2. Konsekwencje wyborów

34 16 105
                                    

Nie miała pojęcia, czemu uznała to za dobry pomysł. Jakakolwiek rywalizacja z Wilderem, przyprawiała ją o ból głowy. Niemal osiemnastoletni chłopak zdawał się być alfą i omegą we wszystkim. Zaczęła się zastanawiać, czy istnieje jakaś rzecz, której nie potrafi albo nie rozumie. Jednak za każdym razem odpowiedź była jasna - to pieprzony geniusz.

Czekała, aż wykona kolejny ruch i wyłoży kartę na stół. Choć wydawał się zamyślony, Everly doskonale wiedziała, że wszystko było już zaplanowane. Przeciągał jej nieuniknioną porażkę, chełpił się głupotą dziewczyny.

Po kilku długich, ciągnących się w nieskończoność minutach, wybrał jedną z dwóch kart. Chociaż zdawała sobie sprawę, że we wszystkich grach jest zupełną ofermą i nawet nie pamięta ich nazw, serce zabiło szybciej z nadzieją. Kiedy zobaczyła dwójkę na stole miała ochotę krzyknąć z radości, wyrzucić karty do góry i zaśpiewać „we are the champions". Powstrzymała się jednak i tylko zmrużyła oczy, patrząc podejrzliwie na Wildera.

– Jaka została ci w ręce? – zapytała niskim głosem. Z nerwów zaczęła stukać rytmicznie paznokciami o blat starego stolika, który zapewne pamiętał jeszcze drugą wojnę światową.

– A czy to ważne? – Wilder uśmiechnął się szelmowsko kącikiem ust i uniósł jedną brew. Spoglądał na Everly z czystą fascynacją wypisaną na twarzy. Widział, jak dziewczyna niemal wrze z ekscytacji, ale powstrzymuje się resztkami sił.

Bez słowa wstała i odgięła w swoją stronę ostatnią kartę w jego ręce. Zobaczyła asa.Wypuściła z płuc jeden, krótki, sfrustrowany oddech.

– Dlaczego go nie wyłożyłeś? Wygrałbyś! – Tupnęła nogą o podłogę. Nie potrafiła ukryć, że trochę się zdenerwowała. – Teraz nie mogę się cieszyć.

– Niby dlaczego?

– Bo to nieuczciwa wygrana, palancie! – niemal krzyknęła. Przymknęła powieki i wzięła głęboki wdech i opadła z powrotem na metalowe krzesełko. – Przepraszam, poniosło mnie.

– Nic nie szkodzi – zaśmiał się. – Lubię zarówno twoją anielską, jak i diaboliczną stronę.

– Wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytanie – zauważyła, delikatnie się rumieniąc.

Tylko przy nim było to możliwe w takim miejscu. Gdyby kiedykolwiek go zabrakło, wiedziała, że nigdy już nie zaznałaby takiego ciepła na policzkach.

Wilder oparł łokcie na blacie i położył na złączonych dłoniach brodę. Wpatrywał się w nią zielonymi oczami ze skupieniem. Serce zabiło mu szybciej w piersi, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały. Nie dał po sobie jednak tego poznać. Uczucia, jakimi darzył tę młodą kobietę pozostawały słodką tajemnicą. Sam ich nie rozumiał, więc nie było sensu nikomu o tym mówić. W innym wypadku, mógłby nawet stwierdzić, że świruje, ale kontrolę nad umysłem stracił już dawno temu.

– Lubię patrzeć, jak cieszysz się z drobnych rzeczy – odpowiedział w końcu. Patrzył, jak marszczy brwi, zaskoczona tymi słowami.

– Nie będę się cieszyć z fałszywej wygranej! – fuknęła na niego.

Nie miał zamiaru się z nią kłócić, więc westchnął ciężko i wstając, powiedział:

– Powinnaś, wygrana to wygrana. Sam podjąłem decyzję o wyłożeniu tej, a nie innej karty, Everly i to ja ponoszę konsekwencję wyboru. Jeśli mogę dzięki temu patrzeć na twoje szczęście, to chcę przegrywać codziennie.

Nachylił się i musnął palcem jej usta, a potem odszedł w stronę regału z książkami.

❧💊❧

W szybie okropnie śmierdziało. Wilder już od jakiegoś czasu czuł ten zapach i całkiem przypadkiem odkrył odpowiedź na nurtujące go pytanie, skąd się on bierze? Czołgał się dość sprawnie i zwinnie, jednak miejscami musiał się naprawdę starać, aby przecisnąć ciało przez cienki korytarz. W końcu dotarł do kostnicy.

Spoglądał przez metalową kratkę, jak rozbierają bezwładne ciało. Gdy jeden z lekarzy odsunął się kawałek, mógł dostrzec twarz. Kojarzył ją. Mijali się często we wspólnym pokoju, gdzie spędzali czas, jeśli tylko byli grzeczni.

Przełknął głośno ślinę, gdy martwe oczy wpatrywały się właśnie w niego. Resztki wymiocin znajdowały się na ustach i brodzie. Nie musiał się domyślać, od razu zrozumiał, co się stało. Nie pierwszy raz.

– To się musi w końcu skończyć – warknął ordynator. – Mamy udawać, że kolejna podopieczna zaginęła? Przecież to się zaraz rozejdzie w prasie.

– Ostatni raz, dyrektorze, słowo – oznajmił drugi rozmówca, okularnik. – Chcieliśmy ją tylko trochę nastraszyć, a nie zabić, przysięgam.

Zapadła długa cisza, podczas której szef tego miejsca przecierał twarz dłońmi w geście frustracji. Wilder doskonale wiedział, o czym teraz myśli – jak zatuszować kolejne morderstwo. Bo średnio raz na miesiąc, ludzie znikali, a ich miejsca zajmowali nowi pacjenci, nie mający pojęcia o ciemnej stronie Nox Hill.

– Następnym razem doprowadźcie pacjenta na granicę, ale nie zabijajcie. Są mi potrzebni żywi – warknął. – A teraz uprzątnijcie bałagan, ja się zajmę powiadomieniem rodziny.

Wilder zaczął się cofać, gdy usłyszał stukot kroków dyrektora. Któregoś razu nie mógł się powstrzymać i został do końca, ale smród palonego w piecu ciała sprawił, że niemal zwymiotował. O mały włos, a by go przyłapali na gorącym uczynku. Teraz również pomimo odejścia kawałek od kostnicy, czuł to. Swąd drażnił jego nozdrza i przyprawiał o łzy, chociaż nie czuł żadnego współczucia. Po prostu ostry zapach docierał do każdego zmysłu.

Skręcił w lewo, a potem w prawo. Przeszedł nad szatnią pielęgniarek, do której na moment wskoczył i ukradł jednej z nich, Betty, zapalniczkę. Komponował ekwipunek na dzisiejszą ucieczkę. Już dawno chciał to zrobić, a po tym, co dziś znów zobaczył, musiał wszystko przyspieszyć. Oczywiście, że martwił się tylko o Everly. Robili jej to samo, opowiadała mu o tym.

Jeśli zostaną w Nox Hill, za jakiś czas to jej palące się w piekielnych ogniach szpitala ciało, będzie oglądać. A tego nie chciał za nic w życiu.

Wrócił do swojej celi, bo nigdy nie nazwałby takiego miejsca pokojem, i odsunął łóżko z cichym skrzypieniem. Musiał uważać, aby nikt tego nie usłyszał, więc zanim przystąpił do działania, nasłuchiwał. Po kilku sekundach, kiedy nic podejrzanego się nie wydarzyło, odciągnął stary kafelek w rogu, który wcześniej był zasłonięty meblem. W podłodze znajdowała się niezbyt wielka dziura, ale wystarczająca, aby schować tam plecak. Od kilku dni pakował do niego ubrania z przechowalni, batoniki ze spiżarni, których nigdy nie dostawali do jedzenia, ale także leki na pierwszą pomoc oraz szare mydło. Skradzioną zapalniczkę wsadził do małej kieszonki i wrzucił bagaż do szybu. Nie trudził się na dosunięcie łóżka. I tak się dowiedzą, że uciekł.

Wskoczył z powrotem w korytarz tajemnych przejść i ruszył po swoją ukochaną.

Więzień duszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz