Podział

32 7 26
                                    

— Zdajesz sobie sprawę, że Bieszczady to najbardziej dzikie góry w Polsce? — spytała Klara Daniela. — Żyją tu rysie, niedźwiedzie, wilki... nie mówiąc już o żmijach zygzakowatych!

Dziewczyna aż wzdrygnęła się na samą myśl.

— Kto jak kto, ale ty z pewnością wiesz, jak postępować podczas ewentualnego spotkania z którymś z dzikich zwierząt — odparł Francuz, sznurując buty. — Pomijając oczywiście fakt, że każdy z nas może osłonić się Mocą, więc tak naprawdę poza wypadkiem, gdybyśmy masowo stracili przytomność, mamy niemal stuprocentowe szanse na wyjście cało z podobnej sytuacji.

— „Niemal stuprocentowe"? — pisnęła Klara.

Daniel podniósł wzrok i posłał jej krytyczne spojrzenie.

— Nie spodziewałem się, że akurat ty będziesz bała się wędrówki po górach.

— Nie znasz jej tak dobrze, jak ci się wydaje — wtrąciłam, wychodząc przed dom. — Klara kocha przyrodę, ale tylko na własnych warunkach.

— Zdrajca — mruknęła ruda.

— Wytrzymasz. — Tym razem to Gerard dołączył do rozmowy. Poprawił szelki plecaka i zarządził wymarsz. — Im szybciej znajdziemy się wśród drzew, tym lepiej. Zanosi się na koszmarny upał.

Trudno było się z tym nie zgodzić. Ledwo minęła siódma rano, a już było bardzo ciepło. Również prognoza pogody ostrzegała przed wysokimi temperaturami. Przeniosłam wzrok z bezchmurnego nieba na Gerarda. Odwzajemnił spojrzenie.

— Chodźmy — powiedział, uśmiechając się. Promienie słońca igrały w jego włosach o cynamonowym połysku. — Kierujemy się na południe.

Tylko on wiedział, dokąd zmierzamy. Poprzedniego dnia ustalił trasę wędrówki w taki sposób, by zminimalizować ryzyko natknięcia się na innych turystów. W końcu głównym celem dzisiejszej wyprawy był trening w terenie. Myśl, że nareszcie nie będę musiała się ograniczać w użyciu Mocy, była ekscytująca.

Udaliśmy się we wskazanym przez Gerarda kierunku. Po dłuższym spacerze rzeczywiście weszliśmy pomiędzy drzewa. Poszycie było tu gęstsze niż wokół użyczonego nam domu. Zewsząd dobiegał świergot ptaków, a w oddali słychać było kojący szum górskiego potoku. Rozgarnialiśmy bujne paprocie stopami obutymi w ciężkie, górskie trapery, wywołując tym samym nieustanny szelest.

Klara rozglądała się bacznie dookoła.

Nagle rozległ się głośny, suchy dźwięk. Dziewczyna aż podskoczyła.

— Uspokój się — syknął Daniel. — To tylko gałąź.

Skalimowska zacisnęła usta i powstrzymała się od komentarza.

Wymieniliśmy z Gerardem rozbawione spojrzenia. Petri miłosiernie postanowił zmienić temat.

— Gdy dojdziemy do kolejnego rozstaju dróg, rozdzielimy się na grupy. Jedna pójdzie górą, druga dołem. Dostaniecie mapy. Która grupa jako pierwsza znajdzie się w miejscu docelowym, wygrywa. Dodatkowe punkty będą przyznawane za używanie Mocy w sytuacjach, które będą tego wymagały, jak choćby przebycie rzeki w miejscu, gdzie normalnie nikt by się na to nie porwał. Oczywiście z poszanowaniem zasad bezpieczeństwa, żebyście się nie pozabijali.

— Są przewidziane jakieś nagrody? — spytała Klara z nagłym zainteresowaniem. — Nie wzgardziłabym słodyczami... — Rudowłosa się rozmarzyła. — Jak czekolada z orzechami, ta z okienkiem...

Gerard roześmiał się cicho, płosząc jakiegoś ptaka.

— Dobrze, jeśli twoja drużyna wygra, pojadę po to, na co będziesz miała ochotę.

TOM II. Dziedziczka Pierwszego ŚwiataWhere stories live. Discover now