Rozdział 3.

1 0 0
                                    

Vivien: Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one

Siedząc naprzeciwko srebrnowłosego, czułam narastający niepokój. W moim sercu panował chaos, który starałam się ukryć pod maską obojętności. Strach był wszechobecny – bałam się nie tylko o swoje życie, ale również o to, co mogłoby się stać, gdyby Defensorzy mnie odnaleźli.

Moje myśli krążyły wokół tego, czy mogę zaufać tym ludziom. Ten facet wydawał się pewny siebie, niemal nieprzenikniony, ale ja nie byłam pewna, czy to coś dobrego. Czy to była tylko gra? Czy naprawdę miał zamiar mi pomóc, czy może wykorzystać mnie do własnych celów? Każdy ich ruch, każdy szept budził we mnie niepokój.

Byłam ścigana za kradzież – drobną, może nawet błahej rzeczy, ale w świecie rządzonym przez Defensorów wszystko mogło być powodem do bezwzględnych represji. Wiedziałam, że teraz jestem na łasce tej grupy. Czy byłam dla nich tylko ciężarem? Czy może zobaczyli we mnie coś, co mogłoby się przydać?

Nadzieja była mi obca. Wiedziałam, że znalazłam się w beznadziejnej sytuacji. Przetrwanie tutaj, w tej grupie, wydawało się mało prawdopodobne. Ci ludzie nie znali mnie, a ja nie znałam ich. W takich warunkach trudno było liczyć na lojalność czy wsparcie. Każdy wydawał się być skupiony na własnym przetrwaniu, a ja mogłam być dla nich jedynie kolejnym problemem.

Moje ręce drżały lekko, gdy ściskałam swój scyzoryk, jedyną rzecz, która dawała mi jakiekolwiek poczucie kontroli. Był to symbol mojej walki i determinacji, ale teraz, w tej sytuacji, czułam się bezsilna.

On wydawał się zauważać moje napięcie, ale jego spojrzenie było nieodgadnione. Czułam, że jest w nim coś więcej, ale nie wiedziałam, czy to coś dobrego. Czy naprawdę mógłby mi pomóc? Czy byłoby lepiej, gdybym próbowała uciec? Ale dokąd miałabym uciekać?

Wiedziałam jedno – musiałam być czujna i gotowa na wszystko. Nie mogłam pozwolić sobie na chwile słabości. Musiałam przetrwać, choćby dla samego przetrwania. Być może nie znajdę tutaj bezpieczeństwa ani spokoju, ale mogłam zyskać czas. Czas, który mógłby mi pozwolić znaleźć wyjście z tej sytuacji.

- Możesz się rozluźnić. Tu jesteśmy w miarę bezpieczni – mruknął, zarzucając nogi na stół, jakby próbował pokazać, że to jego teren, jego zasady. Jego nonszalancja mnie irytowała, ale starałam się tego nie okazywać zbyt wyraźnie. Zmierzyłam go spojrzeniem, starając się ocenić, na ile mogę mu zaufać. Prychnęłam.

- W miarę? W tych czasach nie istnieje coś takiego jak bezpieczeństwo. Poza tym, nie znam cię. Nie znam WAS – powiedziałam, zakładając ręce na piersi, starając się wyglądać na pewną siebie, chociaż w środku czułam niepokój.

Jego spojrzenie ponownie przeskanowało mnie od stóp do głów, a kącik jego ust uniósł się do góry w niemal złośliwym uśmiechu.

- Zawsze jesteś tak wyszczekana? – zapytał, podciągając rękawy swojej czarnej bluzki. Zauważyłam, że jego ręce były dobrze wyćwiczone, a żyły wyraźnie rysowały się na skórze. Wyglądały na silne, wytrenowane ręce człowieka, który nie boi się ciężkiej pracy ani walki.

Warknęłam pod nosem, czując, jak frustracja we mnie narasta. Jego tajemniczość mnie wkurzała, ale wiedziałam, że muszę zachować spokój, jeśli chcę dowiedzieć się czegoś więcej.

- Powiesz wreszcie, czego ode mnie chcesz? Nie uwierzę w dobroć serca... – prychnęłam, starając się zachować twardość w głosie. Przełknęłam ślinę, gdy moje oczy mimowolnie skierowały się z powrotem na jego ręce. Wyglądały groźnie, ale też fascynująco. Może to właśnie one sprawiły, że czułam się tak niepewnie.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 03 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Niepokorna wiaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz