Rozdział 5.

31 8 3
                                    

Cielo

Skuliłem się gdy usłyszałem grzmot i miałem ochotę złapać dłoń księcia jeszcze mocniej.

Sekundę wcześniej jeszcze chciałem dotykać jego skóry by móc ją podziwiać, poznawać to uczucie, by złapać z nim więź, a teraz chciałem, by zapewniał mi komfort, by bronił mnie przed strasznymi trzaskami za oknem.

Nigdy nie lubiłem burzy. Było coś przerażającego w błyskach na granatowym niebie, w tym jak wiatr łamał gałęzie, smagał nimi o okna. Wiele razy w dzieciństwie nie przespałem nocy przez hałas deszczu uderzającego o szyby i dziwne cienie rzucane na ściany przez ruszające się drzewa.

Teraz czasem udawało mi się wystarczająco mocno schować pod kołdrą, by udawać, że burza nie istnieje, ale gdy tylko padał na nią mój wzrok, zawsze zbyt mocno przyspieszało mi serce.

A biorąc pod uwagę, że w tej sytuacji, dotykając dłoni księcia, i tak już biło jak szalony dzwon na wietrze, słysząc grzmot i wiatr z dworu, rozszalało się jak huragan.

Na moment nawet zapomniałem, że byłem w tak niesamowitej sytuacji. Zapomniałem, że mam przed sobą cudownego księcia, że przed chwilą umówiliśmy się na kolejne spotkanie, że podał mi kwiat, z którym powinienem coś zrobić, żeby utrzymać jakoś tą sytuację, wykorzystać ją. Widziałem tylko błysk, który przecież już zniknął z nieba i słyszałem wiatr ścigający głośność mojego serca.

Wyrwał mnie z tego stanu dopiero ruch dłoni księcia. Konkretniej jego palec. Delikatny dotyk, kiedy przejechał nim po wnętrzu mojej dłoni.

– Spokojnie, to tylko burza.

Znów skupiłem na nim swój wzrok. Powoli, z opóźnieniem, na mojej skórze wychodziły ciarki od jego dotyku.

– Wiem, ale... - mój głos brzmiał ciszej i mniej pewnie, niż bym sobie tego życzył.

Nie chciałem wypaść na słabego, niemądrego, bezsensownie przestraszonego naturalnym, popularnym zjawiskiem natury, ale nigdy nie byłem zbyt dobrym kłamcą. Zwłaszcza w sytuacji, gdy logiczne myślenie kompletnie nie chciało współpracować z moim sercem.

Jakoś zawsze to głupie serce znajdowało drogę by wygrać.

Jakby tego było mało to znów słyszałem przez chwilę tylko je, gdy książę przesuwał dłonią ponad mój nadgarstek, cały czas stykając się ze mną skórą, wywołując coraz więcej ciarek, wstrzymywanych z całych sił dreszczy. Wzdrygnąłem się gdy złapał w końcu moją rękę, nie mogłem już tego powstrzymać, po prostu przeszył mnie prąd. Jakbym sam przez moment był burzowym niebem, na tle którego błysnął piorun.

Skupiłem się na tym, że książę jest prawdziwy, a całe to uczucie i sytuacja to nie tylko sen na jawie gdy zaczął się podnosić, ciągnąc mnie delikatnie za sobą.

– Boisz się?

Na to pytanie nie było dobrej odpowiedzi. Mogłem wyjść jedynie na słabego lub na kłamcę, ale chyba już ustaliliśmy, jak w takich chwilach działały moje usta.

– Tak.

Mówiły co chciały i nie pytały mnie o zdanie a potem miałem ochotę je obrywać ze wszystkich skórek, żeby je ukarać za gadanie takich głupot.

Miałem ochotę jęknąć z rozpaczy i ledwo to powstrzymałem. Czy naprawdę musiałem w takiej chwili zachowywać się jak dziecko? Musiałem zepsuć taki moment? Książę przecież tak cudownie wyglądał z czerwonymi policzkami, jego dotyk był tak miły, spojrzenie takie niesamowite, tak dobrze nam się rozmawiało...

Wszystko było idealnie aż tu nagle bum, jakaś nieszczęsna burza. Po co komu burze? Kto w ogóle wymyślił takie najbardziej niepotrzebne zjawisko? Nie mogłoby zawsze świecić słońce?

how to flirt with prince?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz