Flo:
Nadal pamiętam śmierć mojej pierwszej złotej rybki.
Nazwałem ją, w sumie nie pamiętam już czy to była ona czy on, Ole. Dostałem ją jako prezent na moje szóste i zarazem pierwsze urodziny jakie spędziłem mieszkając u babci.
Było to dla mnie wtedy najważniejsze i zarazem najcenniejsze stworzenie na całym świecie.
Spędziłem z nią dwa lata. Lecz jak to się niestety na świecie zdarza i na pewno nie powinno tak wstrząsać człowiekiem jak wtedy mną, odeszła.
Wróciłem ze szkoły i tak jak codziennie przez dwa lata, szybko pobiegłem nakarmić Ole.
Ujrzałem ją i roześmiałem się, rozbawiony tym jak śmiesznie spała, tak do góry brzuchem troszkę bardziej przy tafli wody. Postanowiłem od razu pobiec do mojej starszej siostry, z zamiarem pokazania jej tego "śmiesznego" dla mnie w tamtej chwili zjawiska.
"Gaba!! musisz szybko zobaczyć jak Ole śpi hahhah!!" - wydarłem się do siostry ciągnąc ją za rękaw szarej bluzy.
"co ty mówisz Florianie? Przecież widać gołym okiem że on... zdechł. Zobacz teraz jego martwe ciało unosi się przy powierzchni. Jesteś strasznie głupi." - powiedziała zawiedzionym głosem Gaba gdy zajrzała do akwarium i nie zobaczyła tam nic fantastycznego ani godnego jej uwagi - "To powinno wydarzyć się już dawno. Dobrze że ta głupia ryba w końcu zdechła, a poza tym babcia i tak powiedziała że wydajemy na karmę dla niej odrobinę za dużo."
Wbiło mnie w ziemie.
"Gaba... co ty mówisz..? Jak m-możesz tak mówić?!" - wydarłem się roztrzęsionym głosem. Poczułem jak oczy zaczynają mnie szczypać gdy powoli uświadamiałem sobie wszysto. Zacisnąłem moje małe dłonie w piąstki.
"W-wyjdź stąd."- jęknąłem, a głos mi się zachwiał gdy wymówiłem te słowa. Zaraz nie wytrzymam, jak Gaba może mówić o tym w taki sposób?
"No boże weź to tylko ryba, oh co ty... płaczesz?" - powiedziała blondynka ze nieukrywanym zaskoczeniem i zdekoncentrowaniem wymalowanym na twarzy.
"Uh n-nie!! Idź sobie stąd już!! " - szybko wytarłem zaszklone oczy i z furią oraz żalem wypchnąłem Gabę za drzwi.
Ole nie żyje.
Źródło mojego szczęścia pływa martwe.
Już nigdy nie będę tak samo szczęśliwy jak przez te lata spędzone z moim ukochanym zwierzęciem.
To był drugi i ostatni raz w moim wtedy ośmio letnim życiu kiedy świadomie płakałem. Choć może wydawać się to śmieszne i dziwne to tak.
Płakałem przez jakąś "głupią rybę".
𓆝𓆞𓆟𓆜𓆛
Hubert był dla mnie jak Ole.
Jak moja złota rybka.
Dawał mi szczęście, lecz było ono tak krótkie i kruche że miałem ochotę płakać. Nie robiłem tego. Dusiłem smutek i nieubłaganie rosnące uczucie miłości w sobie przez osiem lat naszej znajomości, byłem w tym dobry.
Nienawidziłem siebie, za to jak desperacko za każdym razem pragnąłem utrzymać to uczucie szczęścia i jakiegoś uczucia między nami dłużej, dobrze wiedząc że jest to niemożliwe i trudne.
Nie z moim i jego charakterem. Zawsze któryś z nas musiał coś zepsuć, a naprawa zajmowała długie dni. Czułem że mam mało czasu. Panikowałem.
Rzecz biorąc od początku znajomości mieliśmy z blondynem bardzo dziwną relacje. Nie mam pojęcia jak to nazwać i myślę że Hubi też ma z tym problem, jeśli w ogóle nad tym rozmyśla, w co raczej śmiem wątpić.
To była relacja typu: "jesteśmy przyjaciółmi, ale zbyt często staje się zbyt intymnie między nami, albo to tylko jakieś moje urojenia, ale flirtujesz oraz robisz dwuznacznie wyglądające rzeczy ze mną gdy tylko nadarza się okazja a później się z tego śmiejesz jakby miał to być jakiś kiepski żart, tylko że mi wcale nie jest do śmiechu i niby można powiedzieć że dobrzy przyjaciele zachowują się tak często dla żartów, ale ja za każdym razem czuje się rozerwany razem z moim naiwnym sercem. Wymuszam uśmiech i śmiech na te "żarty", mam ciebie serdecznie dość więc się dotkliwie kłócimy po czym potrafimy nie odzywać się do siebie przez dobre kilka dni, a w końcu po kilku dniach od sprzeczki znowu jesteśmy jak papużki nierozłączki i najlepsi przyjaciele."
To wszystko sprawia że mam ochotę krzyczeć i wymiotować emocjami z ich nadmiaru ale też pragnienia więcej. Ze kazdym pieprzonym dniem u jego boku. Uwielbiam to i nienawidzę.
Wszystko to się powtarza i powtarza. Zatem tkwimy w takim błędnym kole. Mam już powoli dość. Ogarnia mnie jeszcze większa panika, nienawidzę uczucia paniki całym sercem.
Nie chciałem by blondyn sprawiał że zaczynam czuć się źle, chciałem na odwrót, by częściej sprawiał że się uśmiecham, ale tak szczerze.
Wiem że muszę kiedyś zrobić coś, co zaburzy przebieg zdarzeń i wprowadzi nowy schemat do kawałku naszego wspólnego życia, naszego błędnego koła, ale strasznie się obawiam o to że zepsuje tym całą naszą i tak już chwiejną oraz niełatwą relacje. To jak próba zmącenia wymęczająco i długo tworzonego wira wodnego. Nigdy nie masz pewności czy może przypadkowo zatrzymasz go na zawsze lub czy w nim nie utoniesz.
Wydaje mi się że już w nim utonąłem.
𓆝𓆞𓆟𓆜𓆛
Nie wiem czy coś z tego wyjdzie i czy ktoś będzie chciał to czytać, ale i tak już za dużo zwlekałam z publikacją :p
Mam nadzieje że zapowiada się choć trochę zachęcająco :p
CZYTASZ
You're like a Goldfish // bxb
Teen Fiction𓆡𓆝𓆞𓆟𓆜𓆛 -Zawsze kochałem złote rybki. -Co jest w nich takiego specjalnego? -Zawsze przypominały mi ciebie. Akcja dzieje się w 2003-2004 roku. Są urywki zapisanych wspomnień z wcześniejszych lat. !w trakcie! początek pisania-18.09.2024 koniec pi...