rozdział 2

27 6 0
                                    


Kochałam mroczny klimat naszego pobliskiego lasu, szczególnie gdy zapadała noc. Światło księżyca przerywane przez gęste gałęzie sprawiało, że wszystko wydawało się jeszcze bardziej tajemnicze. Czułam, jakby otaczające mnie drzewa miały swoje własne, niebezpieczne plany, jakby w ich cieniu kryła się zła siła gotowa pochłonąć każdego, kto się zbliżył. Wszystko wydawało się wtedy takie tajemnicze, jakby jakaś zła moc próbowała przyciągnąć cię do siebie, pochłonąć do swoich niecnych planów i nigdy nie oddać. Mgła unosząca się nad ziemią, niczym dusze zaginionych i nigdy nieodnalezionych nastolatków, tworzyła niesamowite dźwięki wśród drzew o upiornych kształtach. Oświetlone tylko ledami mojego samochodu i światłem księżyca, uginały się pod naporem ciężaru przeszłości.

Mojej przeszłości...

Czy było coś głupszego od pójścia na spacer w takiej scenerii bez telefonu? Zapewne nie, ale kto powiedział, że jestem rozsądna? Gdy zgasiłam silnik i wyszłam na zewnątrz, lekki wietrzyk muskał delikatnie moją skórę. Było to przyjemne uczucie, bo o tej porze roku w Miami był jeszcze ciepły. Udałam się w głąb lasu na udeptaną ścieżkę i szłam, powłócząc nogami. Nie miałam zamiaru oddalać się jakoś daleko, ale chciałam się przejść. Mrok otaczał mnie z każdej strony, powodując gęsią skórkę na moich odkrytych ramionach. Wraz z oddalaniem się, było coraz ciemniej przez gęste liście zasłaniające księżyc. Nie widziałam swoich stóp na niewygodnych szpilkach, które mnie niemiłosiernie uwierały. Mgła gęstniała, jakby chciała mnie ostrzec i podpowiedzieć, że mam zawrócić. Chociaż może to tylko moja wyobraźnia. Czułam gęsią skórkę na ramionach i mimo irracjonalnego lęku, coś mnie ciągnęło w głąb lasu. Powoli szłam dalej, zaglądając w najskrytsze zakamarki mojego umysłu.

Po kilku minutach usłyszałam trzask gałęzi. Wzdrygnęłam się. Czy to moja wyobraźnia płatała mi figle, czy ktoś za mną szedł? Po co ja w ogóle wychodziłam z tego auta?! Poczułam, jak ogarnia mnie niepokój, a mój mózg zaczął pracować na najwyższych obrotach. Po chwili do mojej głowy wpadła taka myśl: jeśli będę udawać, że nic nie usłyszałam, może uda mi się niepostrzeżenie wyciągnąć nóż z rzemyka na udzie pod sukienką. Nie był to idealny plan, ale zawsze jakiś. W końcu miałam mało czasu, bo nie wiedziałam, kto to był, jakie miał zamiary i czy sobie czegoś nie uroiłam. Delikatnie pochyliłam się, ale nie dane mi było dokończyć czynności. Coś przykryło mi oczy od tyłu. Instynktownie próbowałam się wyzwolić, lecz siła, jaka mnie ogarnęła, była zbyt wielka. Czy to był mój koniec?

Należało mi się. W końcu to kolejna rocznica i zawsze robiłam wszystko, żeby sprawdzić, czy to już czas... Tylko czemu poczułam, że jednak nie chcę umierać? Że to nie pora. Że jednak jeszcze coś na mnie czeka. Coś, co każdy powinien zaznać. Mimo że nie zawsze tak jest. Mimo że na to nie zasługuję. Że powinnam zginąć tamtego dnia. Że ktoś mi oddał to doświadczenie. I nawet wiem kto...

Podobno w chwili śmierci człowiek, niezależnie od sposobu umierania, na końcu czuje się jak nowo narodzony. Wszystkie smutki i problemy ulatują z jego barków wraz z duszą. Tylko, czy naprawdę tak jest? Przecież skąd możemy to wiedzieć, skoro w tym momencie już nic nie możemy zrobić, powiedzieć, czy chociażby się uśmiechnąć? Wiedziałam za to, jaki ból może sprawić pojawiający się w brzuchu uścisk, powodowany stresem. Było to wręcz paraliżujące. Gdy stopy samowładnie odrywają się od podłoża. Gdy nie wiadomo, czy dożyje się kolejnego dnia, a może przeżyje z traumą do końca życia. Jednak da się odnaleźć w sobie siłę na walkę. Pomimo tego, że z facetem kobieta ma słabe szanse. Można nawet ćwiczyć codziennie na siłowni, tak jak w moim przypadku, ale to i tak nic nie daje. Taka niesprawiedliwość... Moje szamotanie się i rozmyślanie przerwała mi zimna powierzchnia pod moimi pośladkami. Gdy poczułam, jak napastnik odsuwa się ode mnie, instynktownie zerwałam szybko opaskę z oczu. Jaką ulgę poczułam w tamtym momencie. Dziękowałam Bogu. Mimo to nienawiść w moim sercu zaczęła wypływać. Jak bardzo miałam ochotę rozbić czaszkę stojącego przede mną bruneta o maskę jego czarnego mustanga i zakopać żywcem pod śmietnikiem. Jak ja go nienawidziłam w tamtym momencie.

- Masz trzy sekundy - zaczęłam gwałtownie rozpinać buty, czując, jak adrenalina pulsuje mi w żyłach. - Bo masz przejebane. - Moje słowa były ostrzejsze niż zazwyczaj, pełne wyraźnej groźby.

Chłopak zaczął rozglądać się dookoła, szukając wsparcia w pozostałych. Czy te zjeby zostawiły dom bez opieki, podczas imprezy?! I chciały, żebym zeszła na zawał? Ehh... Jak ja ich nie cierpię. Westchnęłam i spojrzałam na znienawidzonego Huntera, który jak zobaczył, że się mu przyglądam, zerwał się do biegu. Nie miałam zamiaru za nim iść, ale chciałam, żeby myślał, że to zrobię. Przestraszy się, pobiega i wróci. Może nawet przemyśli swoje postępowanie. Chociaż wątpię. On nie myśli. Usłyszałam z prawej strony przyjemny śmiech. Był to śmiech czarnowłosego, który zaczął się chyba dusić. Czy to naprawdę było aż takie śmieszne? Ja może lepiej po prostu nie będę w to wnikać. Chłopy to jednak inny wymiar.

- Powie mi ktoś w końcu, kto to do chuja jest? - wskazałam na chłopaka podpierającego się o mojego kuzyna.

- No ten... Eeeee... Stary, jak ty się nazywasz? - pochylił się do niego.

Nie dane jednak było mi się dowiedzieć, bo usłyszałam z daleka głośny pisk. Po chwili przybiegł Hunter i chwytając mnie za ramiona, schował się za mną. Zza rogu wyszedł mały zajączek. Ja pierdole czy on tak na serio? Strzepałam jego łapy i spojrzałam na niego jak na debila w akompaniamencie śmiechu pozostałych. Zapewne normalnie ja też bym się śmiała, ale byłam tak rozdrażniona, że po prostu tak się nie stało. Brooke chciała podejść do zwierza, ale gdy zobaczył ruch, to uciekł w krzaki.

- To co? Matt ci coś podobno obiecał, nie? - z przestraszonego Huntera już nic nie zostało. Dwubiegunowość to chyba jego super moc.

- Ale od mojej dupy się odwalcie - oparłam się o samochód i skrzyżowałam ręce pod biustem. - Ja wiem, że jest piękna, seksowna i pociągająca, ale bez przesady. Nie dla psa kiełbasa.

- Ma ktoś pasek? - zignorował moje protesty. Spojrzałam na przyjaciółkę i jej chłopaka, szukając wsparcia, ale ci tylko wzruszyli ramionami.

- Tak - odwróciłam się gwałtownie do czarnowłosego i posłałam mu błagalne spojrzenie, ale ten uśmiechnął się kącikiem ust.

W jego spojrzeniu było coś zuchwałego i intrygującego zarazem, takie migotliwe iskry. Długie, smukłe palce zaczęły otwierać klamrę paska, a chłopak robił to tak wolno, że przy każdym płynnym i pewnym siebie ruchu palców można było dostrzec delikatnie poruszające się linie żył. Jego spojrzenie splątało się z moim, a usta uformowały subtelny uśmiech, sugerujący, że wie, jak mnie to drażni i czerpie z tego przyjemność. Kiedy w końcu skończył, to z zaskakującą szybkością pociągnął go, aby wysunął się ze szlufek. Podał przyszłe narzędzie zbrodni Mattowi i puścił mi oczko. Okropne.

- Kładź się, młoda - zarządził blondyn, wskazując na maskę samochodu. Cóż... to chyba czas na spierdalanie do auta. Cofnęłam jedną nogę do tyłu, a potem drugą, która natrafiła na czyjąś stopę.

- Gdzieś się wybierasz? - usłyszałam za uchem niski głos.

- Otóż to - krzyknęłam, uciekając w bok... do lasu... i to bez butów.

No, ale raz się żyje. Biegłam, omijając krzaki i drzewa oraz starając się nie wywalić. Patrząc na to czysto logicznie, to... oni mnie dogonią, chyba że pobiegnę do mojego auta. Pędziłam między drzewami, czując na karku oddech przegranej, którą była tradycja moich przyjaciół. Nie myliłam się, bo po chwili coś, a raczej ktoś, przyparł mnie do drzewa. Poczułam charakterystyczne perfumy o zapachu piżma, cedru i karmelu oraz łaskoczący oddech na policzku. O ja pierdole. Zacisnęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.

- Nieładnie tak uciekać - próbowałam się wyswobodzić, ale chłopak wcisnął mi kolano między uda. - Pójdziesz po dobroci?

- Yhm - kiwnęłam głową, a chłopak odsunął się ode mnie.

On chyba nie myślał, że się poddam. Po przejściu kilku kroków zerwałam się do biegu, ale chłopak złapał mnie za nadgarstek, po czym przerzucił przez ramię.

- Postaw mnie - warknęłam. Zaczynałam go naprawdę nie lubić. - Mam nogi.

Nie zwracał uwagi na moje protesty i mimo tego, że zaczęłam go nawet bić pięściami po plecach - nie reagował. Jak posągi z Wyspy Wielkanocnej. Szedł w ciszy, niosąc mnie bez żadnego większego wysiłku. Ćwiczył coś. Ewidentnie. Skubany.

- Macie - postawił mnie na ziemię, ale nie zdjął swoich ciepłych dłoni z moich ramion. Przewróciłam oczami. A Matt mierzył wzrokiem zielonookiego.

- Szybki jesteś - skwitował Hunter i poruszył sugestywnie brwiami. Obrzydliwe.

- Wiem - usłyszałam nad głową cichy śmiech. Po chwili zostałam popchnięta na maskę samochodu.

Nie wierzę. Co za chuj.

- Śmieć - mruknęłam, po czym dostałam solidnego klapsa... ale nie z paska, tylko z ręki. - Skurwysyn - powiedziałam z jadem w głosie.

Normalnie to bym mu jebła, ale mój kochany kuzyn skutecznie przytrzymywał mnie przy samochodzie.

- Powtórzysz? Bo nie usłyszałem - głowa chłopaka znalazła się naprzeciwko mojej. Pokazałam mu język, a on przysunął twarz do mojej, przez co polizałam mu nos. - Radzę ci być grzeczna.

- Wiesz, że Matt ci zaraz wpierdoli? - zapytałam słodko i wyszczerzyłam zęby w chamskim uśmiechu.

- Przyjacielu kochany - usłyszeliśmy głos z góry - jak się nie odsuniesz, to nie będzie zbyt miło.

Chłopak wstał i zmierzył moje skąpo ubrane ciało wzrokiem. To przelało czarę goryczy, a Mattowi puściły nerwy. Uderzył czarnowłosego z całej siły prawym sierpowym. Travis mnie puścił i podbiegł do blondyna. Razem z Hunterem odciągali go od chłopaka, który stał z głową skierowaną do góry, zamkniętymi oczami i zaciśniętymi pięściami. Nie wiedziałam, co się dzieje oprócz tego, że Mattowi włączył się tryb SNB (starszego nadopiekuńczego brata). Po kilku sekundach czarnowłosy bez słowa skierował się do zielonego camaro ss, którego wcześniej nie zauważyłam. Logan chciał go zatrzymać, ale mój kuzyn powstrzymał go gestem ręki.

- Co to było? - odezwałam się.

Matt tylko machnął ręką i wszedł do auta Huntera, głośno trzaskając drzwiami. Travis wzruszył ramionami i razem z brunetem ruszył do samochodu.

- Jedziemy z tobą - powiedziała Brooke, chwytając Logana za rękę.

***
Gdy dotarliśmy do domu ogarnęło mnie nieprzyjemne uczucie.

Nie powinnam świętować.

Wysiadłam pospiesznie z samochodu i skierowałam się w stronę drzwi. Musiałam pobyć sama.

- Carl, zaczekaj! - usłyszałam za sobą krzyk blondynki. Postanowiłam ja zignorować.

Wbiegłam po schodach i wparowałam do swojego pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam krzyczeć w poduszkę. Miałam tego wszystkiego po wyżej uszu. Cały czas miałam w głowie scenę sprzed trzech lat. Zawsze w ten dzień. Gdzieś daleko w mojej głowie rozbrzmiewała jedna myśl:

To twoja wina.

W inne dni też tak było, tylko trochę inaczej. Zawsze budziłam się w środku nocy z krzykiem, leżąc na podłodze i to w dodatku spocona. Ten jeden dzień prześladował mnie jak komary latem. Był wyświetlany w mojej głowie jak zapętlony film. Ja naprawdę wolałam już inne koszmary. Na przykład takie, że goni mnie jakiś seryjny morderca, czy cokolwiek innego. Byłam tym po prostu już zmęczona.

- Co się dzieje?! - Matt wparował mi do pokoju, prawie wywarzając przy tym drzwi.

- Nic - mruknęłam, nawet na niego nie patrząc. Usłyszałam jak chłopak przymyka drzwi, a materac ugina się koło mnie.

- Co jest, młoda? - westchnął i położył się obok mnie. Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam z nim teraz rozmawiać. Wolałam to trzymać w sobie, a potem wyżyć się na butelkach po piwie za monopolowym. Odwróciłam się w jego stronę i położyłam głowę na jego barku. Był dla mnie jak starszy brat, ale nie ten wkurwiający, tylko opiekuńczy, taki na którego zawsze można liczyć. To on mnie wyciągnął z największego gówna, w jakie weszłam. Zawsze mnie wspierał. - Rodzice?

- Yhm - wtuliłam w niego twarz. Znał mnie na wylot.

- Nie możesz tym żyć do końca życia - poczochrał mi włosy, po czym wstał. - Chodź, reszta już pewnie się bawi.

Zwlekłam się z niechęcią z łóżka i podążyłam za blondynem. Kiedy zeszliśmy na dół, niemal zostałam zawału, kiedy zza rogu kuchni wyskoczyła Brooke z tortem w rekach. Był w kształcie mojego auta - NISSANA 180 XS TYPE '96. Różnił się tylko kolorem dominującym. Mój był czarny, a tutaj był biały. Poza tym wszystko było idealnie odwzorowane, wszystkie wiśniowe DEKALE. Świeczki też były w tym odcieniu i było ich równo trzy.

Jak trzy lata...

Poczułam uścisk w klatce piersiowej, jakby niewidzialna dłoń zaciskała się na moim sercu. Moje myśli były chaotyczne, a każde wspomnienie sprzed trzech lat powracało z bolesną jasnością. Czułam, że duszę się pod ciężarem własnych emocji, niezdolna uciec przed dręczącymi mnie obrazami. Nie zrobili tego umyślnie, a jednak zabolało. Posłałam im wymuszony uśmiech, który po chwili przerodził się w szczery.

- Sto lat... - zaczęli się zgodnie drzeć, a muzyka została przyciszona. Ludzie, widząc to, dołączyli do nich. Doszła do tego, że cały dom śpiewać, a raczej próbował.

Jedyną osobą w zasięgu mojego wzroku, która tego nie robiła był czarnowłosy. Stał z boku i wszystko nagrywał.

***
- Pocałuj Logana - graliśmy w butelkę i Matt właśnie wylosował Brooke, która, gdy usłyszała swoje wyzwanie pokryła się soczystym rumieńcem.

Blondynka była osobą bardzo nieśmiała i grzeczna, dlatego tak zareagowała. W trakcie było dużo o wiele gorszych wyzwań, jednak mając na uwadze jej naturę, staraliśmy się dawać pytania lub wyzwania adekwatne do jej osoby. Oczywiście, jeśli chodziło o resztę to się nie powstrzymywaliśmy, a nasze pomysły były wyjątkowo kreatywne. Na ogół impreza przebiegała w bardzo przyjaznym klimacie i nikt się o nic nie pokłócił. Tradycja została wypełniona w bardziej humanitarny sposób. Musiałam wypić 21 drinków przygotowanych przez Travisa. W międzyczasie w końcu się dowiedziałam jak ma na imię zielonooki i co tutaj robi. Okazało się, że to z nim miałam się dzisiaj ścigać, a on sam przyjechał na studia medyczne, jest przyjacielem z dzieciństwa Matta i jest najlepszym zawodnikiem nielegalnych wyścigów w Georgii. Potem poszliśmy tańczyć, a teraz jesteśmy w sali bilardowej i całą siódemką graliśmy od dobrych 30. minut w butelkę.

- Halo tu Ziemia do Charl - zobaczyłam przed twarzą machającą rękę.

- Co? - potrząsnęłam głową.

- Gówno, masz pocałować najbardziej wkurwiającą osobę - wyszczerzył się Hunter, a ja przewróciłam oczami.

Idealnie się złożyło, bo ta osoba siedziała właśnie obok mnie. Przerzuciłam nogę i usiadłam okrakiem na Coltonie, na co uśmiechnął się kącikiem. Wplotłam ręce w jego włosy i wpiłam się w malinowe usta. Chłopak położył dłonie na moich biodrach, o dziwo oddał pocałunek, a nasze języki zaczęły toczyć walkę o dominację. Pociągnęłam za kosmyki jego włosów na co sapnął i w odpowiedzi przygryzł moją dolną wargę. Był to bardzo wulgarny i agresywny pocałunek. Gdy się od siebie oderwaliśmy, usiadłam na swoim miejscu jak gdyby nigdy nic, choć serce wciąż waliło mi jak młot. Przejechałam językiem po wargach, próbując zetrzeć ślad jego smaku. Spojrzałam na resztę, która patrzyła na nas z mieszaniną zaskoczenia i rozbawienia.

- No co? - spytałam widząc ich miny.

- Nic, po prostu... A nie ważne zresztą - Hunter westchnął.

Po pół godzinie poczułam jak do mojej głowy zaczynają napływać niechciane myśli, a nad moim ciałem zaczyna przejmować dowodzenie panika. Musiałam się stąd ulotnić.

- Idę do kibla - wydusiłam z siebie i pospiesznie wstałam, spoglądając wymownie na Matta, ale ten na mnie nie patrzył.

Weszłam po schodach i udałam się do pokoju blondyna. Miałam nadzieję, że do mnie przyjdzie. Usiadłam na skraju łóżka i oplotłam rękami kolana. Siedziałam tak przez chwilę, która wydawała się wiecznością. Po jakimś czasie zaczęło mi brakować tlenu, więc łapczywie brałam oddechy, ale to nic nie pomagało. Wydarzenia sprzed trzech lat zaczęły mnie dusić.


Colton


Dziewczyna poszła do toalety i długo jej nie było, więc postanowiłem powiedzieć o tym reszcie, bo chyba o niej zapomnieli, a zdecydowanie za długo tam siedziała. Dziwnie się wcześniej zachowywała i coś było z nią nie tak. Dobrze, że się zorientowałem, że za długo jej nie ma. Okazało się, że zniknęła i wszyscy zaczęli jej szukać. Nie wiedziałem co robić, a w dodatku znałem ją niecałe 4 godziny, dlatego stwierdziłem, że pójdę na balkon zapalić.

Gdy tylko wszedłem do pokoju to zauważyłem czerwonowłosą skuloną w rogu pokoju koło łóżka. Patrzyła się przerażonym wzrokiem w jeden punkt. To chyba nie było normalne zachowanie. Podszedłem do niej, kucnąłem i położyłem dłoń na jej ramieniu, a ta się wzdrygnęła i spojrzała mnie nieobecnym wzrokiem. Ja pierdole co jej się dzieje?

- Zabiłam ich - szepnęła roztrzęsiona. - Gdyby nie ja to by żyli. Mam ich krew na rękach.

Nie wiedziałem co zrobić, a dziewczyna powtarzała jak mantrę te niepokojące zdania. Po chwili zastanowienia wziąłem niebieskooką na ręce i położyłem na łóżku. Nie sprzeciwiała się. Chciałem iść po kogoś kto ją zna, ale nie mogłem jej tak zostawić, więc ułożyłem się koło niej i przyciągnąłem do siebie. Charl wtuliła się w mój tors i zacisnęła dłonie na mojej koszuli. Po chwili zaczęła się uspokajać, a jej przyśpieszony oddech wracał do normy. Gładziłem jej włosy czekając aż będzie spokojna. Nie przypominała tej chamskiej pewnej siebie dziewczyny, która tak mocno z nienawiścią mnie wcześniej całowała... Nawet nie zauważyłem, kiedy zasnęła, a do pokoju wparował Matt.

- Stary co ty -

- Zamknij ryj, bo się obudzi - syknąłem i powoli zdjąłem ręce dziewczyny z koszuli po czym wstałem i ją przykryłem. - Choć na zewnątrz.

Wyszliśmy z pokoju, a ja zamknąłem cicho drzwi i oparłem się o nie. Mieliśmy do pogadania.

- Co to było? - zapytałem, wywiercając w chłopaku dziury spojrzeniem.

- Co widziałeś? - stał niewzruszony.

- Pierwszy zadałem pytanie, więc odpowiadaj - zmierzyłem go wzrokiem.

- Nie wiem, co widziałeś - wzruszył ramionami i oparł się o przeciwległą ścianę.

- To gadaj o tym co myślisz, że widziałem - westchnąłem.

- Zasnęła na podłodze? - spytał głupio.

- Gdyby tak było to bym się ciebie nie pytał - przewróciłem oczami.

- No kurwa, nie wiem dostała ataku paniki? - wyrzucił ręce w górę.

- Można tak powiedzieć.

- Ja pierdole - chłopak chwycił się za nasadę nosa. - Co dokładnie się z nią działo?

- Wątpię, żeby chciała, żeby ktokolwiek wiedział - odepchnąłem się od drzwi i zacząłem kierować się w stronę schodów. - Pogadamy rano, gdy będziemy trzeźwi.

- Nie mów reszcie co się stało - zatrzymał mnie głos Matta, który otwierał drzwi do pokoju.

Skinąłem głową i zszedłem na dół, żeby zakończyć ten cały cyrk. Było już grubo po 4, a w domu nadal było pełno osób, które były albo mocno pijane, albo zjarane. W dodatku zaczęła się robić niezła orgia na kanapie w salonie.

~~~

W końcu napisałam!

Męczyło mnie to, ale się udało. Co prawda jest za krótki ten rozdział bo miał mieć 4000 słów, a ma ok. 3000, ale ważne, że jest.

Mam nadzieję, że Ci się podobał. Miło by mi było gdybyś coś zostawił/a. (jest to motywujące)

Miłego dnia/nocy.

Wasza Nw.

W cieniu furii: Wyścig o miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz