Rozdział 1.

3 1 0
                                    

               Pozwolę sobie zrobić coś absolutnie niewybaczalnego, czyli podzielić ludzi. Na zdolnych podejmować decyzje o sobie i na podążających za ciałem. Nikt się nie dziwi, kiedy zwierzęta zachowują się tak, jak je nauczono – dzikie warczą, a udomowione są bez ciebie całkiem bezbronne. Tak samo dzieci. Po prostu próbują przeżyć trudny okres bezbronności. Ich ciała to mechanizmy dbające o przetrwanie. Rozumiemy, że w miarę jak dorastamy stajemy się coraz mniej zwierzęcy, a coraz bardziej ludzcy. My dorośli jesteśmy przecież sobą. Nie zupełnie się nie zgadzam. Rozumiem czemu należy nam wierzyć w naszą wolną wolę. Sądzenie obywateli i utrzymanie porządku wymaga od nas wychodzenia z założenia, iż każdy jest odpowiedzialny za swoje czyny. Oczywiście istnieją okoliczności łagodzące. Łatwiej nam zrozumieć brutalność osoby, która jako dziecko właśnie tak była traktowana. Łatwiej nam zrozumieć nieludzkie czyny, gdy ludzie są w skrajnej rozpaczy, głodni, zmęczeni. Uważam, że u każdego dobrego człowieka okoliczności wpływające na zachowanie zarówno własne jak i innych powinny wzbudzać współczucie. Nie potrafilibyśmy jednak funkcjonować jako państwo zamieniając każdą rozprawę sądową w terapię rodzinną, by dociec kto tak naprawdę jako pierwszy zawinił przestępcy-czyjemuś-przecież-dziecku. Nie potrafilibyśmy funkcjonować, pociągając rodziców do odpowiedzialności za czyny swoich dzieci, czy tłumacząc każdą krzywdę zaburzoną homeostazą organizmu spowodowaną głodem czy zdenerwowaniem. Przede wszystkim dlatego, iż gdyby odpuszczono jednej osobie, gdyż faktycznie była przerażona i słusznie wściekła, inni inteligentni mówcy korzystaliby z tego przykładu. by uzyskać oświadczenie o niewinności dla swoich zdecydowanie winnych klientów. I to boli. Ale tak jest.

Nie chcę jednak mówić o sytuacjach skrajnych, gdyż nie chcę pozorować się na człowieka, który torturowany zachowałby kamienną twarz i podejmowałby decyzję podług wyższej moralności a nie potrzeb ciała. Urodziłem się w miejscu, które pomimo inflacji i tym podobnych w perspektywie historycznej jest cholernie bogate. Szara codzienność jest jednak wystarczająca dla ciekawych obserwacji. Chociażby jak taka, jak odmiennie ludzie zachowują się przed obiadem. Jak okoliczności artykulacji prośby potrafią wpływać na rozbieżność rezultatu z oczekiwanym rezultatem. To w miarę oczywiste, ale mnie zajęło to więcej czasu, niż można by się spodziewać. Być może jest to kwestia mojego wrodzonego odmiennego sposobu myślenia. Nigdy nie prosiłem nikogo, by stwierdził, czy moje tendencje mieszczą się na spektrum autyzmu, bo w momencie życia, kiedy byłem na tyle wolny, by przypuścić taką myśl, byłem też wystarczająco zaznajomiony z moimi preferencjami, by nie wymagać dużego zewnętrznego wsparcia. Być może kiedyś się dowiem. Na razie trzymam się narracji, że moja percepcja jest odmienna od percepcji większości populacji. Przez to zapewne wydawało mi się, iż głód nie wpływa na decyzje wymagające wyłącznie racjonalnego rozumowania. Czemu zatem mama miała by na mnie krzyczeć bym wrócił do pokoju, gdy proponowałem jej moje wyjście ze znajomymi, popierając logicznymi argumentami dlaczego nic mi się nie stanie a bardzo będę szczęśliwy? Czemu miałbym czekać do rana, by zanieść jej śniadanie do lóżka i wtedy zaczynając od kilku sugestii w końcu zapytać o pozwolenie?

Kiedy dorosłem na tyle, by mieć jakąś samoświadomość, poświęciłem się obserwacji ludzi jako mechanizmów. Jako dziecko byłem zbyt zaangażowany w ten świat. W końcu od rodziców zależał mój dobrobyt i musiałem dostosować się do ich woli, niezależnie od moich potrzeb. Chciałem też zdobyć przyjaciół a to wymagało poddaniu się woli grupy. Długi czas grałem moją rolę idealnie, nawet nie mając pojęcia skąd we mnie taka potrzeba. Pamiętam jak nauczałem moich przyjaciół, że nie należy opowiadać konkretnego rodzaju żartów, gdy te nikogo nie śmieszą. Potrzebowałem wiele czasu, by zrozumieć, iż w ten sposób próbowałem nałożyć na nas wszystkich ograniczenia, które hamowałyby nas przez zrobieniem tego, na co najbardziej mieliśmy ochotę. Bałem się, że to, co ktoś chciałby zrobić to znów zostawić mnie samego, bym kolejne lata nauki przesiedział na podłodze z książką, próbując palcami uciszyć wszechobecny hałas. Potem idea bycia sobą chwyciła moje serce. Pamiętam jak rozryczałem się, słuchając wypowiedzi kobiety z autyzmem na temat jej codziennego życia. Po prostu pojawił się we mnie wszechogarniający smutek. Próbowałem wytłumaczyć moim przyjaciołom, że moje potrzeby są inne od ich potrzeb. Chciałem spędzać czas w znanych mi miejscach, bez muzyki w tle i odmawiać wycieczek w dalekie miejsca. Zostałem potraktowany jak problem. Powiedziano mi, że bawią się lepiej bez mojego narzekania. Usłyszałem moje własne słowa sprzed kilku lat z ust moich przyjaciół. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, iż nie miałem racji. Kiedyś irytowały mnie żarty, które odbijają się echem od ścian, bo czułem przymus, by jakoś na nie zareagować – zaśmiać się, upomnieć kogoś, iż jego komentarz był nieodpowiedni, zacząć inny temat, by przerwać niezręczną ciszę. Im dłużej poświęcałem się byciu sobą, tym więcej pozwalałem sobie na ignorowanie wewnętrznego głosu sugerującego mi słuszną ścieżkę przetrwania w społeczeństwie. Obecnie słyszę rasistowskie, transseksualne czy antytransseksualne żarty – jak jakiś mnie rozśmieszy, śmieję się, inaczej kontynuuję, co robiłem. Są takie frazy, które nadal budzą we mnie niesmak, ale jakoś nie potrafię się zaangażować emocjonalnie w przeciwstawianie się im. Mówię, iż nie lubię takich docinek, albo nawet krzyczę, ale nawet wtedy jest to krzyk widoczny tylko zewnętrznie, ustępujący gdy przestanie mieć swoją użyteczność. I uwielbiam ten prawdziwy świat o wiele bardziej, niż lubiłem mój stary świat. Dlatego pewnie raz zobaczywszy jak o wiele bardziej szeroki jest horyzont, gdy spojrzę poza to, co akceptowalne społecznie, bezsprzecznie przez wszystkich (czyli w moim rozumieniu przez moją grupkę przyjaciół) nie potrafiłem zamknąć swojej osobowości w czterech ścianach przyzwoitości. Została mi przedstawiona oferta by albo się dostosować, albo być sobą. Kurwa, zgadnijcie co wybrałem. Natomiast nawet nie pojmujecie jak bardzo zdziwiło mnie, gdy ludzie, do których miałem tak cholerne zaufanie i szacunek przytaknęli na tę propozycję. Do tej pory jest mi tak w chuj smutno, gdy myślę o tym. I przyznaję się, że pomimo mojej wcześniejszej gadki o tym jak naturalne dla mnie jest racjonalne działanie, do tych ludzi mam absolutnie nieracjonalny żal, bo cała sytuacja zraniła mnie mocno. Krew z tej rany powoli zmywała ze mnie resztki tego kim byłem. A byłem szczęśliwym człowiekiem. Utraciłem moją naiwność i dziecinność. Już nie potrafię patrzeć na ludzi, którzy sprawiają wrażenie tak wspaniałych i czarujących, licząc że kiedyś się zmienią i przestaną popełniać wszystkie błędy, które sprawiają, że pomimo swojej charyzmy koszmarnie znieważają i niszczą ludzi na swojej drodze. Widzę te scenę, gdy wybrałem mój los. Przypominam sobie wrażenie o ludziach, jakie zostawiła po sobie ta scena. I odchodzę od wspaniałości jeszcze raz się rozczarowując. Stąd poniekąd moja odważa propozycja o szukaniu ludzi innych od większości. Takich, którzy są jak gracze, w odróżnieniu od NPC, którzy boją się przygody, odpowiadają tylko to, co moderatorzy ich nauczyli. Nie jestem w stanie obecnie zapewnić, że wiem, co chcę powiedzieć, ale mam nadzieję wytłumaczyć mój sposób postrzegania.

Być sobąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz