ROZDZIAŁ 24
_______________________
Siedzę na krześle w izbie przyjęć z rozharataną dłonią, a mężczyzna, który wygląda niemal identycznie jak Xander Black, zaczyna iść w moją stronę.
Spanikowana wracam do wybierania numeru Betty, ale zbyt agresywnie klikam w ekran, a telefon z hukiem ląduje na podłodze. Już się nachylam, by go podnieść, gdy uprzedzają mnie czyjeś smukłe, zwinne palce.
– Proszę – mówi, a ja zszokowana zapominam o mojej zranionej dłoni. Próbuję chwycić telefon prawą ręką, ale tylko syczę z bólu, a po moim nadgarstku ścieka strużka ciepłej krwi. Rozprostowuję palce, by jakoś zminimalizować pieczenie, ale to na nic.
– Co my tu mamy? – pyta, odkładając mój telefon na krzesło obok i unosi prowizoryczny bandaż z chusteczek higienicznych. – Oj, oj, oj... paskudna rana. Jak to się stało?
Odchrząkuję, bo chyba na skutek zaistniałych wydarzeń, zaschło mi w gardle.
– Poślizgnęłam się, a potem nadziałam na odstający z kosza na śmieci pręt – tłumaczę, spoglądając na plakietkę z jego imieniem na piersi. Nazywa się Elias Shaw. Nic mi to nie mówi, ale przypominam sobie, jak Xander poprosił swojego kuzyna, by przepisał mi leki. Czy to mógłby być on? To byłby duży zbieg okoliczności. Ile szpitali może być w Pittsburghu? Z dwadzieścia? Trzydzieści? Nie mam pojęcia, pewnie sporo.
– Niedobrze, trzeba to szybko oczyścić i zszyć.
– Dopiero przyszłam, muszę poczekać – tłumaczę, bo nie chcę, żeby inni pacjenci pomyśleli, że się wciskam w kolejkę.
– Istnieje coś takiego jak priorytety, chyba że wolisz poczekać i pozwolić temu, co wyrosło na tym koszu, wniknąć i poczuć się u ciebie jak w domu.
Wstaję, a ten tylko mówi:
– Dobry wybór.
Prowadzi mnie na jedno z wolnych łóżek w sali obok. Zazwyczaj izby przyjęć kojarzyły mi się z kolorem niebieskim, tu jest beżowo, a przez to jakoś ekskluzywniej. Siadam, cały czas dociskając chusteczki do rany, a lekarz przysuwa sobie stołek i zadaje kilka pytań. Pielęgniarka natomiast podsuwa mu niewielki wózek na kółkach, w którym – jak przypuszczam – znajdują się różne, medyczne narzędzia tortur.
– Nie musisz patrzeć, jeśli nie chcesz – mówi delikatnym, troskliwym tonem, a ja przez chwilę tracę zmysły i mam wrażenie, że to Xander siedzi przede mną. Są do siebie tak podobni, że – serio – muszą być spokrewnieni.
– W porządku – odpowiadam. – Nie boję się igieł, chociaż to będzie moje pierwsze szycie. Mogę uciec z krzykiem.
– Czuję się zaszczycony – wtrąca, a kąciki moich ust – chcąc nie chcąc – wędrują w górę. Mężczyzna powoli, ale precyzyjnie oczyszcza ranę, a potem wstrzykuje znieczulenie. – Zaraz wracam, zaczniemy gdy tylko znieczulenie zacznie działać. Nie ruszaj za bardzo dłonią, dobrze?
Kiwam głową i przez następne kilka minut wpatruję się w mijających mnie ludzi. Znieczulenie szybko zaczyna działać, a ja oddycham z ulgą. Gdy Shaw wraca, nie czuję bólu, a moją rękę ogarnia dziwne, ale przyjemne odrętwienie.
– I jak? – pyta, ujmując moją dłoń, którą jeszcze raz dla pewności oczyszcza.
– Prawie nic nie czuję.
– No to zaczynamy. Obiecuję, że będę delikatny.
Ponownie się uśmiecham. Te niewinne żarty mają z pewnością sprawić, bym się rozluźniła, więc nie mam mu tego absolutnie za złe. Chociaż jeśli faktycznie jest kuzynem Xandra... właściwie to już nieistotne. Przecież definitywnie zakończyliśmy naszą znajomość.
![](https://img.wattpad.com/cover/367582531-288-k906968.jpg)
CZYTASZ
Twoje ciało wybrało. TOM 1
Literatura Feminina(Enemies to Lovers, 17+) A gdyby tak istniała aplikacja, w której to sygnały wysyłane przez ciało decydują, kogo przesunąć w prawo? 21-letnia Elle, studentka kryminologii dorabiająca sobie jako kelnerka, wdepnęła w niezłe... bagno. A to wszystko prz...