VI

1.9K 72 10
                                    

Następne dni mijały mi szybko i nic szczególnego się podczas nich nie wydarzyło. Żyłam od rana do nocy, a nagrywki były jedynym zajęciem, które. odciągało mnie od nudy. Pogoda była średnia, przez co niezbyt miałam ochotę nawet wychodzić na zewnątrz. I wiem, że jako Santia Kozłowska coś takiego było wręcz niemożliwe, ale musiałam po prostu powiedzieć, że straciłam energię.

W końcu nastał poniedziałek. Od wczesnego ranka na niebie świeciło mocne słońce, co sprawiło że wstałam wcześniej. Chciałam spędzić ten dzień produktywnie, bo ciągły brak energii był dołujący. Dlatego też równo o szóstej trzydzieści stałam przed szafa, już umyta i pomalowana, zastanawiając się co mogę ubrać. Po kilku chwilach stwierdziłam, że nie mam dzisiaj nic nadzwyczajnego w planach, więc finalnie skończyłam w dresach i luźnej koszulce.

W pełni wyszykowana na nowy dzień zeszłam do kuchni. Tam spotkałam Marcela, który napełniał bidon wodą.

– Hejka – rzuciłam na przywitanie – Gdzie lecisz?

– Siemano – również się ze mną przywitał, posyłając mi uśmiech – Zbieram się na trening. Dawno nie byłem, a skoro dzisiaj mamy luźniejszy dzień, postanowiłem że skocze trochę potrenować – wytłumaczył, odpowiadając na moje pytanie. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem.

– Powodzenia na treningu i miłego dnia! – powiedziałam, kiedy chłopak zmierzał w kierunku drzwi wyjściowych. Złożyłam dłonie w pieści i ustawiłam się w pozycji bokserskiej. Marcel zaśmiał się, salutując mi w odpowiedzi.

– Tak jest, szefowo! Nawzajem! – krzyknął, kiedy założył buty i był gotowy do wyjścia. Zaśmiałam się i pomachałam mu na pożegnanie.

Ruszyłam do swojego pokoju, zamierzając trochę posprzątać. Nie miałam jakiegoś wielkiego bałaganu, ale chciałam się czymś zająć. Aby umilić sobie porządki, założyłam słuchawki i puściłam swoją playlistę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, stwierdzając że zacznę od pościelenia łóżka i otworzenia okna w celu pezewietrzenia pokoju.

W czasie sprzątania podspiewywałam sobie teksty piosenek, albo wykonywałam jakieś niezgrabne ruchy, które miały przypominać taniec. 

Słuchawki kompletnie wygłuszyły mi odgłosy z otoczenia, dlatego też nie słyszałam kiedy Boryga wszedł do mojego pokoju.

Kiedy go zobaczyłam, podskoczyłam lekko ze strachu, bo za nic nie spodziewałam się go tutaj o tak wczesnej godzinie.

– Nie strasz mnie, człowieku – mruknęłam do niego, wyjmując słuchawki z uszów.

– Straszyć to mogłaś ty, kiedy w moim pokoju było słychać jakieś walenie o podłogę i jęki przypominające wycie wilkow – założył rękę na rękę, posyłając mi uśmieszek.

– Super. Szukaj tego wicia wilkow w innych pokojach, bo ja, mój drogi, tylko nucilam melodie – fuknęłam, odwracając się do niego tyłem. Złapałam za kubek, który stał na szafce obok łóżka i mając zamiar zanieść go do kuchni, chciałam wyminąć chłopaka w drzwiach.

– No przecież żartowałem – zaśmiał się, łapiąc mnie za łokieć, kiedy chciałam wyjść.

– Puszczaj, bo ugryzę – pogroziłam mu, chcąc pokazać że zdenerwował mnie tym nie śmiesznym żartem o moim śpiewaniu. Prawda jednak była taka, że wcale mnie tym nie zdenerwował, a co lepsze mogłam mu przyznać rację i się zaśmiać. Talentu do śpiewania zdecydowanie nie miałam.

– Psychiczna – westchnął, puszczając moją rękę. Wyszczerzyłam się,

– Po co tak właściwie do mnie przyszedłeś? Zazwyczaj o tej godzinie śpisz – zapytałam z ciekawości.

✧ TEENz ROMANCE / Santia i Borys ✧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz