6☆Nieporozumienie☆

102 7 6
                                    

Sanemi pov:
-Ja muszę już isć...-giyuu po tych słowach wstał i szybko zaczął się ubierać.Zmarszczyłem brwi.
-Czemu? Powiedziałem coś nie tak?
-Nie ważne później napiszę.
Ledwo zdążyłem coś powiedzieć a on już wyszedł. Szybko się ubrałem i też wyszedłem.
-Gdzie idziecie?-zapytał komar
-Giyuu gdzieś uciekł...
-Że co!?-wstała wkurwiona Kocho-Co ty go zgwałciłeś!??!
-Nie!Posrało cię!?
Właśnie pożałowałem ze to powiedziałem...
-Powtórzysz?...ŻE MNIE NIBY POSRAŁO OHOHO, KOLEGO MASZ PRZEJEBANE.
I miałem. Kocho z całej siły walneła mnie pomiędzy nogi. Ja tylko pisknąłem z bólu i upadłem na kolana.
-Mhph!-parsknęła Shinobu i odeszła do kuchni.
Co za babsko...Ale Giyuu!
Szybko wyskoczylem z domu i zacząlem się za nim oglądać.Kurwa! Gdzie on może być!? Ja praktycznie o nim nic nie wiem...(wiem ze sie poznawali ale giyuu tak nie mowił nic zrozumiale bo szybko się upił heheh)
Gdy nagle zauważyłem jakigoś starca w niebieskim swetrze i czerwonej czapce.
-Przepraszam!-starzec obrócił się w moją stronę-Czy widział pan może chłopaka w dresach o niebieskich oczach i czrnych długich włosach.
-Tak, pobiegł na pobliski cmentarz...
-Dziękuje!
Nie zastanawiając sie biegłem co sił w nogach aby dotrzec na cmentarz. Był to mały cmentarzyk bylo tam chyba około z 30 grobów. Nagle zobaczylem Giyuu już miałem go wołać gdy nagle usłyszałem jak coś do siebie mówi.
-Wybacz Tutsako, Sabito, Makomo. Spóźniłem się.-jego oczy się zaszkliły, bardzo mnie to zdziwiło myślałem że raczej nie okazuję za dużo emocji.
-Wasz wypadek to moja wina, przepraszam. Gdybym tylko...
Nie dokończył bo zalał się łzami.
Czyli ich śmierć to jego wina.
-Czego się patrzysz.-usłyszałem szept zaa pleców.

Nie zdążyłem się obrócić i poczułem ból w karku. Nie wiedziałem co się dzieje nie mogłem sie ruszyć, nie mineła chwila a ja zemdlałem. Nie wiem kiedy się obudziłem, wszytko stało się tak nagle. Po moim przebudzeniu, byłem przywiązay do krzesła. Jeszcze się odbudzałem więc nie widziałem wyraźnie. Aż po chwili ujrzałem tego samego starca który powiedział mi o tym gdzie znajdował Tomioka. Kurna,mój kark wciąż mnie napierdala...
-Czego tam szukałeś?-odezwał się siwy z grozą w głosie
-Mojego koleg-przyjaciela nagle wybiegł z domu i się trochę wystraszyłem. A potem zobaczyłem ciebie i pobiegłem na cmentarz go poszukać i zobaczyłem jak płacze. A potem nic nie pamietam.
-Ah tak...-odpowiedział starzec lekko podirytowany.
Nagle zastygłem w miejscu. Ten dziadek wyciągnął miecz i nakierował go w moją stronę.
-Czy ty jesteś szalony!?-krzyknąłem zesrany
-Oj jeszcze nie wiesz jak.-uśmiechnął się lekko.-Dobrze ci radzę trzymaj się od tego chłopaka daleko, nie gadaj, z nim nie patrz na niego, nie oddychaj tym samym powietrzem co on.
Że co kurwa?
-Ehem. Przepraszam ale co?
-Słyszałes mnie dobrze- podszedł do mnie i szepnął-Tylko złam jedną z tych zasad a cię zbiję...
Znowu poczułem ból w karku....

-Nemi! Nemi! Nemi!-wybudził mnie krzyk mojego rodzeństwa i matki
-O mój boże obódziłeś się..! Jak dobrze-moja matka zaczeła kryczeć
-Nic mi nie jest mamo. K-która godina?
-15;39, jak to nic ci nie jest? Znalazłam cię prawie nie żywego pod drzwiami! I ty mi mówisz że nic ci nie jest!?!?
-Że która!? Zaraz spóźnię się na trening!
-Ohoho! I ty teraz o treningu myślisz!? Nie ma mowy czy ty piłes!?
-Co nie!?Mamo musze iśc!
-Nie podnoś na mnie głosu młodzieńcze! No prosze idź na trening a jak wrócisz to będziesz miał przej-zakryłem jej usta ręką bo było tam moje młodsze rodzeństwo.
Szybko się zebrałem i wyszłem na trening. Zobaczylem Tomioke, szybko odwrócìłem wzrok. On mi pomachał ale go zignorowałem i weszłem do szatni się przebrać.

Giyuu pov:

Czy on jest na mnie zły?? Kurna...może nie powinniem wtedy tak uciekać..ale miałem swoje powody...kilka lat temu umarła moja siostra Tutsako wraz z moim przyjaciółmi Sabito i Makomo..To znaczy Sabito nie był moim przyjacielem. Był kims więcej, moim chłopakiem ale milość do niego już przemineła. Nienawidze siebie za to że w dniu jego śmierć z nim zerwałem...
-Giyuu!Giyuu!-trener szturchnął mnie ręką i wyrwał z przemyśleń-Długo jeszcze zamierzasz tak stać?
-Nie ,przepraszam..
Założyłem torbę na ramię i ruszyłem do szatni.

Sanemi ignorował mnie przez cały trening zresztą w szkole też.., nie odzyzywał się nic..Jakbym dla niego nie istniał. Miałem wrażenie że dzisiaj nic mi nie wychodziło.
-Tomioka i Sanemi!-krzyknął trener-Do mnie!
Razem podeszliśmy do trenera.
-No na litość boską co dzisiaj z wami jest!?Za kare zostajecie po treningu i sprzątacie halę.
Wzdehnołem i odeszłem..Z drugiej strony może to będzie idealna okazja do rozmowy z nim.
-Tomioka!-obróciłem się był to Tanjiro też gra w siatkówkę. -Milego sprzątania papa!-zaśmiał się i uciekł z Zenitsu i Inosuke. Złapałem się za głowę no co za dzieciak....eh.
I w końcu nadszedł czas sprzątania..
Właśnie odkładaliśmy piłki do kantorka
(Coś sie chyba szykuje...)Stwierdiłem że zacznę rozmowę.
-Ermm Sanemi?
Nie odpowiedział mi i wciał układał piłki. Zdenerwowałem się.
Podeszłem do niego, wyglądał na zestresowanego moja obecnością. Chwiciłem go za nadgarstki i obróciłem w moją stronę.

Sanemi pov:

Co on robi!? Już jestem martwy...

Tylko Ty i ja /sanegiyuu/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz