Rozdział 1

76 1 14
                                    

  Mathias szedł po chodniku, wpatrując się w swoje buty i mrużąc oczy przed południowym słońcem, kiedy zorientował się, że pies warczy. 

  Podniósł głowę. 

  Chłopak, chyba trochę młodszy od niego, w kolorowych ubraniach, z krótkimi, kręconymi włosami, związanymi w kucyk, pofarbowanymi po jednej stronie na niebiesko, a po drugiej na czarno, wyglądał jakby zobaczył żywe złoto. 

  - Mogę pogłaskać? - zapytał, nie odrywając wzroku od Kamyka. 

  - ...to jest pitbull - wymamrotał Mathias.

  - No i?

  - On chce cię zabić. 

  Chwila ciszy.

  - ...mogę?

  Mathias westchnął i pomyślał, że nie będzie płacić za szpital. Pokiwał głową

  Zadziwiająco, Kamyk postanowił, że nie rozszarpie chłopaka. Mathias przyglądał się chwilę, jak nieznajomy głaszcze psa za uszami. 

  - Jak to się stało, że masz psa, nawet po Katastrofach? - zainteresował się chłopak.

  Mathias zaśmiał się niezręcznie. 

  - Zostałem z nim w domu, kiedy była ewakuacja.

  Chłopak spojrzał na niego, jakby rozważał wszystkie swoje wybory życiowe.

  - Jak to zostałeś z nim w domu kiedy była ewakuacja.

  Mathias westchnął słabo

  -...Miałem trzynaście lat, okej?

  Nowy znajomy patrzył na niego dużymi, turkusowymi oczami i Mathias miał dziwne wrażenie, że chłopak właśnie stracił wiarę w ludzkość. 

  Nagle Mathias uświadomił sobie, czemu twarz chłopaka wydawała się znajoma. 

  - Lidl?

  Chłopak poderwał głowę. Jego związane w kucyk włosy podskoczyły. 

  -  Ja? Skąd... Aaa. Biedronka. 

  To było niezręczne. Rozważał co powiedzieć (nie lubimy się, więc chyba ogólnie teraz muszę nakarmić śmieci i wyrzucić kota). W końcu wymamrotał słabo:

  - Zmieniłeś włosy? Nie poznałem cię.

  - W sumie to... - Lidlowi przerwał ostry dźwięk dzwoniącego telefonu. Odebrał. - Słucham? Sałata? Zaraz będę. 

  Odszedł pośpiesznie, nie żegnając się z Mathiasem.

---------------------------

  Luke wpadł do kamienicy.

  - Carter?

  Luke zobaczył swojego przyjaciela, leżącego na kamiennej podłodze.

  Leon, pod pseudonimem Cytryna, chodził po pomieszczeniu w tę i z powrotem.

  Alan, Brokuł, wymieniał przesiąknięte krwawią bandaże leżącemu na podłodze chłopakowi. W pokoju panowała martwa cisza.

  Lidl podbiegł do rannego.

  - Co się właściwie stało? - wydusił zestresowany.

  - Posprzeczał się z kimś z Gangu Świeżaków - powiedział poważnie Brokuł, nie odrywając wzroku od rannego.

  - To dalej nie tłumaczy, czemu Carter leży i się wykrwawia - odpowiedział zdenerwowany.

  - On miał ze sobą broń i... - Spojrzał na zakrwawiony nóż leżący obok.

  Nastąpiła chwila ciszy.

  - Jest już późno. Możesz iść się położyć, ja z nim zostanę.

Alan tylko kiwną głową i wyszedł.

Była godzina trzecia dwadzieścia cztery, kiedy Carter odetchnął po raz ostatni.




  - Jak to „ktoś umarł". – Mathias myślał, że wyjdzie z siebie i stanie obok.

- Naprawdę przepraszam, Biedronka – zaczął się tłumaczyć Borówka Basia. – Próbowałem ich rozdzielić, serio, ale...

- Wiem, że to nie twoja wina, William – westchnął sfrustrowany Mathias – ale to nie zmienia faktu, że mamy problem. Kto to w ogóle zrobił?

- Arbuz Adam. Powiedziałem mu już, że w Gangu Świeżaków nie ma miejsca dla zabójców.

- Dobrze. Cholera, wiedziałem, że to dziecko jest jakieś podejrzane, ale przecież w tych czasach każdy jest. Nieważne. Mogłem go nie dopuszczać do broni.

Minęła chwila niekomfortowej ciszy, podczas której Mathias oparł głowę na dłoniach, przeczesując włosy palcami, a spojrzenie jego jasnoniebieskich oczu błądziło gdzieś w przestrzeni.

Borówka spojrzał na niego, zmartwiony.

- Co teraz?

Przez kilka sekund Mathias nie odpowiadał. W końcu spojrzał na Borówkę Basię.

- Będziemy musieli coś z nimi uzgodnić. 







Author's note: chcemy sie zabic.

Love in a broken world || Biedronka x LidlWhere stories live. Discover now