39.

54 14 3
                                    

Marta przyjęła jej decyzję z dezaprobatą, ale westchnęła:
— Nie rozumiem i nie pochwalam. I mam nadzieję, że zmienisz zdanie. Bilet dla ciebie zostawię przy wejściu, powołaj się na mnie albo podaj swoje nazwisko. 

A później dodała:
— Naprawdę wierzę, że jednak przyjdziesz.

Ariel był nieznośny tego dnia. Strasznie kaprysił, jak nie on. Zasłoń żaluzje, odsłoń okno, przynieś mi wodę, kawa jest zbyt gorąca, czy przyszła odpowiedź od profesora Ciborowskiego, napisz do niego z ponagleniem, podaj mi laptopa... i tak przez cały dzień.

Chwilami marzyła, żeby powrócił do wersji "nic mnie nie obchodzi" i przestał ją tak poganiać.

Umęczyła się strasznie. Szczególnie, że gdy raz czy drugi, zdjęta współczuciem, miłością i pragnieniem ułatwienia mu... i sobie... tej sytuacji chciała go przytulić czy choćby pogładzić po twarzy, uchylił się.

— Nie dotykaj! — warknął.

A jej zrobiło się przykro. Przez całe dnie mu towarzyszyła, przygotowując rozdrobnione posiłki, opowiadając różne ciekawostki, pytając o radę w kwestii spraw kliniki, starając się wciągnąć go w rozmowę... słowem, próbując wykrzesać z niego jakąkolwiek aktywność. Niestety. Ariel nie był niczym zainteresowany.

"Niczym poza zwracaniem mi uwagi — pomyślała, po raz chyba dziesiąty wezwana do przysłonienia okna żaluzjami. — Ciekawe, jak by sobie poradził, gdyby nie było mnie obok niego" — zbuntowała się.

Zarzewie buntu tliło się w niej nadal, gdy po południu przyszedł rehabilitant. Ten młody chłopak, pewnie w jej wieku, nie zrażał się arielowymi humorami: obojętnością, lekceważeniem, złośliwością, niechęcią do wykonywania ćwiczeń. Spokojnie, choć zdecydowanie, mówił, czego oczekuje od pacjenta. A ten, o dziwo, go słuchał.

Ariel spał, gdy otwierała drzwi, poprosiła więc gościa do salonu. Zrobiła mu kawę i zabawiała przez moment dyplomatyczną rozmową. Przyznała, że miała na dziś zaplanowane wyjście, ale...

— Jak mam go zostawić? Samego? Sam pan wie, jak jest... —  westchnęła.
— Niech pani idzie... — wszedł jej w słowo. — Zostanę z nim.

A ona nagle tak strasznie zapragnęła wyjść! Odreagować! Przez chwilę chociażby pomyśleć o czymś innym, niż jak pomóc temu humorzastemu mężczyźnie, złemu na cały świat!

"Jeszcze zdążę" — pomyślała, patrząc na zegarek.

Nie czekając więc, aż Ariel się obudzi, pobiegła na górę. Ale, gdy już była gotowa do opuszczenia apartamentu, zawahała się. I może, gdyby rehabilitant, stając w drzwiach arielowej sypialni, nie wskazał jej drogi do wyjścia, zawróciłaby. Ale mężczyzna tylko się uśmiechnął i powtórzył:

— Zadbam o niego. Proszę iść i dobrze się bawić. Za siebie i męża. A ja zostanę tak długo, ile będzie trzeba.

***

— Cudownie, że jesteś! — skomentowała Marta. — Idziemy za kulisy, dodać naszemu artyście wiary we własne siły.

Radek nadrabiał miną, choć dało się wyczuć jego skrępowanie. Przez moment dodawały mu otuchy, wyściskały go "na szczęście" i wycałowały, Marta nawet dość namiętnie, a później zasiadły w pierwszym rzędzie.

Wracała do domu ubawiona, zmęczona i, w końcu, przestraszona. Sztuka była interesująca. Nie wybitna, ale też jej poziom nie "szorował po dnie", jak to się często mówi. Ot, taka komedia omyłek, z romansem w tle. Radek, jako główny bohater, był niezły.

Miłość po przejściach  / 18+ / zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz