Rozdział 3

6 2 0
                                    

Noc po powrocie z klubu była dla mnie prawdziwą torturą. Przewracałam się z boku na bok, próbując znaleźć wygodną pozycję, która może w końcu przyniosłaby mi upragniony sen. Każda myśl, każdy obrazek, który przemykał przez moją głowę, był na tyle intensywny, że spokojny sen wydawał się niemożliwy. Moje myśli wciąż krążyły wokół tych dwóch mężczyzn. Kim był nieznajomy, który nas zaczepił w drodze powrotnej? Czego tak naprawdę chciał? I dlaczego nagle pojawił się Mavros?

Zegar na ścianie wskazywał kolejne mijające godziny, a ja wciąż nie mogłam znaleźć ukojenia. Głęboko w środku wiedziałam, że odpowiedzi na moje pytania nie przyjdą same, ale nie mogłam powstrzymać się od analizowania każdego szczegółu, każdego słowa i gestu, jakie miały miejsce tej nocy.

W końcu, gdy pierwsze promienie słońca zaczęły przebijać się przez zasłony, zdałam sobie sprawę, że tej nocy nie odpocznę. Pozostawało mi jedynie czekać i mieć nadzieję, że nadchodzący dzień przyniesie choćby odrobinę spokoju.

Zmęczenie wypełniało każdy zakątek mojego ciała. Czułam, że kawa może być jedynym ratunkiem. Powoli wstałam z łóżka, starając się nie robić hałasu. Calamitas spała na łóżku obok, a ja nie chciałam jej budzić. Wiedziałam, że po tej nocy potrzebuje spokoju i regeneracji.

Schodziłam po schodach prowadzących z pokoju do kuchni, stawiałam każdy krok ostrożnie, aby uniknąć skrzypiących desek. Każdy dźwięk wydawał się zbyt głośny, każdy ruch za szybki.

Gdy dotarłam do kuchni, słońce mocno świeciło przez okno, rozświetlając pomieszczenie przyjemnym, ciepłym światłem. Wnętrze starej, drewnianej kuchni wypełnione było złotym blaskiem, który odbijał się od białych ścian i mebli w naturalnym, ciepłym odcieniu. Wokół unosił się delikatny zapach drewna, którym byłam tu otoczona, mieszający się z powiewem świeżości lasu, który otaczał domek.

Z szafki wyciągnęłam mój stary kubek, z rysunkiem jelenia na zielonym tle i wsypałam do niego kawę. Patrzyłam przez okno na drzewa, które łagodnie poruszały się w letnim wietrze. Ptaki za oknem śpiewały swoje powitalne pieśni.

Gdy woda wreszcie się zagotowała, zalałam kawę, a aromat wypełnił kuchnię, mieszając się z zapachem drewna i świeżego powietrza. Wzięłam kubek w dłonie i postanowiłam wypić kawę na świeżym powietrzy.

Otworzyłam duże drewniane drzwi wejściowe i wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na schodach, drewniane stopnie były ciepłe od porannego słońca, które przedzierało się przez liście. Moje myśli krążyły wokół listu od Veritasa. Był tak krótki, ale zawierał obietnicę, która sprawiała, że serce biło mi szybciej. "Niedługo się spotkamy, zostań tam, gdzie jesteś."

***

— Długo już tu siedzisz? — usłyszałam za sobą głos.

Calamitas stała za moimi plecami, emanując swoją typową bezkompromisową pewnością siebie. Odwróciłam się do niej z lekkim uśmiechem, choć w głębi duszy czułam, że dziś potrzebuję więcej czasu na zrozumienie własnych myśli.

— Jakąś chwilę — odpowiedziałam spokojnie, choć prawda była taka, że straciłam rachubę czasu.

Cal spojrzała na mnie ze stoickim spokojem, ale w jej oczach błyszczało coś, co mogłabym nazwać troską. Wiedziała, jak łatwo jest mi zapomnieć o świecie zewnętrznym, zatapiając się w rozważaniach, które czasem przytłaczały.

— Nie możesz tak ciągle pogrążać się w myślach. Nic w ten sposób nie osiągniesz. Idź się przebrać i robimy trening. To ci się lepiej przyda. — powiedziała zdecydowanie, jak zawsze mając na uwadze moje dobro.

CAELISTRAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz