Pierwszego października 1989 roku o godzinie dwunastej 43 kobiety w różnych częściach świata urodziły dzieci. Było to coś nadzwyczajnego, ponieważ dzień wcześniej żadna z nich nie była w ciąży. Sir Reginald Hargreeves, ekscentryczny miliarder-awanturnik, postanowił odnaleźć i adoptować jak najwięcej tych dzieci.
Zdobył siedmioro z nich.
Numer 1 - "Luther"
Numer 2 - "Diego"
Numer 3 - "Allison"
Numer 4 - "Klaus"
Numer 5 - "Five"
Numer 6 -"Ben"
Numer 7 - "Viktor"
Ale nie od tego momentu zaczyna się ta historia.
*Rok 2006*
- Thomas, czytałeś dziś gazetę?! - Rachel Herschberger rzadko unosiła głos. Robiła to tylko wtedy kiedy miała ku temu poważny powód. Beth była pewna, że wrzask matki usłyszał każdy w promieniu 100 metrów. Następną rzeczą, która słyszała były pospieszne kroki ojca zbliżające się do kuchni.
- Co się stało? - Mężczyzna wbiegł do pomieszczenia. Był zaniepokojony. To była jedna z rzeczy, której Beth nie rozumiała. Od czterech lat rodzice codziennie kupowali gazetę i oglądali wiadomości w telewizji, czego wcześniej nie robili. Byli przewrażliwieni na punkcie jednego tematu.
Zastanawiacie się pewnie dlaczego akurat od czterech. Otóż w 2002 roku, dokładnie cztery lata wcześniej, odbyła się transmisja w telewizji, w której Sir Reginald Hargreeves ujawnił informacje o adopcji dzieci oraz ich niezwykłych umiejętnościach, które pomogą im w czynieniu świata rzekomo lepszym miejscem.
Bethany już dawno przestała prosić rodziców, by powiedzieli jej dlaczego tak bardzo interesuje ich temat Akademii Umbrella.
Po chwili zamyślenia dziewczyna zauważyła, że jej matka siedziała na krześle, miała bladą twarz, ojciec trzymał teraz gazetę. Prześledził wzrokiem nagłówek. - Jedno z Hargreeve'sów nie żyje. Chłopak. - wykrztusił.
Rachel odetchnęła ciężko. - Który? - Zapytała z widoczną obawą. Thomas śledził tekst szybkim wzrokiem szukając imienia zmarłego. Po chwili wypuścił powietrze nosem.
- Ben.
Na ich twarzach widać było ulgę. Beth wywróciła oczami. Wiedziała, że nie powiedzą jej o co chodzi, więc nawet nie próbowała udawać, że ją to obchodziło. Postanowiła przerwać tę ciszę.
- Możemy w końcu pogadać na temat potencjalnych pieniędzy na moje potencjalne studia? - Wyszczerzyła zęby w niezręcznym uśmiechu.
- To ty się wybierasz na studia? Masz 17 lat. - Matka zapytała ją ze znudzeniem w głosie.
- Przecież nie teraz. Jak skończę szkołę, oczywiście. - Dziewczyna była lekko podirytowana tekstem matki.
- I niby na jaki kierunek chcesz iść? - Ojciec wyglądał na zdziwionego.
- Przecież od dwóch lat mówię wam o moich planach! Czy wy mnie kiedykolwiek słuchacie? - Czuła się już nie tylko zirytowana, ale też zawiedziona.
- Skąd w ogóle pomysł, że damy ci pieniądze? - Thomas uniósł ręce podkreślając przy tym ton pytania. Dziewczynę zamurowało. Nigdy nie sądziła, że to będzie problem, w końcu mieli mnóstwo pieniędzy. Co prawda pochodziły z nieznanego jej źródła, ale nigdy nie widziała żadnych przeszkód, by móc je pewnego dnia wykorzystać.
- Macie co do nich jakieś zamiary? Myślałam, że zależy wam na mojej edukacji. - Beth w tym momencie miała mętlik w głowie.
- Po prostu nie sądziliśmy, że będziesz chciała normalnie pracować, w końcu masz zdolności dzięki którym mogłabyś zarabiać w inny sposób. - Matka próbowała uspokoić sytuację.
- Chcecie żebym pracowała w cyrku czy co? Już od dawna nie praktykują wystawiania dziwadeł na pokazach, więc nie zrobię tam kariery. Bardzo mi przykro. - Dziewczyna była strasznie wściekła. Szybko zdała sobie sprawę, że wcale nie na rodziców, ale na siebie. I na cały wszechświat. Nigdy nie rozumiała dlaczego taka się urodziła i nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek uzyska odpowiedź na to nurtujące ją pytanie.
- Dobry Boże, przestań tak mówić. - Ojciec z bezsilności zasłonił twarz rękami. Po chwili kontynuował. - I nie tym tonem. Ostatnio masz do nas zero szacunku! - Mężczyzna coraz bardziej unosił głos.
- Zgadzam się. - Wtrąciła się Rachel. - Jesteś niewdzięczna. Mogliśmy cię sprzedać Hargreeves'owi gdy po ciebie przyszedł, ale nie zrobiliśmy tego. Wszystko dla ciebie poświęciliśmy, a ty zachowujesz się wobec nas okropnie!
- Ja się zachowuję okropnie?! - Oto moment, którym Bethany Herschberger już całkiem straciła cierpliwość. - To wy ignorujecie mnie na każdym kroku! To wy dbacie bardziej o jakąś akademię niż o mnie! Dlaczego tak bardzo przejmujecie się śmiercią jakiegoś mało istotnego w naszym życiu dzieciaka?!
- Bo na jego miejscu mógł być... - Kobieta urwała, gdy zorientowała się co mówi. Odetchnęła głęboko. W pomieszczeniu nastała głucha cisza.
- Co? - Dziewczyna spojrzała na matkę, a potem na ojca. - Dokończ. - Żadne z nich nie wypowiedziało ani słowa.
- Oczywiście. Znowu mi nic nie mówicie, jak chcecie. Ale nie dziwcie się potem, że jestem taka "okropna". - Dodała ciszej.
W tym momencie każda normalna nastolatka wyszłaby trzepiąc drzwiami, ale nie Beth. Dziewczyna namierzyła wzrokiem wazon stojący na szafie na drugim końcu pomieszczenia i z łatwością bez jakiegokolwiek ruchu zrzuciła go na podłogę. Potem wyszła trzepiąc drzwiami.
-------------------------------
Hello!! Na początek trochę krótki rozdział <33
(W ostatnim akapicie mowa o telekinezie ofc)
CZYTASZ
STAND BY ME - The Umbrella Academy
Fanfiction[ben hargreeves x fem oc] Bethany przez większość swojego życia przekonana była, że jest jedynaczką, lecz przypadkowe zdarzenia uświadamiają jej, że wcale tak nie jest. Śmierć Reginalda Hargreeves'a i nowa rodzina kobiety wpływają na jej przyszłość...