I. REZYGNACJA

23 4 1
                                    

Budzik wskazywał godzinę ósmą. Przez wypadek nie byłem w stanie wrócić do szkoły, więc jedynym rozwiązaniem było nauczanie zdalne. Nauczyciele przesyłali mi materiały,
które musiałem przerobić, a później zdać egzaminy.Przetarłem twarz, nie chciałem wracać... Już widziałem ten współczujący wzrok wymierzony
prosto we mnie, a uwieźcie mi, byłoby to ostatnie, czego teraz potrzebuje.
Wygramoliłem się z łóżka, by moje spojrzenie wylądowało na ortezie, która stabilizowała kolano u prawej nogi. Od operacji minęły ledwie trzy tygodnie. Niespełna miesiąc, bólu, płaczu i frustracji.

Podczas mojej nieobecności relacje z każdego dnia w szkole zdawał mi mój najlepszy
przyjaciel Tobias. Dzięki niemu nie zanurzyłem się w fali rozpaczy, tak głęboko, jak mógłbym
to zrobić. Wpadał do mnie popołudniami, graliśmy wtedy na konsoli lub po prostu
rozmawialiśmy. Według tego, co mówił, Marcus został zawieszony w prawach ucznia, ale nic
poza tym. Idealny plan dyrektorki — jak to określił Toby, zakładał, że po moim powrocie
Marcus przeprosi mnie na forum całej szkoły, jako przykład skruchy i chęć poprawy.
Następnie, co jest dość prawdopodobne, incydent zostanie zamieciony pod dywan lub moi
rodzice wystąpią o zadość uczynienie.
Jasne, chciałbym, żeby ten psychopata został wyrzucony i uziemiony do końca życia, ale
bardziej od tego chciałem spokoju. W końcu zdrowia w nodze mi nie przywróci. Zresztą,
moja rodzina nie śpi na pieniądzach, by sądzić się z Flare'ami.
Ubrany w luźną bluzę i czarne jeansy zszedłem do kuchni zgarnąć coś na szybko do
zjedzenia. Padło na naleśniki, które rano przyrządziła dla mnie mama. Czasami zastanawiałem się, kto bardziej przeżył mój uraz, ja czy rodzice. Prowadzą małą, ale dobrze prosperującą piekarnię, niedługo planują otworzyć kolejną. Odkąd pamiętam, że byli zapracowani, jednak po wypadku wzięli tygodniowy urlop, by upewnić się, że dam sobie
radę. I dawałem...na swój sposób.

Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Wyjrzałem przez okno w kuchni, Tobias stał przy furtce do posesji. Wziąłem głęboki wdech i pożegnałem się z domowym więzieniem.
– Gotowy? – zapytał, przerzucając swoje ramię wokół mojej szyi.
– Teraz tak – odparłem z wdzięcznością.
Nasza podróż nie trwała zbyt długo, mój dom i liceum dzieliło jedynie piętnaście minut drogi. Każdy kolejny krok sprawiał, że moje mięśnie spinały się z nerwów. Czułem się tu obcy, tak jakbym opuścił szkołę na parę lat, nie trzy tygodnie. Toby zaniepokojony moim milczeniem zmierzwił moje włosy. Wiedział, że tego potrzebowałem. Poznaliśmy się jeszcze w przedszkolu, byłem wtedy straszną przylepą, nie żeby dużo się zmieniło, jednak w tamtym czasie większość dzieci uważała to za dość upierdliwe. Zawsze trzymałem się dorosłych, szukałem ich obecności, bezpieczeństwa i ciepła, dlatego często rezygnowałem ze wspólnej zabawy. Jednak do mojej grupy dołączyło nowe dziecko, którym oczywiście był Toby. Wszędzie zabierał ze sobą swojego pluszowego kota, który przykuł moją dziecięcą uwagę. Toby zaczął mnie zauważać i się mną interesować, a ja nieświadomie zacząłem za nim podążać, rozmawiać i nie przejmować się brakiem dorosłych w zasięgu mojego wzroku. Nasi rodzice równie szybko się zaprzyjaźnili, przez co zdecydowali się na zapisanie nas do tych samych szkół. Tam po raz pierwszy zakochałem się w bieganiu, wygrałem swoje pierwsze zawody i zapisałem się do klubu młodzików. W tym samym czasie Tobias dołączył do drużyny siatkarskiej. Z początku było nam trudno się rozdzielić, jednak nawet nie zauważyliśmy, gdy sport całkowicie nas pochłonął, w taki sposób, że dzieliliśmy się każdym najmniejszym szczegółem z treningów.
Zmierzaliśmy właśnie przez szkolny korytarz, gdy podbiegł do nas nasz wspólny znajomy – Kenta, który z tego, co pamiętam, grał na pozycji rozgrywającego, w licealnej drużynie. Był nieco niższy ode mnie, jednak nie ujmowało to jego imponującym wystawom.
– Dane! – uścisnął mnie na powitanie – jak dobrze, że wróciłeś. Odkąd przestałeś zaglądać na nasze trening, As rzadziej uderza moje piłki – Słowo „As" zaakcentował znacznie mocniej od poprzednich, posyłając przy tym mojemu przyjacielowi wymowne spojrzenie – Straszne zamieszanie z tą nogą, oby trener pozwolił ci...– Nie zdążył dokończyć, bo Toby skutecznie zamknął mu usta, wpychając w nie proteinowego batonika czekoladowego, na co parsknąłem śmiechem. Nie ukrywam, że ich zachowanie znacznie mnie uspokoiło, wszystko wydawało się w idealnym porządku.
– Ciebie też dobrze widzieć Ken – odpowiedziałem, wciąż się śmiejąc.
– Ach, przestań moje oczy, nie zniosą, tego blasku Dane'a Lawsona – powiedział z pełnymi ustami, zmrużył oczy, by następnie teatralnie pomachać rękami przed swoją twarzą – Twój fanklub mnie napadnie i to będzie wyłącznie twoja wina – wskazał na mnie swoim batonem, dzięki czemu zdążyłem się nim poczęstować – Ty chyba naprawdę mnie nie słuchasz...
– Nie będę zaprzeczać – puściłem mu oczko – Miło się gadało, ale będę się zbierać. Muszę jeszcze porozmawiać z Kowalskim, moja rekonwalescencja potrwa dłużej, niż początkowo zakładałem – Poprawiłem plecak wiszący na moim ramieniu i ruszyłem w stronę sali gimnastycznej.
Zajęcia zaczynały się dopiero za półtorej godziny, dlatego nie musiałem martwić się, że na nie nie zdążę. Z oddali dało się usłyszeć, że na hali właśnie odbywały się przygotowania do turnieju letniego. Wydarzenie dla szkół ponadpodstawowych, gdzie wybrani uczniowie reprezentują szkołę w pięciu dyscyplinach: skok przez płotki, siatkówka, biegi krótkodystansowe, łucznictwo i koszykówka. Szkoda, że ostatecznie nie uda mi się na nie pojechać. Zerknąłem na listę uczestników wywieszoną na tablicy korkowej tuż przy drzwiach od hali.

Gdy Słońce spotyka KsiężycOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz