Uśmiechałam się pod nosem, kiedy usłyszałam śpiew ptaków zza okna. Przetarłam oczy i otworzyłam najpierw prawe później lewe. Mój uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, kiedy zobaczyłam piękne promienie słońca, które wpadły przed otwarte okno mojego pokoju. Tak pokoju, bo nie będę nazywać tego komnatą. Odgarnęłam z twarzy swoje brązowe długie włosy i przewróciłam się na drugi bok ponownie zamykając oczy.
- Panienko Rose! Panienko Rose! -krzyk pokojówki nie wskazywał na nic dobrego. Darła się od rana do nocy. "Panienko Rose, a może kawy? Panienko Rose, nie za krótka ta suknia? Panienko... Kto tak mówił? Panienko Rose? Dziwne czasy.
- Tak Margot już wstałam. Jeżeli chcesz zapytać, czy chcę kawy to tak chcę, ale zrobię sobie sama. - powiedziałam, kiedy kobieta weszła do mojego pokoju.
-Pani Elizabeth kazała zawołać do jadalni. Już pora na śniadanie. Kawa już czeka zaparzona. - dodała kobieta, a następnie pokłoniła się i wyszła. Westchnęłam ciężko i przyłożyłam sobie poduszkę do twarzy, bo zdałam sobie sprawę, że to nie był sen, a codzienność.
Cześć, jestem Rose. Mam dwadzieścia lat i wszyscy mi się kłaniają. Czy jestem księżniczką? Na papierze tak. Lubię słodkie różowe wino, które moja mam uważa za znieważenie tradycji, papierosy i białe róże. Nie mam nic wspólnego ani z hrabią ani z księżniczką. No nie licząc sukien do kostek.
Poza tym pragnę się zakochać z wzajemnością. Pragnę mieć mężczyznę, który będzie moim spokojem, moją miłością i przede wszystkim przyjacielem. Ale to wiem tylko ja i cztery ściany mojego pokoju.
Po wielu przemyśleniach wstałam z dużego łóżka i białej koszuli nocnej z koronki pobiegłam do jadalni. Denerwowało mnie to, że w domu, a właściwie pałacu było tyle ludzi. Służba kręciła się tutaj cały czas, strażnicy stali przy drzwiach i gapili się ją wszystkich, kucharz robił za słoną jajecznice... Boże! Mamy dwudziesty pierwszy wiek!
-Rose...- zaczęła moja mama, kiedy weszłam do jadalni. Kobieta siedziała przy końcu stołu, obok niej siedział mój brat, a moje miejsce było naprzeciwko niego. Przy drugim końcu stołu zawsze siedział tata, ale musiał wyjechać, by zająć się sprawami w swoich rodzinnych stronach. -Nie wypada schodzić tak na śniadanie. - upomniała mnie, ale ja nawet już nie zwracałam na to uwagi. Nie lubiłam tych sukien mimo że musiałam w nich chodzić. Wybierałam raczej takie proste, skromne. W odróżnieniu od mamy, która chodziła do krawcowej po nową suknię codziennie w dodatku o tej samej porze.
W ciszy zajęłam swoje miejsce i zabrałam się za jedzenie śniadania. Kątem oka spojrzałam na brata, który był cały czas uśmiechnięty.
-A tobie co Luke? - zapytałam nie mogąc wytrzymać z ciekawości. Bart uniósł na mnie wzrok i wzruszył ramionami.
-Nic. Po prostu cieszę się z dzisiejszego balu u królowej Penelope. Będzie dobre towarzystwo. - i mimo, że kompletnie zapomniałam o balu, na którym wręcz powinnam się pojawić, to zastanawiałam się co miał na myśli, jeśli chodziło o dobre towarzystwo.
Cóż dowiedziałam się dopiero na miejscu...
-Rose musimy jechać za chwilę do krawcowej. Twoja suknia jest gotowa.- suknie, krawcowa, bal. To wszystko był dla mnie strasznie męczące. Biorąc pod uwagę to, że byłam jedną z najpiękniejszych dziewczyn w królestwie to bale mi nie sprzyjały. Za każdym razem mężczyźni prosili mnie o taniec, a ja odmawiałam. Żaden, ale to absolutnie żaden nie wpadł mi w oko. Królowa uważała, że powinnam wyjść za mąż z miłości, bo czasem wtedy , kiedy nie było jej syna odwiedzałam ją dowiedziałam ją wraz z mamą. Były przyjaciółkami. A moja mama uważała, że powinnam znaleźć kogoś kto zapewni mi godne życie i stworzy ze mną rodzinę. Zastanawiacie się pewnie jak tylko jest, że moja mama i królowa się przyjaźnią? Ja nie wiem do tej pory. Nigdy nie poznałam tej historii.
CZYTASZ
lawendowe wzgórze-książę współczesnych czasów
RomanceDwudziestoletnia Rose od dziecka została wychowywana na prawdziwą damę z zasadami. Wpajano jej, że kiedy dorośnie musi znaleźć męża, który da jej dzieci i wszystko czego tylko będzie pragnęła. Nikt jednak nie mówił o miłości, a to właśnie jej Rose p...