NIE WSZYSTKIE MIEJSCA, KTÓRE SĄ WSPOMNIENIAMI ZOSTAŁY OPISANE W POPRZEDNIEJ CZĘŚCI!!
Nicolas
3 lata później.
Firma szybko się rozbudowała. Dużo pracowników bardziej starało się o to by tutaj zostać.
-Cześć skarbie.-przywitała się moja dziewczyna.
Sydney podążała w moją stronę z kubkiem herbaty.
-Cześć.-mruknąłem tylko.
Nie wiem jak to się wydarzyło, ale po odejściu Claressy musiłem wyładować emocje, więc zadzwoniłem do Sydney. Od dwóch lat jestem w związku z tą kobietą i szczerze mogę przyznać, że jestem szczęśliwy. Ressa złamała moje serce, a po jej wyjeździe od razu zwołałem ekipę, która zaczęła jej szukać po całym świecie.
Jak widać nie skutecznie ją znaleźli.
Rozbrzmiało pukanie do drzwi gabinetu. Malori popatrzyła na mnie z zdezorientowanym wzrokiem.
-Spodziewasz się kogoś?-zapytała cicho.
Przypomniałem sobie, że mam umówioną kobietę o stanowisko mojego asystenta.
Pokiwałem głową zapraszając osobę do środka.
Ukazała mi się ciemnowłosa o pięknych zielonych oczach, lekko zarumienionych policzkach i pełnych ustach.Ubrana była w czarne garniturowe spodnie, na piersiach trzymał jej się tylko gorset.
-Raquelle Sommers?-zadałem pytanie, na które odpowiedziała lekkim kiwnięciem głowy.
-Proszę usiądź.-wskazałem na fotel przede mną.-A ty Sydney proszę wyjdź.-moja dziewczyna od razu zrobiła to co jej kazałem.
Zostałem tylko ja i ona.
-Dobrze, więc mieszkałaś w Rosji lecz wywodzisz się z Ameryki.-czytałem linijkę z życiorysu kobiety.
-Tak, zgadza się.-jej głos, o kurwa.
Był piękny. Delikatny, ale stanowczy, już mi się podobała.
Proste brązowe włosy sięgały jej do zaczęcia gorsetu, połyskiwały w świetle słonecznego Nowego Orleanu.
-Dobrze, więc zaczyna Pani od jutra.-poinformowałem.-Bądźmy na ty, więc Raquelle przyjdź na dziewiątą rano.-szatynka przytaknęła.
Wstała z krzesła, jej spodnie opinały kształtne pośladki. Nie mogłem się powstrzymać, żeby popatrzeć trochę w dół.
-To na tyle.-odprowadziłem ją do drzwi.
Przed jej wyjściem złapaliśmy kontakt wzrokowy.
Zielone oczy Sommers były jak las, nie taki spokojny, taki w nocy podczas burzy. Z taką właśnie osobą muszę współpracować. Sydney była zbyt posłuszna, nie miała własnego zdania i niemiłosiernie mnie to wkurzało.
Claressa była waleczna, a kiedy coś jej nie pasowałam od razu musiała to powiedzieć. Nie znosiła jak się jej rozkazywało i to w w niej najbardziej lubię. Nadal mam do niej uczucie, ale nie zobaczyłem jej przez ostatnie lata oraz mam dziewczynę, więc raczej nie mógłbym z nią być.
Zapewne ma już narzeczonego albo co gorsza męża. Dwójkę dzieci jak zawsze chciała i duży dom utrzymany w ciemnych odcieniach. Z jej partnerem będzie oglądać Pamiętniki Wampirów, to jemu będzie wylewać łzy w koszule, jego ramiona będą ją przyciskały do siebie.
Już nie moje.
Z tego transu wybudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu.
-Tak, Blaze?
-Stary jest akcja, ona jest singielką, masz szansę.-poinformował na co jebłem się w łep.
-Kurwa dużo mi to daje.-powiedziałem wkurzony. -Już jej nie szukam, mam w nią totalnie wyjebane.-skłamałem.
Nigdy nie miałem wyjebane w taką piękną kobietę jak ona. Cudowny charakter dobijał mnie doszczętnie. Te piękne blond włosy połyskiwały w słońcu jak brylant na jej placu.
A jej oczy. O kurwa. To była inna bajka, miała tak cudowne oczy, że gdybym mógł to bym patrzył w nie przez cały czas do końca życia. Chciałem widzieć tylko te zielone oczy, spokojne jak najpiękniejszy las. Widziałem w nich samo dobro.
Kochałem je całym sobą.
Ale nie, miałem dziewczynę w głowie powinienem mieć tylko jej czarne oczy.
Żadnej Claressy mi tutaj, tylko Sydney.
~*~
Cały dzień rozmyślałem tylko o blondynce o zielonych oczach, której osobowość była prześliczna, jak ona.
Chciałbym mieć ją przy sobie. Przytulić, pocałować, a nawet dotknąć. Może mnie nienawidzić, ale tylko proszę o to, żeby tutaj była.
Czarnym Porsche przemijałem kolejne budynki w Nowym Orleanie. Było grubo po dwudziestej trzeciej, a ja zamiast spać czy pracować paliłem papierosa w trakcie jazdy.
Byłem szanowanym człowiekiem oraz miałem ogromne znajomości, dosłownie nic mi nie groziło. Moja dziewczyna wyjechała do rodziny, zostałem kompletnie sam i kurwa bardzo cieszyłem się z tego powodu.
Jechałem w jedno miejsce, mianowicie niewielkie wzgórze z widokiem na oceanem. Przyjeżdżałem tam z Ressą jak było z nią źle. Jak byłem z nią, nie myślałem o sobie tylko o niej. To ona była najważniejsza, przy niej nie było trudno.
A jej uśmiech. Boże, najpiękniejsza rzecz jaką kiedykolwiek zobaczyłem. I chciałem zobaczyć go ponownie przed śmiercią.
Zaparkowałem ciemne auto pod miejscem docelowym. Dziesięć minut pieszo i będę mógł odetchnąć.
W końcu usiadłem i jak co miesiąc jedenastego dnia miesiąca wracałem tutaj, wyjmowałem telefon z folderem o nazwie „N+R".
Nick i Ressa.
I przeglądałem na nowo nasze zdjęcia.
Jedenastego października Miller wyjechała zostawiając mnie samego.Paliłem już kolejnego tego dnia papierosa. Tytoń wypełniał moje płuca. Natrafiłem na zdjęcie na pierwszych wakacjach w Grecji. Zrobiłem nam po kryjomu zdjęcie w trakcie pocałunku.
Dziewczyna trzymała mnie za policzki, a sama była uśmiechnięta dokładnie tak jak ja.
Pocałunek z nią był chyba najlepszym co mnie spotkało.
Kolejne zdjęcie zrobione przez Katherine jak stałem w Oceanie, Claressa była przylepiona do mnie, za to ja trzymałem ją za talię. Pamiętam jak potwornie się bała wody i nadal się jej boi.
Na to wspomnienie uśmiech pojawił się na moich ustach.
I do końca nocy nie zszedł nawet na moment.
Witam w pierwszym rozdziale drugiej części. Jest tu Raquelle, którą zdarzyliście poznać w poprzedniej części.
Piszcie jak się podobało.
Buźka.
Wasza K.