Życie Nory od samego jej urodzenia, polegało na przerwaniu. Nie trzeba było jej tego uświadamiać.
Odkąd skończyła 3 lata, wraz z swoim tatą Richardem, który był geografem, podróżowała po środkowej Afryce. Natomiast jej mama Sophie, była archeolożką. Każdego dnia intensywnie pracowała nad wykopaliskami w Egipcie, Meksyku i Stanach Zjednoczonych.
O jej śmieci dowiedziała się gdy wraz z ojcem, zatrzymała się w małej znajomej wiosce na terenie Etiopii. Miała 6 lat, wtedy zobaczyła, po raz pierwszy, jak jej tata wylewa morze łez po zakończeniu telefonu. To że często podróżowali to fakt, jednak znajdywali do siebie czas i mieszkali w przytulnym domu w Hiszpanii. Z roku na rok, wchodzili coraz to głębiej w afrykańskie kraje. Mimo to po upływie kilkunastu miesięcy. Źródło pieniędzy zaczęło się kończyć.
Po pewnym czasie, ojciec brunetki zostawił Norę pod opieką biskupa prowincji, gdzie posiadał wielu znajomych i wyruszył w stronę morza. Miał zamiar wypłynąć na morze z jakimś statkiem, po czym znaleźć pracę w Hiszpanii i wrócić po córkę.
Mijały więc kolejne dni, tygodnie aż w końcu w dniu jej 8 urodzin, brunetka straciła nadzieję. Na jej głowę spadł cały rodziny obowiązek. Musiała zarabiać, jeść, spać i utrzymać się w wiosce gdzie żyła.
Wiedzę czerpała z książek, sprowadzanych z Europy. Miała niesamowite szczęście że mogła się uczyć. Rok później zaczęła uczęszczać do szkoły, wybudowanej przez angielską spółkę pomocy dzieciom w Afryce. Spędziła w niej nie cały rok, skupiając się na nauce francuskiego i angielskiego. Zależało jej na komunikacji we wiosce.
Pewnej nocy usłyszała trzask, krzyki. Zmarszczyła nos gdy poczuła duszący dym. Poderwała się i powoli wyjrzała zza namiotu. Ujrzała grupę mężczyzn, ubranych w czarne ubrania i czerwone chusty na głowie. Z opowieści Ann, jej nauczycielki, rozpoznała w nich rozbójników. Zamarła widząc kałachy na ich plecach. Zmrużyła oczy i wyczołgała się z namiotu i powolnym krokiem zmierzała do wysokich traw. Światło księżyca służyło jej za lampę.
-Hej ty, dziewczyno co robisz?!- usłyszała. Obróciła się i spojrzała na mężczyznę. Zmierzał w jej stronę, szarpnął ją za ramię i przywlókł ją do reszty grupy. Związał ją za ręce i przystawił lufę do pleców. Uważnie obserwowała plemię. Potężny mężczyzna przeszukiwał każde dziecko, aż dotarł do niej.
- Nic nie mam.- powiedziała cicho. Ubrana była w starą koszulę nocną, a jedyne co przy sobie ważnego miała to bielizna i szyta Podpaska na niej. Przywódca zlustrował ją wzrokiem i się roześmiał.
- który szałas twój?- dziewczyna się zawahała - gadaj.- przystawił jej nóż do gardła. Brunetka zabłysnęła się powietrzem, a łzy pojawiły się w oczach.
-Za mną, po prawej.- wycedziła. Mężczyzna kiwną do rozbójnika za nią, który odstawił lufę od jej pleców i wszedł do jej domu. Wrócił po kilku minutach z pieniędzmi i zdjęciem jej ojca.
-Richard Davis. - zaśmiał się przyjmując zdjęcie.- idziesz z nami.- chwycił ją za włosy. Rozpoczęli wędrówkę.
Zatrzymali się dopiero na terenie Sudanu południowego. Jako więzień plemienia spała dalej od ogniska, zawiązana do pnia drzewa. Czuła robiące się odciski na jej stopach, poranienia przez krzewy i ugryzienia od robaków. Modliła się o to, aby nie złapać malarii. Była to dwudziesta piąta noc. Zaznajomiła się już z przemytnikami, w taki sposób że zna ich imienia. Nie znała ich planów, musi być cierpliwa. Przez cały ten czas miała brudną podpaskę na sobie, czuła swąd i zaczerwienia w okolicach intymnych. Zmęczona zebrała się w sobie i podniosła się.
-P-przepraszam.- wychrypiała. W jej stronę odwróciło się kilka kobiet. Jedna z nich, na kiwnięcie żony Ahmeda, podeszła do niej.
-Czego chcesz, gawińczysko.- obrzuciła ją spojrzeniem pełnym pogardy. Nora się skuliła.
-Wybaczcie mi że przeszkadzam.- zignorowała zaczepkę.- Untychnilio, błagam cię, w dolnej partii ciała mam naszywkę. Rani mnie ona. -prosiła. Nie znała się na tutejszych prawach, nie zapuszczała się razem z tatą w obszary Sudanu. Untychnilia powstała, a Nora wstrzymała oddech. Pochyliła się nad nią.
-O czym ty mówisz, dziecko?- rzuciła. W kampusie znajdowało się niewiele osób, większość mężczyzn wyruszyło na polowanie. Dziewczyna wciągnęła powietrze.
-Pozwól mi, pokazać tobie, o pani.- schyliła głowę ukazując szacunek kobiecie. Ta z niechęcią kiwnęła głową.- udajmy się więc nad wodę.- Pośredniczki odwiązały jej nogę i chwyciły za ramiona. Najstarsza z nich prowadziła do jeziora. Zapaliła lampę oliwną.
Kobiety puściły dziecko przed wodą. Nora rozejrzała się przed kobietami. Cieszyła się że w pobliżu nie ma mężczyzn. Zsunęła z siebie szaty, stare ubrania. Uchyliła bieliznę i wyjęła chustę. Usłyszała jak kobiety wydają z siebie ciche westchnienia.
-Co takiego jest?- zapytała jedna. Dziewczynka zamoczyła materiał w wodzie, ścisła mocno tak aby część wody wpadła z powrotem do wody. Wyprostowała podpaskę i pokazała kobietom.
- Podpaska.- wytłumaczyła. Obmyła swoje ciało i wróciła z kobietami do obozu. Przez następny dzień czuła wzrok Untychnilii na sobie.
Pewnego dnia rozbójnicy obwiązali ją do pnia, i ogromnymi kamieniami okładali jej zmęczone ciało. Później wyruszyli na podbój wrogiego obozu, zostawiając ją z kobietami w obozie. Dziewczyna pisnęła gdy zauważyła czarnego skorpiona. Wierzgała się nogami, a skorpion przybliżał się do niej. Dwójka kobiet obserwujących całą sytuację zawołała Untchynilię. Po rozkazie przywódczyni, zastrzeliły zwierzę bronią. Nabiły go na patyk i zawiesiły nad ogniem. Stara kobieta ściągnęła pół przytomne dziecko z drzewa. Zaniosła Norę do namiotu i obwiązała jej rany zwilżonymi liśćmi. Co chwilę mocząc małą serwetkę i ochładzając czoło dziewczynce.
Tego popołudnia kobiety dyskutowały o dziecku. Nora obudziła się przed przyjściem mężczyzn. Jej zamglony wzrok, po chwili rozpoznał siedzącą obok niej Untychilię.
-Pani.- wyszeptała, kłaniając się natychmiastowo. Mednium, czyli potoczne stwierdzenie żony przywódcy obwiązującym w tym plemieniu, zaśmiała się na jej niezdarne poczynienia.
-Moje podwładne cię uratowały, jak zamierzasz się odpłacić?- zapytała szorstko. Europejka się przeraziła. Nie miała pojęcia jak podziękować zbójnikom. - Słuchaj, dziecko, naucz nas jak tworzysz twoje chusty.- wskazała przez zwinięte drzwi na kamień gdzie suszyły się, pozostawione przez nią dwie podpaski. Dziewczyna pokiwała energicznie głową, przez co obraz jej zawirował. - Teraz dziecko, odpocznij. Lekcje zaczniemy jutro.- oznajmiła i wyszła z namiotu zostawiając ją samo z Awitą. Nora położyła się ponownie, pozwalając jej przemyć rany.
-Polubiła cię dziecko, masz szansę na przeżycie.- oznajmiła starsza. Brunetka przełknęła kule w gardle. Miała taką nadzieję.
CZYTASZ
Daughter of Africa
FanfictionNora Davis to zaginiony odłamek układanki rodu Anderson. Dziewczyna która przeżyła wstrzymujące oddech historie, wyrusza odnaleźć bliskiego znajomego zmarłych rodziców,Ethana Andersona. Czy uda się jej wykonać ten cel?