V

37 2 23
                                    

Robb obawiał się, że powrót do domu nie obejdzie się bez latarek włączonych we wszystkich trzech telefonach. Był pewien, że, zważywszy na nieoświetloną żadnym sztucznym światłem okolicę, widoczność będzie ograniczona do zera. Noc jednak okazała się dość jasna. Mimo widniejącej na zegarku godziny drugiej, można było dostrzec obiekty znajdujące się nawet kilkadziesiąt stóp dalej. Nieprzenikniona ciemność towarzyszyła im tylko wówczas, gdy przechodzili przez gęsty las.

Obserwował, jak Theon idzie przed nim zygzakiem, podśpiewując pod nosem imprezowe kawałki, przerywane czasami głośnymi, pijackimi czknięciami.

Ich wieczór w klubie zdecydowanie można było uznać za udany. Najlepiej bawił się oczywiście władca tego typu imprez – Theon Greyjoy, ale Robb również się nie nudził. Muzyka była świetna, drinki nie najgorsze, a DJ całkiem nieźle operował roztańczonym tłumem. Udało mu się nawet zaciągnąć na parkiet Talisę i wywołać chwilowy uśmiech na jej twarzy, zanim przypomniała sobie, że wciąż jest na niego obrażona.

– Chcesz bluzę? – zapytał drepczącej tuż obok dziewczyny, której sztywny krok i ręce ciasno założone na piersiach sprawiły, że poczuł się głupio, nie zaproponowawszy tego wcześniej.

– Nie – odparła krótko Talisa. – I tak już prawie jesteśmy – dodała, jakby na potwierdzenie słuszności jego poczucia winy.

– O kurwa – wybełkotał Theon, zatrzymując się nagle. – Ty, Robb, patrz.

Drżącym palcem wskazał przed siebie. Robb podniósł wzrok i w odległości kilkunastu kroków ujrzał wysoką, szczupłą kobietę o długich, jasnych włosach, które spływały po jej białej sukience, tylko odrobinę od niej ciemniejsze.

– Hej, piękna! – zawołał Greyjoy, przeciągając samogłoski i nie pozostawiając tym samym nieznajomej niewiaście żadnych wątpliwości, co do swojego stanu.

Nie odwróciła się. Robb szturchnął go w ramię i zgromił wzrokiem, a dreszcze zażenowania przeleciały mu po plecach.

– Hej, wszystko w porządku? – krzyknął zaraz, w duchu modląc się do bogów, żeby Theon już się nie odzywał. – Potrzebujesz pomocy?

Nim zdążył wykonać krok w przód, kobieta niczym dzikie zwierzę rzuciła się do ucieczki.

– Zaczekaj! – zawył Greyjoy i zaczął biec za nią.

– Theon, czekaj! – Robb przeklął pod nosem i ruszył w pogoń za swoim przyjacielem. – Talisa, szybko!

– Zwariowałeś?! – Talisa zmarszczyła brwi i tylko trochę przyspieszyła kroku. – Nie mogę biegać w szpilkach! Chcesz, żebym sobie nogi połamała?!

Stark wycedził do siebie kolejne przekleństwo i złapał ją za rękę, próbując zmusić do tak szybkiego chodu, do jakiego tylko zdolna jest obrażona kobieta w szpilkach na leśnym mchu. Co za absolutny idiota, przeszło mu przez myśl mimochodem. Biedna dziewczyna. Musiała być przerażona. Najpierw zgubiła się w ciemnym lesie w środku nocy, a potem zaczął gonić ją jakiś obcy, pijany facet. Robb musiał przyznać, że na jej miejscu też wziąłby nogi za pas. Cholera. Miał tylko nadzieję, że nic się jej nie stało.

– Theon! – wykrzyknął znowu, kierując się w stronę, w którą, jak mu się wydawało, pobiegł Greyjoy. – Theon!

Las zgęstniał, a ciemność się pogłębiła. Robb trzymał swoją dziewczynę blisko i starał się gonić przyjaciela, ale już po kilku chwilach stracił orientację i nie był przekonany, czy aby na pewno idą w dobrym kierunku. Pozostało mu tylko ruszyć przed siebie szybkim krokiem i mieć nadzieję, że zarówno nieznajoma, jak i Theon, nie skręcili w żadną ze stron.

Zamknięte oczy bogów |Gra o Tron| Theon & Robb & Talisa |modern au| creepypastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz