Windsorowie

17 5 3
                                    

Windsorowie są najbardziej dzietną rodziną wśród całej arystokracji. Choć można rzec, że wicehrabina i wicehrabia byli bardzo pracowici i każde z nich zasługuje na pochwałę od samej królowej. Henry, Thomas, William, Rose, Edith, Alice — rodzina o której każdy mówi. Przynoszą same korzyści. Każdy kto wchodzi do pomieszczenia, gdzie jest sześcioro dzieci oraz wicehrabiostwo, od razu komentuje ich idealne życie. Pisząc te słowa sama nie widziałam tak idealnej i dzietnej rodziny, choć wiele o tym słyszałam. Jako autorka nie mam głowy, by odnotowywać koloru oczu czy nawet posturę u tej rodziny, choć wszyscy są do siebie szczególnie podobni. Należy wspomnieć, że wicehrabiostwo ma bardzo trudne czasy jeżeli chodzi o znajdowanie dla swojego potomstwa drugiej połówki. Niemiej każdy mówi o tej rodzinie, że mają jakąś zaletę... Cała szóstka pochodzi od jednego ojca i kochającej się pary. Drogi czytelniku, chciałabym żeby chociaż u mnie tak sprawy się potoczyły, ale niestety mnie los nie obdarzył tak cudowną rodziną.

                                   ,,Oddana Lady Thornwood".
                                               19 maja 1822

–Słodki Jezu — Beatrice Windsor odłożyła biuletyn na elegancki stolik.

Jej córka Rose powstrzymała się od jakiegokolwiek pytania i skupiła się na melodii, którą grała na fortepianie.

–Czytałaś te Sekrety Salonu? — naciskała Beatrice –Co o tym sądzisz?

Rose wstała i wzięła do ręki biuletyn z marmurowego stolika.

–Nie miałam czasu. Ćwiczyłam grę na fortepianie jak hm... sama słyszałaś.

–Przeczytaj teraz — jęknęła Beatrice. –Przeczytaj i powiedz co o tym sądzisz bo moim zdaniem ona nas obsmarowała.

Dziewczyna usiadła tuż obok swojej matki, a potem zaczęła czytać pierwszy akapit o swojej rodzinie. Przybliżała kartkę do siebie, a potem oddaliła i spojrzała na Beatrice.

–To nic złego, mamo. Lepsze niż to, co napisała ostatnio o Calthorpe.

–Powiedz mi jak w tej chwili mam ci znaleźć porządnego męża? Ona zbeształa nasze nazwisko.

Rose wzięła głęboki oddech, a potem wypuściła powoli powietrze. Po drugim okresie wyborów spędzonych w Londynie już samo słowo ,,mąż lub wybranek" wystarczył, by jej się odechciało tego wszystkiego. Jej marzeniem było wyjść za mąż i posiadać liczną rodzinę, a nawet nie robiła sobie nadziei na małżeństwo z miłości, choć o takim właśnie marzyła.

W okresie tych dwóch wyborów o rękę została poproszona, aż przez siedmiu mężczyzn, lecz kiedy Rose pomyślała o tym, że będzie musiała spędzić z którymś z nich resztę życia to zwyczajnie odechciewało jej się wychodzenia za mąż. Żaden z nich nie odpowiadał jej oczekiwaniom bo jednak chciała zaznać prawdziwej miłości.

Nie dało się przyznać, że każdy lubił Rose. Uważali ją za wesołą, pomocną i bardzo miłą dziewczynę. Każdy mówił tylko o tym jaka ona jest piękna. Znaleźli się też tacy, którzy nie byli zachwyceni jej urodą, nikt nie myślał o niej tak jak inni ludzie.

Rose od zawsze myślała, że niektórzy mężczyźni interesują się kobietami, które dominują w związku. Wydawało jej się, że nikt nigdy nie będzie zabiegał o nią. Siedmioro mężczyzn uznało, że jest bardzo dowcipna i inteligentna. Jeden z tych, który zdaniem Rose, byłby dobrym kandydatem na męża, gdyby nie to że powiedział: ,,Rose jesteś jak taki dobry kumpel".

Rose poczuła się okropnie, ale nie pokazywała tego po sobie. Widziała tylko jak ten owy młodzieniec poszedł szukać innej kandydatki.

Teraz gdy o tym myśli Rose czuje zaciśniętą szczękę i wzrok matki na sobie.

–To, co napisała Lady Thornwood nie zaprzepaści mojej szansy na znalezienie dobrego męża.

–Rose to już rok!

–A Lady Thornwood publikuje od miesiąca, więc nie rozumiem tych oskarżeń wobec niej.

–Mam prawo oskarżać kogo chce. — mruknęła Beatrice.

Rose ugryzła się w język żeby nie powiedzieć nic chamskiego wobec swej matki. Wiedziała, że jej matka chce tylko, aby znalazła kogoś dobrego, by nie została starą panną. Gdy Rose skończyła pełnoletność, Beatrice była przekochaną matką. Nadal nią jest, kiedy rozpaczała nad faktem, że po Rose ma jeszcze dwie córki do wydania za mąż.

–Ona rzuca potwarze na nasz ród. — Beatrice przyłożyła swą dłoń do czoła.

–Nie prawda — odparła Rose. Kiedy zaczęła sprzeciwiać się matce, musiała to robić z głową. –Napisała tylko, że mamy trudne czasy i że każde z nas pochodzi od jednego ojca. A dobrze wiesz matko, że większość rodzin nie ma tak dobrze jak my.

–Nie powinna była pisać w ogóle o tym — prychnęła Beatrice.

–Mamo, to są Sekrety salonu. Jej praca polega na pisaniu sekretów.

–Nie wiadomo kto to jest — odpowiedziała gniewnie Beatrice. Położyła wskazujący palec na swoich ustach, a później podstępnie się uśmiechnęła –Thornwood! Nigdy nie słyszałam o takim nazwisku. Ta kobieta nie pochodzi z naszej sfery bo dobrze wychowani ludzie nie piszą takich oszczerstw.

–Napewno jest jedną z nas — odparła Rose. Jej szare oczy rozpromieniły się. –Gdyby nie była jedną z nas to by nie pisała takich sekretów. Przecież normalni ludzie, że mają dostępu do wszystkich ,,sekretów".

–Grzeczniej, Rose Windsor. — odparła Beatrice.

Rose powstrzymywała się od kolejnego szerokiego uśmiechu. ,,Grzeczniej, Rose Windsor" — to odpowiedź matki, gdy brakowało jej słów podczas sporu z własnymi dziećmi. Ale wbijanie igiełek w plecy matki były zbyt wielką pokusą.

–Nie byłabym zszokowana gdyby... — rzekła, przerywając na chwilę –jedna z twoich kochanych przyjaciółek okazała się Lady Thornwood.

–Przestań mówić takie głupoty, Rose. Żadna z moich przyjaciółek nie byłaby taką głupią potwarzczynią.

–Dobrze — zgodziła się dziewczyna, by nie kłócić się z matką. –Jeśli nie jest twoją przyjaciółką to jestem święcie przekonana, że to ktoś kogo znamy. Plebs nie miałby dostępu do takich wiadomości.

Beatrice położyła swą dłoń na klatce piersiowej.

–Chciałabym uniemożliwić jej dalsze działania, aby zmusić ją do zamknięcia interesu.

–Jeśli chcesz jej to uniemożliwić, nie powinnaś kupować tego biuletynu. — Rose nie mogła się powstrzymać od wbicia choć jednej szpileczki w plecy mamy.

–I co wtedy? — zdziwiła się Beatrice –Przecież wiesz, że każdy to czyta.

To prawda cały Londyn czyta ,,Sekrety Saloniku Lady Thornwood". Ten tajemniczy biuletyn dotarł do wyższych sfer miesiąc temu. Przez tydzień przynoszono ją bez żadnego zamówienia, w środę i piątki. A potem w kolejną środę, lokaje z całego Londynu wyczekiwali gromadki małych  gazeciarzy.

Więc zaczęto ją sprzedawać za wygórowaną cenę siedem pensów sztuka. Zanim kazała ludziom płacić za biuletyny, ludzie niskich sfer byli już uzależnieni. Każdy kupował po jednej sztuce, a jakaś zazdrosna, zakompleksiona baba zbijała na tym majątek.

Dzietna — osoba, która ma wielu potomków lub często rodzi dzieci.

Biuletyn — to regularnie wydawane wydawnictwo, które zawiera informacje, ogłoszenia, artykuły lub inne materiały związane z określonym tematem.

Potwarze — to plotka lub fałszywa informacja, która jest rozpowszechniana, aby komuś zaszkodzić.

Potwarzczynia — osoba, która rozpowszechnia plotki lub fałszywe informacje na temat innych ludzi w celu szkodzenia ich reputacji.

Plebs — ludność niebędąca w arystokracji lub wyższych klas społecznych.

Windsorowie (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz