Następnego dnia, faktycznie wraz z kobietami rozpoczęła lekcję. Korzystały z ubrań które poniszczyły przez podróż. Dziewczynka nie miała ze sobą igieł, więc ówcześnie obdarła z drzewa korę i wyostrzyła o kamień tworząc z chudych pasków igłę. Do wieczora pracowały, ucząc się jak wykonać podpaski. Nora wytłumaczyła jak prać chusty.
-Dlatego są takie kolorowe. W części plemion kobiety są wydalane do lasu podczas menstruacji. Wyglądają jak chusteczki, więc mężczyźni nie wiedzą że to podpaski.- opowiedziała.
-Niesamowite.- wyszeptała Untychnilia.- możemy na tym zarobić!- zachwyciła się. Podniosła pod strumień słońca materiał. Przymknęła oczy oceniająco.- Dziecko, jeżeli uda nam się zarobić na twoim pomyśle pokaźną sumę, zmienię ci status.
Nora się zachwyciła. Pokiwała głową, odda wszystko aby uniknąć codziennych katuszy zagotowanych przez plemię. Chciała zaczerpnąć jedzenia i wody. Przez całą noc, na polecenie Mednium, szyła materiał. Jeden z mężczyzn zawiązał jej dwie nogi do pnia, i co jakiś czas obserwował jej ruchy drżących, wychudzonych dłoni. Wstrzymywał się od komentarzy.
Rano, ledwo przytomna Nora, Untychnilia i kilka kobiet z ich obozu wybrały się na niedaleki bazar. Prawice ubrały się w uroczyste szaty, związały włosy w fryzury a w różnych partiach ciała przywiązały czerwone chusty. Nora widziała je wtedy, kiedy mężczyźni wyruszali na polowanie lub okraść wioski. Sama dostała jedną, i miała ją przywiązaną na czole. Zapytała się o nie na bazarze.
-Untychniło, co znaczą te chusty?
-Nasze plemię żyje długo, to znak naszego honoru, odwagi i waleczności- wytłumaczyła z dumą. Dziewczynka pokiwała głową na zgodę. Wybił dzwon, więc razem z Mednium ruszyła w stronę wschodnią. Tam znajdowało się najwięcej kobiet.
Nora wyjęła z torebki zrobionej ze starych materiałów, podpaski. Rozłożyła je na wolnym straganie, wskazanym przez kobiety z plemienia. Nie miała pomysłu jednak, jak przywołać kobiety. To zbyt wrażliwy temat, tutaj w Afryce.
Minęły prawie dwie godziny, a nikt nie zwrócił uwagi na jej stoisko. Zebrała się w sobie i próbowała przebić się przez gwar bazaru. Śpiewała, przeciągła kilka spojrzeń. Tańczyła, zdobywała coraz więcej uwagi. Nawoływała kobiety. Wreszcie. Grupka kobiet zebrała się obok niej.
-Witam, drogie panie!- powiedziała, uciszając grupkę kobiet.- zastanawiacie się pewnie, dlaczego was tu zwołałam. Chciałabym przedstawić wam, własnoręczne, wieloużytkowe podpaski.- usłyszała zdziwione westchnienia. Bingo, tutejsze kobiety najwidoczniej były bez pomocy w czasie menstruacji.- Są wykonane z chłonącego materiału. Można je prać w wodzie, a suszyć wszędzie. Wyglądają jak ozdobne chusty!- usłyszała zachwycone dźwięki kobiet.- Jedynie 180 Franków!
Zobaczyła wystające dłonie kobiet. Do wieczora sprzedawała materiały. W nocy przyjęła chłostę a rano wyruszyli w stronę Libii.
***
Nora została zabrana na podbój miasta. Spędziła już 156 dni z plemieniem. Coraz mniej przyjmowała kar i chłost. Zawiązała opaskę na czole i ruszyła z Kairem. Mężczyzna wręczył jej broń.
Ruszyła pomiędzy mężczyznami, zbliżała się noc. Było to najbogatsze plemię jakie kiedykolwiek napadli. Musiała być uważna. Wspinając się na dach jednych z domków, zauważyła biały plakat. Kojarzyła tą organizację. Raz jej rodzice zostali na nią zaproszeni. Fundacja pomagała ludziom, chorym, głodnym, biednym. Kierował ją jeden z rodziny Andersona. Bliski znajomy rodziców. Obiecała sobie że zapamięta znak organizacji. Ruszyła dalej, za chwilę ma się rozpocząć zamach. nie ma czasu.
Po pewnym czasie większość ludzi było ustawiony w równy rządek. Nora przeczesywała domy i namioty, szukając cennych rzeczy. Zaniosła worki wypełnione pieniędzmi, Ahmed przyjął woreczki i nakazał stanąć koło niej.
Zauważyła że dwie małe dziewczynki próbują wymknąć się od grupy. Zerknęła na mężczyzn z plemienia, nie zauważyli. Zawahała się. Może dostać, przez to że nie pilnowała grupy. Albo zniżyć się takiego poziomu że podkłada innych aby mieć lepiej. Dzieci odchodziły coraz dalej. Nora przymknęła oczy i przypomniała sobie o pokaleczonych plecach i stopach. Wyrwała się spod ucisku Ahmeda i chwyciła za ubrania dzieci. Przytargała je siłą do wodza. Ahmed zaśmiał się gorzko, przygniótł ją ramieniem.
-To moi drodzy, oddanie dla naszego plemienia!- zawołał. A rozbójnicy wykrzyknęli radośnie.- Brawo, ruszaj. Masz je pilnować.- dziewczyna zgodziła się. Ustawiła dzieci zaraz obok zalanej łzami matki. Przystawiła lufę do ich pleców. Poczuła znajome dreszcze na plecach, nie dawno była w tej samej sytuacji. Poluzowała uścisk na ramieniu rodzeństwa.
-Przepraszam.- powiedziała na tyle cicho że tylko rozwścieczona matka i dzieci to usłyszeli.
Po zamachu urządzili ucztę. Piwo lało się litrami. Kobiety wirowały w radosnym tańcu, a Nora siedziała w koncie baru przygarnięta przez poczucie winy.
-Dziecko, nie zadręczaj się.- poleciła starsza kobieta.- to było nieuniknione.
Z samego rana wyruszyli na północne wybrzeże Algier. Zajęło im to niemal miesiąc. Kilka razy napadli na wioski.
W jednym z większych miast Ahmed wysłał 2 posłanki i Norę, aby wysprzedały podpaski, torby i chusty. Był to dobry handel. Najpierw szukali po taniości ubrań, a następnie przerabiali na produkty i sprzedawali w innym mieście. Czasami było tak że porywali z wieszaków lub kamieni ubrania. Nora więc, jak każdego dnia sprzedaży, ustawiła się na wolnym straganie i nawoływała ludzi.
Widząc że kończy się im materiał wysłała kobiety aby weszły głębiej w bazar i znalazły tanie ubrania. Kobiety zgodziły się, poprawiły fryzury i szły uwodzić sprzedawców. Dziewczynka czując spragnienie rozejrzała się po okolicy. Zamierzała znaleźć źródło wody. Zamarła widząc znajomy znaczek. Rozglądnęła się za kobietami z jej plemienia. Nie widząc ich ruszyła w stronę portu. Było tam kilka starych statków. Ale tylko na jednym był wędrowiec. Brunetka podbiegła do niego, błagając o przewóz.
-Dziecko.- skrzywiła się na to odniesienie.- Nie mogę cię przewieź. Dobrze o tym wiesz. Chyba że..- mężczyzna zaczął niebezpiecznie się zbliżać w jej stronę. zauważyła przypięty worek do jego paska. Pirat wyjął mały pistolet. Dziewczynka pisnęła na dźwięk wystrzału. rzuciła się w bok. Pirat wydał serię strzałów. Postrzelił ją w łydkę. Nora usłyszała dzwony, ma mało czasu. Zdarła gardło ponosząc się. Chwyciła za mały nożyk schowany w bucie i wbiła go w udo pirata. Energicznie wyciągnęła broń, a z rany polała się krew. Usłyszała przekleństwa, nie przejęła się tym. Poczuła szarpnięcie za włosy. Zbój wcisnął jej głowę w beczkę z wodą.
Nora poczuła że jej gardło wypełnia się wodą. Chwyciła się drżącymi dłońmi otoczki beczki. Podcięła piratowi nogi, swoją własną stopą. Spadł na podłogę a dziewczyna chwyciła miotłę, uderzyła pirata nią w głowę. Poczuła odruch wymiotny, widząc krew i parę zębów na ziemi. Przeturlała mężczyznę za burtę, wrzucając go do czeluści oceanu.
Usłyszała krzyki. Zobaczyła dwójkę kobiet z plemienia pędzących w jej stronę. Rozwścieczone używały wszystkich sił aby dogonić dziecko. Nora w mgnieniu oka, poderwała się i nastawiła żagle.
-Dziecko, wracaj tu!- wrzeszczała jedna z nich. Były nie daleko, a żaglówka ani rusz. Nora odwiązała statek od portu. Pociągnęła sznur od największego z żaglu, uciekła najdalej jak pozwalała jej żaglówka i naprężyła linę z całych sił. Statek złapał wiatr. Po chwili odpłynęła tak daleko że kobiety nie mogły jej dorwać. Dziewczyna odetchnęła dopiero gdy chwyciła za ster.
Jest wolna! Przynajmniej od Afryki. Poczuła gulę w gardle na widok ciemnych chmur. Miała nadzieję że nie zwiastuje to sztormu, tym bardziej, że o żaglówkach nie ma pojęcia. Nakierowała ster na północny- zachód. Ma w planach dotarcie do Europy.
CZYTASZ
Daughter of Africa
FanfictionNora Davis to zaginiony odłamek układanki rodu Anderson. Dziewczyna która przeżyła wstrzymujące oddech historie, wyrusza odnaleźć bliskiego znajomego zmarłych rodziców,Ethana Andersona. Czy uda się jej wykonać ten cel?