do swoich domów, bo każde z nich miało już swój własny.

                   Z hukiem weszłam do jednej z opuszczonych damskich toalet i zamknęłam się w jednej z kabin. Usiadłam na podłodze i po prostu się poryczałam. Jak ja nienawidzę okazywać słabości, którą między innymi jest płacz. Siedziałam tam może z godzinę, może dwie... sama już straciłam poczucie czasu. Przez cały ten czas rozmyślałam, jak najważniejsze osoby w moim życiu mogły mi zrobić takie świństwo. Miałam ochotę, rzucić cię z jakieś wierzy lub zostać połknięta przez smoka byle już nigdy więcej ich nie zobaczyć.


- Esme! – usłyszałam nagły krzyk z korytarza, tuż przed łazienką. – Esme! Błagam cię, mam nadzieję, że nie zrobiłaś nic głupiego – teraz głos był wyraźniejszy i dało się odgadnąć kto mnie wołał.

- Tu jestem – wydałam z siebie ciche mruknięcie, ale widocznie tak głośne, że osoba, która mnie szukała bez problemu mnie znalazła.

- Co się stało Esmie? – zapytał.

- Wszystko się chrzani Fred wiesz? Moi rodzice się rozwodzą, każdy z nich poszedł w swoją stroną, ojciec już nawet sobie rodzinkę znalazł.

- Co? Kogo? – usiadł naprzeciwko mnie, co chwile głaszcz mnie dłonią po barku i włosach.

- Val i jej mamę... - skróciłam.

- ... Niemożliwe – wzdrygnął się co bardzo dobrze poczułam. Między nami nastała gęsta cisza aż w końcu chłopak postanowił się odezwać. – Mimo wszystko, pamiętaj, że masz mnie i przyjaciół. Wszystko będzie dobrze

- Nie będzie – mruknęła i wtedy na dobre się rozpłakałam. Jeśli się nie mylę Fred po raz pierwszy widział mnie aż w takim stanie. Nie chciałam tego, jednak emocje dały górę i siedziałam wtulona w chłopaka wylegając litry słonych łez, przez konflikt moich rodziców.

RelationShip / Fred Weasley 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz