Obudziłem się następnego ranka. Powoli podniosłem powieki, wydostając się ze stanu błogiego snu. Cudowne uczucie. Przez pierwsze kilka sekund niezbyt rozpoznawałem miejsce, w którym byłem. Był to jednak mój salon. Słońce wdzierało się do niego przez przeszklone ściany. Zacisnąłem powieki ciasno. Dopiero po minucie leżenia w ciszy obudziły się moje zmysły. Uniosłem brwi leniwie, chciałem przystosować wzrok do intensywnego światła dziennego. Na moim nagim ciele niechlujnie leżały masy dokumentów które czytałem wczoraj. Całą wiedzę, każdy dowód, ba, wypowiedź, których mam użyć jutro w sądzie, nauczyłem się na wyrywki. Jestem perfekcjonistą, i nie mam zamiaru się zmieniać. Stary człowiek nie lubi zmian.
Rękoma odgarnąłem wszystkie kartki papieru spoczywające na mojej skórze. Jak już mówiłem, nagość nie sprawiała mi żadnego dyskomfortu. Makulatura z szelestem spadła na podłogę. Jeszcze przez chwilę zastanawiałem się nad jednym z dowodów w sprawie Włocha, ale ostatecznie powiedziałem cicho, sam do siebie:
-"Jebać to" - po czym energicznie zeskoczyłem z sofy. Każdy mięsień i kość mojego organizmu była nierozciągnięta. A uczucie rozciągania się po przebudzeniu jest jednym z lepszych, takie drugie miejsce, zaraz po seksie.
Rozciągałem się do momentu chrupnięcia jednej z kości w lewej nodze. Ups. Wydałem z siebie tylko cichy pomruk. Złożyłem obie dłonie w pięści, strzelając kłykciami. Idealnie. Zacząłem iść w kierunku kuchni, która znajdowała się tuż po mojej prawej. Koncepcja mieszkania była otwarta i nowoczesna, w ciemnych kolorach, tak, jak lubiłem. Podszedłem do blatu przy wyspie kuchennej, pochyliłem się nad zlewem. Palcami lewej dłoni złapałem miernik do podlewania kwiatów. Dracena musi mieć co pić. Podlewałem ją zawsze w czwartki. Prawą dłonią odkręciłem zlew, a po pięciu sekundach lania się ciurkiem wody gwałtownie wyłączyłem kran. Uniosłem napełniony do połowy pojemnik z miarką, do wysokości moich oczu. Sto pięćdziesiąt mililitrów. Rozkosznie.
Po podlaniu draceny i skrupulatnej kontroli liści zacząłem iść w stronę garderoby. Nie byłem pewny co do ilości i stanu moich koszul, a jutro ma się odbyć jedna z ważniejszych rozpraw. Którą i tak wygram. Wszedłem do ciemnego pomieszczenia, w którym każda szafa i półka robiona była na wymiar. Było przestronne. Słysząc moje kroki czujka włączyła wszystkie ledowe oświetlenia, zamontowane w głębi mebli. Cicho włócząc nogami dostałem się do jednej z szaf. otworzyłem ją. Lewą dłonią trzymałem drzwiczki, prawą przesuwałem po materiałach następujących garniturów i marynarek, szukając jakiejkolwiek koszuli. Żadnej nie było. Ściągnąłem brwi, a w środku czułem, jak wszystko się gotuje. Chyba, kurwa, pierdolisz. Żadnej pieprzonej koszuli. Próbowałem trzymać nerwy na wodzy, jednak to cięższe, gdy każdą emocję wyładowujesz na biciu czegokolwiek, co stanie ci na drodze. Zacisnąłem ciasno palce lewej dłoni na drewnianych drzwiczkach szafy, do momentu, w którym kłykcie zrobiły się całkowicie białe. Jak, do kurwy, znajdę koszulę na jutro. Co się w ogóle z nimi stało? Prawdopodobnie ta nowa pani sprzątająca nie zna kompletnie mojego grafiku.
Pamiętaj, co mówił Jacob. Złość nie jest wyjściem, a przemoc nie jest rozwiązaniem.
Zamknąłem oczy, otworzyłem usta. Powoli zaciągnąłem się powietrzem o zapachu nowych ubrań panującym w całej garderobie. Ostudziłem tym samym gniew. Powietrze wypuściłem nozdrzami. Otworzyłem ślepia, następnie, wkurwionym; sprzecznym, do moich ówczesnych emocji, sposobem, zacząłem iść przez cały apartament. Muszę zadzwonić do Oli'ego.
Oli to mój asystent. Prawie przyjaciel. Poznałem go na studiach prawniczych, oczywiście, na Cambridge University. Tak chciał tata, a ja nie umiałem się mu sprzeciwić. Wracając, Olivier, bo takie jest jego imię, to Kanadyjczyk. Niesamowicie inteligentny, niebieskooki blondyn, który jako jeden z nielicznych mnie rozumiał. Szanowałem go. Gdy znajdowałem się już w przedpokoju wyciągnąłem z kieszeni wczorajszego smokingu telefon. Czarny iPhone czternastka. Etui z klapką, wygodniej, niż bez. Nie mogłem zrozumieć ludzi, którzy ochraniali swoją komórkę tylko od tyłu i boków. Mimo, iż miałem pieniądze, szanowałem swój dobytek.
