Mężczyzna blady jak ściana wypuścił przeciągle powietrze, dy wreszcie po takim czasie był z powrotem w swoim mieszkaniu bez ciągłego towarzystwa mnóstwa ludzi. Naprawdę dziękował Gregory'emu oczywiście znajdującemu się tuż obok niego, że pogadał on z Carbonarą przekonując go, że zdecydowanie muszą już zakończyć swoją obecność na weselu. Całe szczęście czuł się znów lepiej, więc mimo propozycji szatyna, że ten mu pomoże wejść Erwin uparcie wolał iść sam chcąc czasami ciągle pojawiły mubsie mroczki przed oczami. W ciągu kilku ostatnich godzin wydarzyło się tyle, że nie potrafil aż uwierzyć, gdy zobaczył ubrania leżące na ziemi, które jak jeszcze nie dawno mu się wydawało sam porozrzucał próbując ukoić emocje. Wydawało mu sie to tak odległe. Nie rozmawiali za dużo, a wręcz unikali kontaktu wzrokowego wprawiając tylko Vasqueza, który ich odwoził w niekomfortowe uczesnictwo w tym wszystkim. Siwowłosy natychmiastowo usiadł w przedsionku by zdjąć buty i próbował wymyślić sposób jak zaczął rozmowę z Gregorym. Wiedział, że ten jest wkurzony, że mimo, że obiecał ten sięgnął po narkotyki, ale próbował to zatuszować zważając na to w jakim stanie Erwin był chwilę wcześniej. Chyba zamiat tego wolał by już, żeby ten zaczął się na niego drzeć co chociaż trochę przywróciło by to wszystko do normalności. Irytował go jak spokojny policjant był I jak bez słowa ruszył w stronę sypialni siwowłosego dobrze pamiętając układ domu siwowłosego, chociaż nawet nie pamiętał kiedy się tego nauczył. Gregory był zmęczony, a oczy zamykały mu się samoistnie sprawiając, że niemal trzy razy zabił się o nieporządek typowy dla swojego męża. Montanhe aż oblewał pot na samą myśl, że miałby naprawdę z Erwinem zamieszkać bo chyba niw potrafiłby wytrzymać takiego burdelu.
Gdy tylko zapalił w pomieszczeniu światło parsknął niedowierzającym śmiechem, gdy zobaczył co ich wedding planerki przygotowały w tej biednej sypialni: dosłownie wszędzie porozsypywane były jakieś czerwone płatki kwiatów, a Gregory tylko złapał się za głowie uświadamiając sobie czemu Hank pytał o jego ulubione kwiaty. Jakim cudem on wtedy uznał to za normalne?! Na samym łóżku stał jakiś koszyk, a szatyn aż obawiał się podejść i zobaczyć na jaki pomysł wpadli pojebani koledzy Erwina. W koszyku znajdowały prezerwatywy, lubrykanty, a nawet, gdy poszukał trochę głębiej trafił na kajdanki z czerwonym futerkiem.
— Co to kurwa jest?! - parsknął siwowłosy, gdyż wszedł do pomieszczenia i wzorkiem przeleciał po znajdujących się na komodzie zapalonych świeczkach, niemal wszędzie znajdujących się kwiatków i na koniec koszu — Co za idioci... serio kurwa co to jest?! — dodał, gdy podszedł do szatyna i zaczął powili przeglądać zawartość koszyka
Siwowłosy nie miał pojęcia co z sobą zrobić czując jak z każdą chwilą niepokój czyha by wybuchnąć i całkowicie przejąć jego ciało. A nie chciał, żeby się tak stało. Nie przy Montanhe. Kompletnie przytłoczony tylko kiwnął głową, gdy Gregory spytał czy może wziąć coś z szafy i opadł na łóżko z premedytacją zrzucając koszyk na ziemię, czując z tego powodu jakąś dziwną satysfakcję. Miał ochotę rozwalić coś jeszcze uświadamiając sobie jaką ulgę mu to dawało. Gdyby mógł wróciłby teraz na wesele i na oczach wszystkich tam jeszcze pozostałych i świetnie bawiących się gości rzucić bombę prosto w przeróżne ozdoby na których widok niemal chciało my się wymiotować. Prawdopodobnie był też ciągle zestresowany i przedawkował narkotyki chociaż teraz nie brał tego pod uwagę. Gdy tylko Montanha zniknął za drzwiami Erwin natychmiastowo poczuł jak wszystkie jego emocje kumulują się w jednym momencie.
Nie był pewny ile czasu trwał w bezruchu, ale nagle jego kości niezmiernie zaczęły go boleć, więc wyją z marynarki paczkę papierosów I nie chcąc zaśmierdzieć powietrza w środku wydostał się na balkon. Czerwcowe powietrze przyjemnie otulìło jego ciało pomagając mu odciąć się od rzeczywistości i swoich myśli. Dopiero po czasie uświadomił sobie, że ślub mu przeszkadzał bo nazwali to operacją biznesową, a cała otoczka w okół niego wydawała się bardziej sztuczna niż nawet całe społeczeństwo Los Santos. I gdyby wreszcie wyznał to ck schował gdzie głęboko będąc przerażony co pomyśli sobie Gregory pewnie wyglądałoby to kompletnie inaczej. Nowością nie było, że szatyn był dla niego przystojny i wpasował się w jeszcze nieistniejący wtedy typ mężczyzny siwowłosego. Jeśli miałby być szczery to jeszcze przed poznaniem policjanta nawet by nie pomyślał, że facet może mu się spodobać nie tylko fizycznie, ale i charakterem. Na początku Erwin okropnie walczył i wypierał, że lubił spędzać czas z Montanhą ciągle obawiając się prawdopodobnych powikłań w związku z tym wyznaniem. W takim momencie zawsze przed twarzą mu siw pojawiła relacja Zakszotu, który może i z tego żartów, ale Erwin był przekonany, że gdyby miałby być między nimi coś prawdziwego to zdecydowanie by się im to nie podobało. Potem zawsze myślał co pomyślałby sobie szatyn, a ten cichy głosik, który dziś był aż nad aktywny szeptał mu, że ten na pewno by go pozostawił samego. Na samą myśl o odtrąceniu niemal natychmiastowo przed oczami pojawiali się mu jego rodzice zostawiający go na pastwę losu, następnie większość jego znajomości przez życie, a na koniec Eva, która wydawała się nawet nie zauważać, że siwowłosy mimo wszystko miał emocje. Może i było to też trochę jego wina, gdyż zwykle usilnie je ukrywał chcąc grać w grze jaka zgotował mu los, bo zdecydowanie miasto w którym żył litościwe nie było.
CZYTASZ
Promise?| MORWIN
FanfictionKrótki (a może nie?) Two shot o ślubie Morwin. Błyszczące złote obrączki niezmiernie przypominały im w co się właśnie wplątywali. Głośne rozmowy, szepty, plotki i niby dyskretne spojrzenia ciągle zaćmiewały ich umysł sprawiając, że obydwoje coraz ba...