Cały dzień spędzony w rozgrzanym samochodzie zdecydowanie nie należał do udanych. Pech chciał, że klimatyzacja była zepsuta, a aktualnie nie było nas stać na jej naprawę. Jechaliśmy więc z opuszczonymi szybami.
Droga przez mniejsze miasta, lasy i pola nie była najgorsza, można nawet powiedzieć, że była przyjemna. Za to jazda z otwartymi oknami przez autostrady doprowadzała mnie do szaleństwa. Huk wiatru i pędzących samochodów przedzierał się nawet przez moje słuchawki, których głośność była ustawiona na najwyższą.
Przez większość podróży nie rozmawiałem z mamą. Kiedy uszy zaczynały boleć mnie od słuchawek, a głowa stawała się nieprzyjemnie ciężka od głośnej muzyki, sięgałem po "Pet smentary" Stephena Kinga.Miałem już okazję czytać tę powieść oraz zobaczyć ekranizację z 1989 i, niestety, z 2019 roku.
O ile uwielbiałem wersję z 1989, tak po obejrzeniu nowej miałem ochotę wyrzucić laptop przez okno, a prequela z 2023 nawet nie miałem zamiaru oglądać.
Zdecydowanie byłem zagorzałym fanem klasyków i nowe wersje rzadko mi się podobały. Byłem wobec nich, delikatnie mówiąc, mocno krytyczny.
Takie same odczucia miałem przy ekranizacji "It". Wersja z 1990 roku skradła moje serce. Potrafiła wywołać lęk i niepokój, trzymać w napięciu. Za to wersja z 2017 i 2019 bardziej mnie śmieszyła i zażenowała.Irytowało mnie, że w dzisiejszych czasach nie ma już prawdziwych "strasznych" horrorów. Producenci mają przecież ogromne możliwości. Dzisiejsza technologia pozwala im dosłownie na wszystko, a nikt nie potrafi tego dobrze wykorzystać. Każdy "horror" pokazywany w kinach opiera się na tym samym: na jump scare-ach. Nagły głośny dźwięk po chwili ciszy, pokazująca się dłoń, twarz lub sylwetka za plecami bohatera. Jednym słowem: BANAŁ.
Większość z nich jest mocno przewidywalna. Każdy fanatyk horrorów, taki jak ja, będzie w stanie przewidzieć nie tylko jump scare, ale i całą fabułę filmu. Jedynie osoby, które nie oglądają takich filmów na co dzień, wystraszą się takiego chłamu.Patrząc na okładkę książki, przypomniały mi się straszne historie, o których opowiadał mi ojciec, kiedy miałem sześć lat. Każda z historii była mieszanką kilku horrorów i innych filmów, lub zwyczajnym streszczeniem całego filmu, do którego tata dodawał swoje wstawki.
Jedna z takich historii opowiadała o grupce nastolatków, którzy wyjechali do chatki wuja, która znajdowała się w środku lasu.
𝑶 𝒊𝒓𝒐𝒏𝒊𝒐...
W domku natrafili na starą piwnicę, w której ukryte były słoje z ludzkimi kończynami i narządami. Grupkę nastolatków ścigały wielkie roboty lub kosmici, którzy za pomocą laserów zamieniali ludzi w proch. Ci, którym udało się przeżyć, odkryli tajne drzwi prowadzące do dżungli.
W tym momencie historia się urywała, a obiecywany ciąg dalszy, nigdy nie następował, ponieważ tata nie potrafił wymyślić dalszej części. Ta historia była połączeniem filmów "Cabin in the woods" reżyserii Jossa Whedona, "The war of the words" Byrona Haskina, "Jumanji" Joe Johnstona i podobno do "Indiana Jones and the temple of doom". Chociaż nie przypominam sobie w tej historii żadnego nawiązania do przygód słynnego archeologa.
Dopiero, gdy tata pokazał mi te filmy, zrozumiałem, że historie są ich mieszanką. Wcześniej myślałem, że sam je wymyśla.Opowieść na podstawie "Pet smentary" była moją ulubioną. Nie pamiętam zbyt wiele, ale jedną z różnic między filmem, a historią było to, że w wersji taty chłopiec nie stał się mordercą, a przypominał coś w rodzaju zombie. Po usłyszeniu tej historii bałem się schodzić do piwnicy, obawiając się, że znajdę tam ubłocone i pokryte czerwiami zwłoki małego chłopca.
𝑰𝒍𝒆 𝒃𝒚𝒎 𝒅𝒂ł, 𝒛̇𝒆𝒃𝒚 𝒘ł𝒂𝒔́𝒏𝒊𝒆 𝒏𝒂 𝒄𝒐𝒔́ 𝒕𝒂𝒌𝒊𝒆𝒈𝒐 𝒕𝒓𝒂𝒇𝒊𝒄́...

CZYTASZ
Jezioro was nie zapomni
Teen FictionPo samobójczej śmierci ojca, Bastian odsuwa się w mrok i zakłada na szyję łańcuch z zamkniętą kłódką, która symbolizuje brzemię, jakie na nim ciąży od tragicznego wydarzenia. Ze względu na pracę matki, siedemnastolek zostaje zmuszony do przeprowadz...