Kciukiem przytrzymałem przycisk boczny smartfona, na bardzo krótki okres czasu. Ekran blokady był kompletnie czarny, a czcionka i kolor godziny i daty były białe. Wszystko widać dokładnie i wyraźnie. Odblokowałem urządzenie czterocyfrowym kodem, który stanowił datę moich urodzin. Prosty kod, ale miał służyć mnie, prawnikowi, z pieprzoną kancelarią na plecach. Wybrałem numer Oli'ego, po czym przyłożyłem telefon do ucha. Wkurwiał mnie sam dźwięk oczekiwania na połączenie. Przełknąłem cicho ślinę. W tym momencie usłyszałem okropnie zdenerwowany i nerwowy głos Oliviera:
-"Ethan, do jasnej kurwy, nie teraz, błagam!" - jego głos trząsł się, a on nie mówił, lecz krzyczał, co spowodowało u mnie kurewsko wielkie zdziwienie.
-"Olivier, co się do chuja, odpierdala?" - wymruczałem do telefonu zmęczonym, aczkolwiek spokojnym głosem. Co on, rodził? Ja pierdolę. Wyprostowałem swoje ciało, aby się nie garbić, słuchając kolejnych jęków Kanadyjczyka:
-"Dziecko mi się, kurwa, rodzi!!" - tym razem krzyknął. Jednak rodził. Powiedział to tak głośno, że odsunąłem urządzenie od ucha, mrugając. Nie miałem pojęcia, co powiedzieć do rozkurwionego na cztery strony świata czterdziestolatka, o którego żonie nie miałem pojęcia, że jest w ciąży. Chyba mi coś wspominał, ale nie jestem pewny. Nie miałem wyrzutów sumienia, dlaczego miałbym je mieć? Nie mój interes.
-"Umm.. Najlepszego?" - Pierwszy raz od długiego czasu zająkałem się. Na prawdę nie wiedziałem, co powiedzieć. No bo co ja mogłem, kurwa, oznajmić? "Olivier, wybacz, ale zapomniałem"?. Zajebiście. Odsunąłem telefon od małżowiny a następnie rozłączyłem się. Rozejrzałem się po przedpokoju. Złość znów się we mnie tliła. Chyba będę musiał osobiście jechać do centrum handlowego i kupić sobie koszulę. Nie byłem w galerii handlowej od 3 lat; od momentu założenia w Nowym Jorku Hughes&Bennet. Wszystko robili za mnie podwładni. Otwartą dłonią przejechałem sobie po twarzy w geście załamania.
-"Zaje, kurwa, biście" - wymamrotałem pod nosem z irytacją, obserwując własną dracenę, która spokojnie łapała w salonie promyki słońca. Też bym tak chciał. Westchnąłem. Wlekłem i tak już gołymi nogami po podgrzewanej podłodze w kierunku garderoby, brwi pozostawiłem uniesione. Nie cierpię nieładu.
***
Galeria handlowa Barclays Center Mall ku mojemu zdziwieniu nie była przepełniona. Nie miałem zielonego pojęcia czy w tak małym i niezbyt luksusowo wyglądającym centrum handlowym znajdę choć jeden markowy sklep z męską odzieżą, jednakże jechałem tu dwadzieścia minut, mimo, ponieważ było najbliżej, a mi nie chciało się szukać większego. Wszedłem do środka po przełknięciu śliny. Gdy już znalazłem się wewnątrz budynku rozejrzałem się dookoła. Nie ma kurwa opcji, że będzie tu jakiś przyzwoity sklep. Rozglądając się po prawej zauważyłem lustro jednego ze sklepów. Mój strój był niecodzienny.. Czułem się dziwnie w szarych dresach od Nike'a i butach, które mam zaszczyt zakładać tylko na siłownię. Odwróciłem wzrok od własnego odbicia, po czym ruszyłem przed siebie. Po siedmiu minutach szukania droższego butiku odnalazłem jedyny, kompletnie pusty Gucci Store. Muszę przyznać, że gdy tylko dostrzegłem logo marki zrobiło mi się lżej na sercu. Nie, nie przesadzałem.
Wstąpiłem do środka zdecydowanym krokiem. Musiałem wyglądać jak kompletny idiota w szarych ubraniach roboczych, w takim sklepie. Wyraz mojej twarzy jak zawsze pozostał niezmienny, to znaczy bez wyrazu. Zignorowałem spojrzenie ekspedientki. Spacerowałem w głąb Gucci Store podczas gdy moje oczy spokojnie szukały jakiejkolwiek białej koszuli, nadającej się do założenia pod jeden z moich smokingów. Zauważyłem na oko lnianą koszulę z kieszonkami na piersiach, jeden z manekinów był w nią ubrany. Zrobiłem kilka kroków w jego stronę, jednocześnie wyciągnąłem rękę, chcąc dotknąć materiału. Przesunąłem po tkaninie lekko palcami. Tak, len. Idealnie. Podniosłem wzrok z manekinu na blat za którym miałem zobaczyć ekspedientkę. Niestety jej tam nie było. Kurwa. Zacząłem się rozglądać. I to było właśnie wtedy. Wtedy mój wzrok zatrzymał się na niej.
CZYTASZ
Pure Lust (18+)
RomanceEthan Bennet jest synem jednego z najbardziej rozpoznawalnych i najbogatszych prawników w Anglii. Prowadzi amerykański odpowiednik kancelarii swojego ojca na Brooklyn'ie. Jego życie jest pełne zimna, pieniędzy, prawa i bezduszności. Wychowywał się b...